Traktuję poniższy tekst jako maleńki przyczynek do wielkiego tematu, jakim jest obecność Ruchu Światło-Życie na Słowacji. W poprzednim numerze pisałam o początkach chrześcijaństwa na tych ziemiach i o ich dziejach aż do powstania państwa czechosłowackiego po I wonie światowej. Tytuł artykułu to pierwsze słowa słowackiego hymnu narodowego.
Zapach po zgaszonych świecach
Po II wojnie światowej Słowacja ponownie stała się częścią Czechosłowacji – wiemy, że istniały również plany przyłączenia Słowacji do ZSRR jako kolejnej re-publiki rad. Objęcie przez komunistów pełni władzy w Cze-chosłowacji (1948) pociągnęło za sobą prześladowania wobec przeciwników politycznych i ide-ologicznych. Skalę tych prześla-dowań odzwierciedla fakt, że w latach 1948-1954 na terenie Czechosłowacji, liczącej wówczas ok. 13 milionów mieszkańców, funkcjonowały 422 obozy z około 200 tysiącami więźniów politycznych. Restrykcje objęły także Kościół. Zlikwidowano katolickie szpitale, szkoły i przedszkola oraz zakłady opiekuńcze dla dzieci i młodzieży. Zawieszono wydawanie czasopism katolickich. Wierni i księża znaleźli się pod obserwacją ŠtB (czechosło-wackiego odpowiednika UB)1. 1.04.1949 r. Stolica Apostolska nałożyła ekskomunikę na wszystkich katolików dobrowolnie współpracujących z komunistycznym reżimem, co spowodowało zerwanie stosunków dyplomatycznych Watykanu z Czechosłowacją. W kwietniu 1950 internowano ok. 2 000 zakonników i ok. 10 000 zakonnic2. Według słów ówczesnego prezydenta kraju, Klementa Gottwalda, należało „Kościół zneutralizować i wziąć go we własne ręce, po to aby służył reżimowi”.
To niewiarygodne, ale nawet w tak trudnych warunkach Kościół rozwijał się i działał. Żył! Prowadzono nielegalne studium teologii, istniały nielegalne seminaria, kursy, rekolekcje, wykłady, kierownictwo duchowe i praca z młodzieżą. Nielegalnie wydawano i kolportowano czasopisma religijne. Odbywały się tajne rekolekcje powołaniowe, miały miejsce tajne nowicjaty, śluby zakonne i święcenia kapłańskie. Po krótkim okresie Praskiej Wiosny nastąpiła tzw. normalizacja i twarde rządy Gustáva Husáka (notabene Słowaka), podczas których było „możliwe, że uczenie kogokolwiek modlitwy Zdrowaś Mario (…) może zostać uznane za zagrożenie socjalizmu, czyn karalny, a nawet spiskowa- nie” (M. Mraz SJ, za: P. Boryszewski 2002 s. 48). Nie na darmo 9 punkt słynnej Karty 77 nosił tytuł „Za wolność religii”. Właśnie w takich – przyznajmy, ekstremalnych – warunkach rozwijały się w Czechosłowacji ruchy odnowy Kościoła: Odnowa charyzmatyczna, Focolare, Communione e Liberazione, Rodzina Niepokalanej. A także nasz Ruch.
Pierwsze rekolekcje oazowe na Słowacji odbyły się w 1979 r. na Oravie: parafia Zákamenné, drewniana chałupa ukryta w lesie. Była to pierwsza oaza, która miała miejsce poza Polską. Niewiele jest świadectw z tych pierwszych lat, wszystko, co zapisane, mogło być niebezpieczne3. Drugi słowacki moderator krajowy, o. Michal Zamkovský tak opowiadał o przyjeździe na swoją pierwszą oazę: miał doje-chać do pewnej stacji i tam cze-kać na kogoś, kto do niego po-dejdzie i zaprowadzi na miejsce. Nie wiedział, ani dokąd jedzie, ani kto go zabierze z przystanku.
Ks. Josef Heske, obecny moderator KWC na Słowacji, swoją pierwszą oazę przeżył 31 lat temu w Polsce, w Murzasichlu koło Zakopanego. Czy się bał, przechodząc przez granicę? Pewnie, że tak. Było czego się bać. Inne wspomnienie, którym się podzielił, dotyczyło okresu późniejszego, kiedy był już klerykiem. Na jednym ze spotkań grupy religijnej, które prowadziła siostra urszulanka, pojawiła się przełożona, Francuzka. Położyła ówczesnemu klerykowi rękę na ramieniu i powiedziała „coura-ge”, „odwagi!”.
W imię świętego Piotra
W kwietniu 1950 władze zlikwidowały Kościół greckokatolicki, przyłączając go przemocą do prawosławia – łatwiej było rządzić Kościołem przez Moskwę niż przez Watykan. Tak wielką nienawiść komuniści żywili wobec grekokatolików, że usunięto nawet ze słowników słowo „greckokatolicki”.
Duchowni, którzy odmówili przejścia na prawosławie, musieli przeprowadzić się w Sudety, do domów poniemieckich, gdzie władze nakazywały osiedlenie ludziom z marginesu. Tam, żyjąc w trudnych warunkach i z daleka od własnego środowiska, podej-mowali pracę m.in. w JZD (od-powiedniku naszych PGR). Wie-lu z nich miało rodziny – niejed-nokrotnie to właśnie ich żony były nieugięte i podtrzymywały mężów w decyzji wierności wobec Rzymu. Z drugiej strony księża greckokatoliccy, którzy przeszli na prawosławie, w ekte-niach4 modlili się nadal za papie-ża (jeśli mieli pewność, że w li-turgii uczestniczą „sami swoi”), a w księgach parafialnych robili specjalne adnotacje – dyskretne skróty przy imionach ochrzczonych dzieci greckokatolickich.
Dwóch biskupów greckokatolickich na Słowacji spotkał los męczenników. Pierwszy z nich, Pavol Peter Gojdič (1888-1960), biskup Prešova, podczas II wojny chronił Żydów i upominał się o ich prawa. Swoje wielkie serce okazywał również ludziom pokrzywdzonym po wojnie. Tato Jany Hlavatej, „połówki” słowackiej pary krajowej, był półsierotą, ponieważ jego ojciec zginął w czasie wojny. Biskup Gojdič organizował dla osieroconych dzieci domy, żywność, aktywności, m.in. teatr, gdzie grano żywoty świętych. Po jednym z przedstawień pozostało zdjęcie biskupa z małymi aktorami (wśród nich jest tato Jany) i ich rodzicami.
Ponieważ w 1950 r. Gojdič nie zgodził się na przyłączenie się Kościoła greckokatolickiego do prawosławnego, został uwię-ziony (podobno siedział razem z Gustavem Husakiem, oskarżo-nym wówczas o „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”), następnie uznany za winnego zdrady państwa oraz szpiegos-twa. W konsekwencji skazano go na karę dożywotniego więzienia. Podczas wykonywania kary otrzymał propozycję wypuszcze- nia z więzienia w zamian za zmianę stanowiska, ale nie zgo-dził się. Zmarł w dniu swoich 72 urodzin.
Drugi męczennik, Vasiľ Hopko (1914-1976), biskup pomocniczy Prešova, był z pochodzenia Rusinem. Ponieważ odmówił przejścia na prawosławie, trafił do więzienia – i choć z niego wyszedł w roku 1964, a nawet wrócił do swoich obowiązków po „reaktywacji” Kościoła greckokatolickiego w 1968 r., był już człowiekiem psychicznie wyczerpanym i nie mógł pełnić swoich funkcji. Kilka lat później zmarł.
Relikwie obu męczenników znajdują się w preszowskiej katedrze św. Jana Chrzciciela. Do ich losów dobrze pasuje przejmujące świadectwo greckokatolickiego biskupa z Rumunii: „Przez długie lata znosiliśmy tortury, bicie, głód, zimno, konfiskatę naszego mienia, naigrawanie się i pogardę – w imię świętego Piotra. Całowaliśmy kajdanki, łańcuchy, żelazne kraty naszej celi, jakby to były przedmioty święte, czciliśmy nasz więzienny strój, jakby to był habit zakonnika. Postanowiliśmy nieść nasz krzyż, chociaż nieustannie proponowano nam wolność, pieniądze i łatwe życie w zamian za wyrzeczenie się Rzymu” (za: P. Boryszewski 2002, s. 26).
Czas świtania
Najbardziej dynamiczny okres rozwoju młodzieżowych grup oazowych na Słowacji miał miejsce w latach dziewięćdziesiątych, po „aksamitnej rewolucji”. Wtedy też zaczął się tu rozwijać Domowy Kościół, a pierwsze Słowaczki zgłosiły się do Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła (trzy z nich złożyły później śluby wieczyste). Wtedy także narodziło się pragnienie oazowego centrum na Słowacji. Podjęte wówczas próby nie przyniosły jednak spodziewanego rezultatu. Z biegiem czasu liczebność oaz zmniejszyła się. Nic dziwnego, Ruch nie miał przecież monopolu na ewangelizację, ludzie mogli wybierać inne wspólnoty.
Skąd się biorą kryzysy w Ruchu? Zdaje się, że wśród wielu przyczyn jedna powtarza się zawsze: zagubienie pierwotnego charyzmatu. Wtedy nawet entuzjazm nie pomoże. Piszę o tym, ponieważ znamy te sprawy z własnego podwórka. Co więcej, stary wróg – komuna – nie jest już groźny, za to podnieśli głowy inni wrogowie: lenistwo i ociężałość.
Pierwszym moderatorem krajowym na Słowacji był człowiek świecki, Peter Václavík, który przeszczepił tam Ruch na polecenie ks. Franciszka Blachnickiego, a obecnie pracuje nad książką o dziejach Ruchu na Słowacji).
– W Polsce trzeba pracować nad tym, żeby w Ruchu angażowali się świeccy. Na Słowacji – żeby się angażowali księża – mówi ks. Josef Heske. – Mało jest też ludzi, którzy odczytują bycie w Ruchu jako drogę na całe ży-cie. Diakonie na poziomie krajo- wym dopiero się tworzą (np. dia-konia modlitwy). A dopiero podejmując służbę, możesz się w niej rozsmakować, odczuć, że ona jest sposobem na życie.
Tibor i Jana Hlavatí, słowacka para krajowa, na swojej pierwszej oazie byli w 1991 roku, w Krościenku. Mają dwóch synów, Jakuba i Mateja. Mówią, że obecnie na Słowacji jest około 45 kręgów – głównie w Prešovie (10 kręgów), ale także w Koszycach, Starej Ľubovni, Kežmarku, Smižanoch, Žilinie, Bratislavie i na Oravie. Jak to się zdarza, nie w każdym kręgu miała miejsce porządna praca formacyjna. Czasem spotkanie ograniczało się do modlitwy i dzielenia słowem Bożym, bez dzielenia się zobowiązaniami itp. Niekiedy trzeba rozpocząć formację niemal od zera.
Skoro są rodziny, są i dzieci. Oazy Dzieci Bożych prowadzą małżonkowie (Janko i Martuška Huboví z Plavnicy), w planach mają też Oazy Nowej Drogi, bo dzieciaki przecież rosną. – Nie ma co czekać na księcia na białym koniu, który przyjedzie i zrobi oazy dla naszych dzieci – mówi ks. Josef Heske.
Ważnym wydarzeniem dla Ruchu na Słowacji była Oaza Rekolekcyjna Diakonii, która odby-ła się we wrześniu 2010 roku. Prowadził ją Moderator General-ny, a uczestnicy pochodzili ze Słowacji, Czech i Polski. Konty-nuacją pracy formacyjnej są weekendy dla animatorów, pro-wadzone przez o. Milana Zalehę i Veronikę Kováčikovą.
Oaza rozwija się na Słowacji w dwóch obrządkach katolickich – rzymskim i bizantyjskim, greckim. Ten fakt jest wyraźnym świadectwem, że Oaza ma wiele twarzy, nie jest ograniczona do jednej kultury ani nawet do jednego liturgicznego rytu. Na Słowacji funkcjonują trzy kręgi Domowego Kościoła gromadzące księży greckokatolickich z rodzinami. A może jeszcze ktoś z Was pamięta piękny program ewangelizacyjny przygotowany przez greckokatolicką wspólnotę oazową na Kongregacji odpowiedzialnych w 2007?
– Wierzymy, że to Duch Święty tak prowadzi, że Oaza zaczyna się rozszerzać po świecie. Różnorodność kultur, narodów, spojrzeń, to nas wszystkich ubogaca – mówi moderator krajowy Ruchu na Słowacji, ks. Peter Komanický.
Abyśmy byli jedno
Jak możemy sobie nawzajem pomóc? Po pierwsze, organizując oazy międzynarodowe. To nasze wspólne marzenie, które już się spełnia po trosze. Trzeba pokonywać wiele obaw z obu stron – przede wszystkim tę, że nie będziemy się wzajemnie rozumieć. Doświadczenie pokazuje, że ry-zyko nie jest wielkie. Ks. Josef Heske ma zresztą swój udział (oczywiście wraz z ks. Irene-uszem Kopaczem) w powołaniu do istnienia Parresii, czyli spot-kań wspólnot Ruchu żyjących poza Polską.
Po drugie, możemy współpracować na poziomie diakonii centralnych. Co zresztą tu i ówdzie ma już miejsce (np. w diakonii wyzwolenia). Po trzecie, możemy się modlić wzajemnie za siebie: o ufność wobec Opatrzności w sprawach finansowych (zwłaszcza budowy i wykończenia oazowego centrum na Kalwarii w Prešovie, którego rekonstrukcja trwa od 2006 r.), o tłumacza dla materiałów oazowych… O to, żebyśmy – wszyscy – wypełnili zadanie, przeznaczone nam przez Boga w Europie środkowej XXI wieku.
PS. Dziękuję wszystkim osobom, które podczas mojego pobytu na Słowacji poświęciły mi swój czas, dzieląc się wiedzą, chlebem i sercem. Na szczególne podziękowania zasługują ks. Peter Komanický, Mária Muchová, Mária Polačková i Veronika Kováčiková.