Od zawsze dziadek jawił mi się jako człowiek „pod wpływem”, mało mający do wniesienia, często mało poważnie traktowany przez rodzinę
W mojej rodzinie alkohol w tym gorszym wydaniu nie ma zbyt wielkiego pola do działania. Wszyscy zachowują „kulturę picia”.
Jednak, gdy byłem uczestnikiem i powiedziano mi, że podpisując deklarację Krucjaty, podpisuje się ją zwykle za kogoś – wtedy zorientowałem się, że jednak jest w mojej rodzinie osoba, które potrzebuje mojej krucjaty, mojego postu i modlitwy. Był nią (i pewnie dalej jest) mój dziadek.
Od zawsze dziadek jawił mi się jako człowiek „pod wpływem”, mało mający do wniesienia, często mało poważnie traktowany przez rodzinę. Często pił. I chyba to doprowadziło do tego, że jego własny interes podupadł (a jest na prawdę dobrym mechanikiem samochodowym!). I na pewno to doprowadziło do stopniowego rozkładu pewnych rzeczy w małżeństwie jego i babci. Nie chodziło o przemoc. Dziadek po prostu był nieobecny. Nieobecny w małżeństwie i nieobecny w rodzinie.
Wiedziałem, że tak trzeba – jednak czasami przychodziły wątpliwości, czy to „działa”? Do kiedy trzeba czekać?
Wszystko jednak na spokojnie. I na spokojnie też dokonała się przemiana w życiu mojego dziadka. Zaczęło się od choroby – wywołanej zapewne przez nałóg. Trafił do szpitala. Trzeba było zmienić tryb życia: z mało-kontaktującego i znieczulającego rzeczywistość alkoholem na abstynencko-szpitalny.
Wszyscy widzieli różnicę już w samym wyglądzie dziadka. Pomimo, że brak alkoholu pewnie dawał mu się we znaki – wyglądał on coraz lepiej, zdrowiej.
Czy przestał pić alkohol? Myślę, że tak – chociaż jeszcze brakuje mi odwagi, by otwarcie go o to spytać. Jak to się stało? Nie sądzę, że wystarczyło tu tylko zalecenie lekarza, pewne namowy ze strony rodziny. Śmiem twierdzić, że to łaska. Nie wiem, czy jest ona konsekwencją mojej ofiary czy ofiary kogoś innego (teraz skłaniam się ku temu, by nie podejmować Krucjaty za kogoś konkretnego – to niekiedy sprawia, że ciężko wytrwać, kiedy nie widać efektów). Jestem przekonany, że to Chrystus ożywił mojego dziadka do życia.
Wszystko zaczęło się układać. Babcia – ciesząca się zwykłą przejażdżką samochodem z mężem, który jedzie bezpiecznie (wcześniej dziadek nie wsiadał do samochodu i babcia musiała liczyć na busy, znajomych, rodzinę). Rodzina, która bez wcześniejszego umówienia się odeszła od umilania atmosfery każdej rodzinnej imprezy alkoholem.
Dziadek – tak przecież doświadczony – umiejący doradzić, pomóc. Dziadek, który jest mężem, ojcem i... dziadkiem.
Czy wtedy stwierdziłem, że moja Krucjata dobiegła końca? Nie. Po pierwsze, tak jak pisałem wcześniej, już samą decyzję na podjęcie Krucjaty członkowskiej powierzyłem Bogu. On wie, komu jest najbardziej potrzebna. Po drugie: wiem, że mój dziadek dalej potrzebuje modlitwy by wytrwać.
To dzieło Boga w moim życiu. Czy wielkie? Globalnie – mało znaczące. Dla mojej rodziny – duża, bardzo duża zmiana.