Kobiecość
(197 -styczeń2014)
z cyklu "Pamięć świadków"
Człowiek jednoznaczny
ks. Wojciech Ignasiak, Maria Dąbrowska, Justyna Dąbrowska
Marian Dąbrowski (1958-2008) należał do Ruchu Światło-Życie w archidiecezji katowickiej, podejmował jednak posługi również na szczeblu ogólnopolskim. Był przede wszystkim bardzo mocno zaangażowany w Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, w latach dziewięćdziesiątych odgrywał ogromną rolę w działaniach KWC na szczeblu ogólnokrajowym. Współorganizował ogólnopolskie spotkania Krucjaty, redagował pismo KWC „Eleuteria”. W 1997 roku podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski reprezentował Ruch Światło-Życie w procesji z darami w czasie Mszy św. na Błoniach Krakowskich.
Był redaktorem „Małego Gościa Niedzielnego”, później zaangażował się w działalność samorządową w Rudzie Śląskiej będąc w latach 1990-2002 członkiem Rady Miejskiej a latach 1990-2000 członkiem zarządu miasta, w tym dwukrotnie zastępcą prezydenta.
Przez wiele lat współpracowałem z Marianem w Diecezjalnej Diakonii Wyzwolenia, dane mi było przyjaźnić się z nim.
Na jego ręce temu składałem swoją deklarację Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. On mnie posyłał na pierwsze oazy, żebym mówił o Krucjacie.
Marian był zawsze przygotowany do wszystkich spotkań. Wszystko było oparte na Piśmie Świętym, na nauczaniu soboru, ks. Franciszka Blachnickiego, ostatnich papieży. Jeśli wychodził jakiś nowy dokument, zaraz roz-ważaliśmy go w ramach diecezjalnych spotkań Diakonii Wyzwolenia. Marian potrafił zawsze stworzyć piękny i budujący program spotkania, mobilizował do refleksji, do działania, do realizacji dokumentów Kościoła w codziennym życiu.
Współpraca w Diecezjalnej Diakonii Wyzwolenia zaowocowała moim zaangażowaniem w Ośrodku Profilaktyczno-Szko-leniowym im. ks. Franciszka Blachnickiego w Katowicach. Marian Dąbrowski miałświetny program dla tego ośrodka. Choć z początku ten program wydawał mi się bardzo trudny, to w wielu momentach został później zrealizowany.
Marian był człowiekiem bardzo jednoznacznym. Zawsze nam się kojarzył z postaciąśw. Jana Chrzciciela. Czasami niektórych denerwował, niekiedy niektórzy czuli się przy nim w pewien sposób nieswojo, kiedy uświadamiali sobie, że znacznie przewyższa ich swoją wiernością Jezusowi, Ewangelii, swoją jednoznacznością, swoją piękną postawążycia. Tam nie było udawania, obłudy, tam nie było połowicznego działania, tam było cały czas życie na pełnych obrotach. Był człowiekiem który rzeczywiście w swoim życiu realizowałświatło Chrystusowej Ewangelii. Budował nas wielką pokorą, cichością, budował także przeżywaniem miłości nieprzyjaciół. Kiedy nastąpiły przetasowania w radzie miasta, ci, którym przeszkadzało czynione przez niego dobro, zwolnili go z urzędu. Szukał pracy – człowiek który tak wiele ludziom pomagał. Kiedy niektórzy się oburzali, Marian ze stoickim spokojem zawsze powiadał wtedy: „Nie narzekajcie, pomódlcie się za tych biedaków”. To był cały Marian, człowiek wielkiego pokoju, wielkiej miłości, człowiek, który potrafił dawaćświadectwo o Jezusie swoją jednoznacznością, pięknem codziennego życia.
Był także wspaniałym mężem i ojcem czwórki dzieci. Bywało, że miał zajęty cały dzień do póź-nego wieczora. Mimo to wieczo- rem zawsze rodzina siadała w pi-żamach na tapczanach, był czas na to, żeby każdy podzielił się tym, co było trudne i tym co było piękne w ich życiu. To dzielenie kończyło się wspólną rodzinną modlitwą.
Odszedł do wieczności w uroczystość Serca Jezusowego w 2008 r., dwa dni po tym, jak przeżyliśmy wraz z nim i jego żoną dwudziestopięciolecie małżeństwa. Pięćdziesiąte urodziny przeżywałby w sierpniu.
Jego pogrzeb był wielkim wydarzeniem. Ponad trzydziestu kapłanów sprawujących ofiarę za Mariana, wiele śpiewów wielkanocnych. Było to doświadczenie wielkiej Paschy. Sam Marian chciał, żeby liturgia była w białym kolorze, żeby było wielkanocnie, odświętnie. Kiedy odchodził, swojej rodzinie, dorastającym dzieciom, żonie, mówił: „Nie płaczcie, Pan Bóg będzie was wspomagał, a ja idę do Niego”.
Marian pozostaje w naszej głębokiej pamięci jako człowiek żyjący Ewangelią wyzwolenia, jako człowiek który szerzył wolność Bożych dzieci.
ks. Wojciech Ignaszai
W naszym domu rodzinnym wychowanie, zarówno moje jak i mojego rodzeństwa, nierozerwalnie wiązało się z religijnością. Mocno zakorzeniona w sercach naszych rodziców wiara pozwalała na prawidłowe kształtowanie się zarówno na-szych postaw moralnych jak i społecznych. Szczególne miejsce w naszym wychowaniu zajmował tata, który pomimo ciągłego zabiegania i wypełniania wielu obowiązków, zawsze znajdował czas na wieczorne rozmowy i codzienną wspólną modlitwę. Z perspektywy czasu dostrzegam jak bardzo ojciec był oddany i zaangażowany w różnego rodzaju dzieła ewangelizacji i szerzenie Królestwa Bożego w świecie.
Elementem, który bardzo zapadł mi w pamięć to widok siedzącego w niedzielne przedpołudnie na krześle taty, który pomimo zgiełku spowodowanego rodzinnymi przygotowaniami do wyjścia na mszęświętą, modlił się w skupieniu brewiarzem. Wiara ojca widoczna była nie tylko podczas dni świątecznych ale i przy okazji wykonywania czynności codziennych, chociażby takich jak posiłek czy opieka nad nami. Bardzo ciepło wspominam wakacyjne wyjazdy i wieczory, podczas których czytane nam były opowieści biblijne, rozbudzające w nas chęć poznania i doświadczenia spotkania z Jezusem.
Postawa życia codziennego obojga rodziców była dla nas obrazem i przykładem do naśladowania. Co więcej, mama i tata nauczyli nas dzielenia się z potrzebującymi i niesienia pomocy każdemu, kto tego potrzebuje. Ojciec będąc szafarzem w parafii Bożego Narodzenia w Rudzie Śląskiej, bardzo często zachęcał nas, abyśmy przy okazji przygotowań do Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, samodzielnie wykonali jakiś prezent dla chorych ludzi, którym miał zanieść do domów Najświętszy Sakrament.
Joanna Dąbrowska, córka
Jestem najmłodszą córką z czwórki naszego rodzeństwa. Tą która urodziła się w październiku i za sprawą Matki Bożej została uratowana po narodzinach. To dzięki Tacie otrzymałam Jej imię.
Z okresu wczesnego dzieciństwa pamiętam jak tata zabierał mnie na wystawy i koncerty, na które był zapraszany jako wiceprezydent miasta Ruda Śląska. Jeśli chodzi o wychowanie to było ono na wysokim poziomie – z mojej dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że Tata jeśli już podniósł na któreś z nas głos, to były to krytyczne momenty naszego niegodnego zachowania.
W każdy Wielki Czwartek ob-mywał nam wszystkim zgroma-dzonym wokół stołu nogi zanim zasiedliśmy do uroczystej kolacji tuż po uroczystościach pierwsze- go dnia męki Pańskiej.
Kolejny czas wiąże się z pa-mięcią wszelkiego wsparcie z je-go strony jeśli chodzi o naukę w podstawówce (pomoc w odra-bianiu zadań domowych – szczególnie tych z języka pols-kiego), szkole muzycznej, którą z wielką dumą kończyłam właś-nie dla niego, ponieważ bardzo lubił muzykę poważną i to dzięki Niemu ja również odkryłam jej piękno. Gimnazjum to czas kiedy mogłam z każdym problemem zwrócić się do Taty. Dzięki niemu nie bałam sięświadczyć o Chrystusie w gronie moich znajomych. To dzięki świadectwu codziennego praktykowania Eucharystii przez Tatusia, ja sama zaczęłam uczęszczać częściej do Kościoła a później wstąpiłam do Ruchu Światło-Życie. On swoim postępowaniem pokazywał nam w sposób tak naturalny, jak kochać innych ludzi nie oczekując w zamian niczego.
Za słowami piosenki Arki Noego mogę powiedzieć, że „Mama to nie jest to samo co Tato…”
Maria Dąbrowska, córka