Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Krościenka, przyszło mi do głowy, że cudownie byłoby tu zamieszkać. Oczywiście wtedy nawet nie pomyślałam, że mogłoby się tak stać. Przez ten okres jednak wielokrotnie przypominało mi się marzenie jeszcze z dzieciństwa: mieszkać w małej, górskiej mieścince i pracować zźmi. Dzisiaj, kiedy piszę jako mieszkanka Kopiej Górki, żywo stają mi przed oczami słowa psalmu 37, które dawno temu przyjęłam jako swoje: powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu, a On sam będzie działał. No i zadziałał. Spełnił moje pragnienia. Pozwolił mi rzeczywiście pracować z ludźmi - oprócz posługi w Centrum od niedawna pracuję jako psycholog z osobami z upośledzeniem umysłowym. A za każdym razem, kiedy wchodzę na szczyt Kopiej Górki, oddycham głęboko pienińskim powietrzem i patrzę na Dunajec, zachwycam się tym, że naprawdę tu mieszkam.
Tyle tytułem wstępu. Chcę napisać właśnie o odkrywaniu i zachwycie. Ale nie z mojej perspektywy. Tu byłabym monotonna opowiadając o wspaniałych, oddanych ludziach, pięknie przyrody, zimie, która zachwyca mnie swoim uporem w odwlekaniu wiosny, książkach, które czekają na przeczytanie, sprawach, które wyglądają sfinalizowania. Dlatego napiszę z perspektywy osób, które nas odwiedzają. Wcale nie jest ich mało, a wizytę właściwie każdej z nich można określić jako przełamywanie schematów. Najpierw siostry zakonne zścienka. Wielkie było ich zdziwienie, kiedy słuchały historii Kopiej Górki. Zwłaszcza zdumione były tym, że mieszkanki są członkiniami Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła. I słowa na zakończenia wizyty: tyle lat tu mieszkamy, a nie wiedziałyśmy...
Równie ciekawe są telefony osób, które pytają nieśmiało, czy mogą przyjechać z księdzem na Mszę do Kaplicy Chrystusa Sługi. Ten wyraz ulgi i radości w ich głosie, kiedy dowiadują się, że są mile oczekiwane, to zawsze radość dla sekretarki. A jeśli chodzi o telefony - oprócz tych, w których dzwoniący chcą zadać konkretne pytanie, związane z jakimś terminem czy adresem, niezwykle cenne są te, które dotyczą po prostu życia. Nieraz zdarza się, że osoba dzwoni, bo chce porozmawiać, szuka zrozumienia, a wreszcie prosi o modlitwę. To wzruszające, kiedy ktoś z wielką ufnością dzwoni lub pisze zśbą o modlitwę za wstawiennictwem Ojca Franciszka. Dzieli się przy tym niejednokrotnie swoim byciem w Ruchu i opowiada, ile Ruchowi zawdzięcza. A co do modlitwy - nie zapomnę zdziwienia Jacka, który przyjechał na kilka dni, by pomóc nam przy komputerach (bo, gdyby ktoś miał wątpliwości, na Kopiej Górce są komputery). Pierwszy raz przebywał tutaj poza „sezonem" oazowym. Wielkie było jego zdumienie, gdy przyszedł na wspólne nieszpory i zobaczył, że prośby zostały poszerzone przez wspólnotę o intencje całego Ruchu: „domyślałem się, że Centrum modli się za Ruch, ale pierwszy raz zobaczyłem to na własne oczy".
Fascynujące są takie osoby, które przyjeżdżają na kilka dni, żeby pomóc. Cudownie jest patrzeć, jak odkrywają, że zawsze znajdzie się jakaś praca, w której o dziwo mogą się zrealizować - obieranie jabłek, kopanie grządek, sprzątanie, prasowanie, zmywanie, instalowanie karty sieciowej, granie na gitarze... czy wreszcie niezwykle ostatnio popularne: odśnieżanie. Z odśnieżaniem wiąże się świeża historia. Kilka dni temu była u nas taka właśnie grupa do pomocy. Dwóch panów oświadczyło, że chcą odśnieżać. Na naszą propozycję odśnieżenia podestu w Wieczerniku zareagowali lekkim uśmiechem: tylko? My także lekko uśmiechnęłyśmy się, a oni szybko przekonali się, o co nam chodziło. Po przerzuceniu pewnie kilku ton śniegu poczuli się naprawdę potrzebni. I to jest chyba najpiękniejsze: zaangażowanie osób właściwie z całej Polski w to, by Kopia Górka mogła jak najlepiej funkcjonować. To niezwykle budujące patrzeć, jak razem pracujemy dla Ruchu, który wszyscy kochamy. I podziwiać piękno ludzi, którzy zachwycają się swoim odkrywaniem na nowo miejsca, jakim jest Kopia Górka. Miejsca, o które wszyscy możemy się troszczyć, za które wszyscy powinniśmy się modlić.