Jak przygotować spotkanie formacyjne? Jak je poprowadzić? Jak się samemu do niego przygotować? Choć każdy z nas ma jakieś ogólne pojęcie, doświadczenie dotyczące strony praktyczno-technicznej spotkania, choćby z racji uczestnictwa we własnej formacji, to warto powtórzyć sobie trochę większych i mniejszych oczywistości.
Dużą pomocą do przygotowania spotkania jest konspekt. Czasem słyszy się narzekanie, że jest on nieżyciowy, za trudny, zbyt prosty, albo podający rzeczy oczywiste, np. ustawienie odpowiedniej liczby krzesełek. Animator pomija całą opisaną sferę techniczną, po czym okazuje się, że na spotkaniu rzeczywiście nie ma miejsc dla wszystkich, i trzeba dostawiać ławki z sąsiedniej salki, przeszkadzając innej grupie, nie ma świecy (a nawet jeśli jest, to nie ma zapałek), ani znaku Φ?∑-
-Z?H. Z rozczuleniem wspominam czas, gdy animator dbał o świeże kwiaty i obecność figurki Niepokalanej, otwierał z namaszczeniem Pismo Święte i kładł je obok świecy, a co więcej - znał wymowę tych znaków.
Ale przecież przygotowanie otoczenia nie jest najważniejsze i nie może zdominować przygotowania wewnętrznego, do którego konspekt też jest niezbędny. Bo tak naprawdę przygotowanie zaczyna się już kilka dni przed datą spotkania - modlitwą do Ducha Świętego o światło mądrości i łaskę prowadzenia, po czym dokładnym przestudiowaniem konspektu, by go zrozumieć. W zrozumieniu spotkania, przypomnieniu sobie i poukładaniu jego treści, pomaga rzetelne zastosowanie się do zaleceń dla animatora, np. tak często pomijane przestudiowanie podanych fragmentów dokumentów Kościoła, czy pism ks. Blachnickiego. Trzeba mieć czas na dotarcie do tych materiałów, więc niemądre byłoby zostawianie tego na ostatnią chwilę, na dzień, dwa przed spotkaniem. Poza tym sporo czasu zajmuje też „przerobienie” całego spotkania w pojedynkę, jako uczestnik, z Biblią na kolanach i zastanowienie się nad tym, do czego dane treści mają nas doprowadzić i w jaki sposób będzie je najłatwiej przekazać grupie. Jeśli można, warto pochodzić kilka dni „ze spotkaniem w głowie”, rozważając je i weryfikując według niego swoje życie. Tylko wtedy przekażemy głębię - nie tylko słowa, wiarę - nie tylko wiedzę. Animator musi mieć czas nie tylko by zrozumieć treść spotkania, ale by się rozsmakować w drodze, którą ma poprowadzić swoich uczestników, zachwycić się nią i pokochać. Bo życie wypływa z życia, a nie z suchych informacji. Dlatego też nie wyobrażam sobie sytuacji, w której animator nie podejmuje żadnych kroków na drodze, którą ma prowadzić swoją grupę, czyli np. ani nie podejmuje wraz z grupą postanowień po spotkaniu, ani nie trwa razem z nimi na Namiocie Spotkania, ani nie włącza się choć częściowo we fragmenty pracy duchowej według notatnika w tygodniu. Oczywiście, nie wszystko na raz. Ale tego typu towarzyszenie na niektórych etapach formacji, jest wyrazem jedności.
Często poruszanym problemem jest forma przeprowadzania samego spotkania. Musi ona być starannie przygotowana, by nie polegało to na szkolnych schematach: „pytanie-odpowiedź-następny proszę”, ani nie było „przerobione, odcierpiane i odsiedziane” zarówno przez uczestników, jak i animatora. Konieczne jest więc na podstawie ogólnego konspektu zrobienie własnego, czytelnego dla animatora, uwzględniającego specyfikę grupy: jej wiek, zróżnicowanie, dojrzałość, temperament, umiejętność skupienia uwagi. Tu jest miejsce na zaplanowanie świadectwa, na subtelne zastosowanie modnych ostatnio metod aktywizujących, przeplatanie treści łatwiejszych z trudnymi do zrozumienia i zapamiętania. Chodzi o to, by nie pominąć istotnych treści spotkania, a jednocześnie nie robić z niego wykładu. Uczestnicy mają sami do czegoś dojść, pytać, wywnioskować coś, porównać, odkryć - a jednocześnie przez własną aktywność lepiej to zapamiętać. Szczególnie w grupach wymagających pod względem intelektualnym lub duchowym temat wymaga zagłębienia się, a forma - wyjścia z rutyny, a nie demobilizującego podtykania wniosków pod nos i wyręczania w myśleniu.
Tuż przed spotkaniem pozostaje zająć się sferą czysto techniczną: wywietrzyć pokój, przygotować siedzenia, chusteczki (żeby potrzebujący nie musieli biegać do kurtki w przedpokoju w trakcie dzielenia), zapasowe długopisy, jakiś dodatkowy egzemplarz Pisma Świętego dla zapominalskich. Jeśli spotkanie jest w domu przypomnieć rodzinie (wcześniej oczywiście uprzedzonej), żeby nas nie prosiła do telefonu. Wykorzystać zdrowy rozsądek i jeśli jest plucha, albo nasi uczestnicy przychodzą na spotkanie wprost ze szkoły, pracy, czy mszy świętej, to przygotować kapcie, gorącą herbatę i kilka kanapek dla krótkiego pokrzepienia się przed spotkaniem. Gdy jest już komplet osób i zaczynamy spotkanie, warto poprosić o wyplucie gum do żucia, wyłączyć własną komórkę, pomyśleć, że to wszystko z i dla miłości, odetchnąć głęboko i ... Pozostaje już tylko powierzyć się Duchowi Świętemu, nie przywiązując się nadmiernie do SWOJEGO planu.