Krucjata Wyzwolenia Człowieka
(114 -luty2002)
z cyklu "W szkole animatora"
Zielone włosy
Jan Halbersztat
Na początek krótki test. Wyobraź sobie taką scenę: wchodzisz do kościoła, jest kilka minut do mszy św. Siadasz w ławce, chwila modlitwy, zaraz zacznie się Eucharystia. Nagle, kątem oka, dostrzegasz siedzącą w sąsiedniej ławce postać. Ależ to pan X! Człowiek, który zawsze publicznie deklarował się jako niewierzący, otwarcie głosił (także w prasie i telewizji) poglądy nie tylko antyklerykalne, ale nawet antykościelne. Człowiek, który w czasie publicznej dyskusji na temat dopuszczalności aborcji głośno opowiadał się za możliwością zabijania nienarodzonych dzieci na każde życzenie. Człowiek, o którym wszyscy wiedzą, że ma już trzecią żonę, że jest skorumpowany, że - mówiąc wprost - kawał z niego złodzieja i drania. I ten człowiek siedzi teraz dwa metry od Ciebie, patrzy na ołtarz i czeka na rozpoczęcie mszy.
Jakie jest Twoja pierwsza reakcja?
Co on tu robi? Co to za skandal?! I co, może jeszcze pójdzie do komunii? Może mam mu jeszcze podać rękę na znak pokoju? To fałszywiec, obłudnik, pewnie przyszedł tu tylko po to, żeby potem w kolejnym artykule prasowym wyśmiać usłyszane kazanie i w ogóle naszą parafię...
A może inaczej...
Ten człowiek tutaj? To cud! On czeka na mszę... Nawrócił się? Niesamowite, dla Boga naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych!
A więc? Która z tych reakcji - obie oczywiście są nieco przerysowane - bliższa byłaby Twojej?
Animator to ktoś, kto powinien przede wszystkim zauważać dobro w drugim człowieku. Powinien chcieć patrzeć na drugiego człowieka oczami Chrystusa. Zastanów się - jeśli Twoja reakcja przypominałaby tę pierwszą, to przecież tak samo reagowali faryzeusze. \"Ona jada z celnikami i grzesznikami!\"... \"Gdyby był prorokiem, wiedziałby, kim jest ta kobieta\"...
On wiedział. Widział głębię ludzkiego serca, znał każdą myśl. Znał motywy, przyczyny takich czy innych zachowań, mniej lub bardziej pokręconych życiorysów. Znał - i dlatego nie potępiał. Oczywiście - nie akceptował zła (\"...idź i nie grzesz więcej!\"), ale przyjmował każdego, kto wykazał choćby cień chęci nawrócenia.
Jak my traktujemy osoby przychodzące do naszych wspólnot? Jak - jako animatorzy - reagujemy na to, co w tych ludziach słabe, grzeszne, dalekie od Nowego Człowieka? Jak reagujemy na to, co w nich po prostu inne, różne od naszych wyobrażeń?
Byłem kiedyś świadkiem takiej sceny: po rekolekcjach ewangelizacyjnych w pewnej parafii. Na wezwanie do włączenia się do wspólnoty zareagował m. in. pewien szesnastoletni uczeń technikum. Był szczerze poruszony rekolekcyjną nauką, głęboko przeżył spotkanie z Chrystusem. Przyszedł więc i powiedział, że chciałby być w grupie formacyjnej. Animator (nie wiem, czy to odpowiednie słowo) zmierzył go wzrokiem i powiedział pryncypialnie: \"Jasne, przyjdź, tylko najpierw zmień fryzurę, bo tu trzeba wyglądać jak człowiek!\" Rzeczywiście, chłopak miał fryzurę równie oryginalną jak strój - skórzana kurtka z ćwiekami, po kilka kolczyków w każdym uchu, włosy zafarbowane na zielono... Odwrócił się na pięcie i odszedł. Nie powtórzę tu, co powiedziałem wtedy temu \"animatorowi\", bo się to do druku chyba nie nadaje. Pomyślcie - ten człowiek w jednym zdaniu przekazał nieszczęśnikowi trzy wiadomości - \"Uważam, że wyglądasz głupio\", \"Nie akceptuję Twojego sposobu bycia\" i \"Póki się nie zmienisz - nie ma tu dla ciebie miejsca\".
A przecież można było zupełnie inaczej! Można było dostrzec dobro w tym człowieku. Czy zielone włosy i kolczyki w uszach świadczą o człowieku? Być może - z punktu widzenia człowieka dojrzałego i \"poukładanego\" - świadczą o pewnym zagubieniu czy \"poplątaniu\", ale przecież ten człowiek właśnie to swoje poplątanie zauważył, właśnie dostrzegł inną drogę. Gdyby przyszedł do wspólnoty, gdyby poczuł się akceptowany i kochany takim, jakim jest (tak, nawet z zielonymi włosami), gdyby dano mu szansę pogłębienia dopiero co nawiązanej relacji z Chrystusem, pewnie po jakimś czasie (dłuższym lub krótszym) sam doszedłby do wniosku, że te zielone włosy są mu niepotrzebne, bo i bez nich jest kimś wspaniałym, niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju. Nie można wymagać od niemowlęcia, żeby jadło to, co dorośli - już św. Paweł używał tej metafory.
To bardzo ważne w byciu animatorem - dostrzegać dobro w drugim człowieku. Dostrzegać je nawet tam, gdzie z pozoru jest ogromne nieuporządkowanie duchowe. Przecież jeśli ktoś maluje włosy na zielono, to znaczy, że - być może w naiwny i dziecinny sposób - stara się wyróżniać z bezimiennego tłumu, stara się być kimś, nie poddawać się unifikacji, że nie zgadza się na szarzyznę i nijakość. To są dobre cechy, które animator powinien zauważyć i wykorzystać w prowadzeniu go do Chrystusa.
Podobnie ma się sprawa z różnego rodzaju poglądami i wypowiedziami. Kiedy byłem jeszcze katechetą w szkole zawodowej, często spotykałem się z tym, że uczniowie wyrażali różne myśli czy poglądy w sposób niesłychanie wulgarny. Na początku okropnie się tym gorszyłem, aż zrozumiałem, że oni nie mówią tego ze złej woli. To często byli ludzie pochodzący z takich właśnie trudnych środowisk. W ich domach używało się takiego języka, tak mówili ich bliscy. Zrozumiałem, że oni po prostu nie potrafią inaczej wyrazić swoich myśli! Kiedy po raz pierwszy spróbowałem nie zwracać uwagi na formę tak zadanego pytania, a zatrzymać się nad jego treścią, okazało się, że pytanie było naprawdę głębokie i ważne! Oczywiście - odpowiadając ująłem temat w inny sposób, pokazałem, że można powiedzieć to samo kulturalnie i bez \"kuchennej łaciny\". I co? I zadziałało. \"No, właśnie o to mi chodziło!\" usłyszałem od ucznia. Był naprawdę zadowolony - usłyszał odpowiedź na swoje pytanie, a przy tym poczuł się potraktowany poważnie, widział, że staram się go rozumieć i szanuję go. Następnym razem sam już starał się wyrazić inaczej, delikatniej, innymi słowami.
Św. Ignacy Loyola, założyciel zakonu jezuitów, mówił w swoich \"Ćwiczeniach duchowych\", żeby zawsze starać się \"raczej ocalić, niż potępić\" to, co mówi drugi człowiek.
Chrystus nie odrzucał nikogo. Przyjmował nawet tych, którzy postrzegani byli jako najwięksi grzesznicy - i często rzeczywiście nimi byli. A oni garnęli się do Niego - bo właściwie gdzie indziej mieli pójść? Kto inny okazałby im taką miłość?
Pod wpływem Jego Miłości ludzie się zmieniają. Pod wpływem Jego Miłości zmienił się przecież każdy z nas. Każdy z nas był przecież - mniej lub bardziej - wrogiem Boga, poprzez grzech, w którym żył. Każdemu z nas ten grzech został wybaczony - bez zobowiązań, bez naszej zasługi.
Każdy z nas miał kiedyś - mniej lub bardziej - zielone włosy. To Miłość pozwoliła nam z nich zrezygnować.