Do diakonii zostałem zaproszony. Najpierw przez samego Chrystusa Sługę. Będąc po II stopniu oazy uczestniczyłem w KODA w Krościenku w samym Centrum Ruchu. Urzekło mnie bogactwo znaków tego miejsca, Słowo Boże wyrzeźbione w Namiocie Światła, Figura Niepokalanej u źródła. Ale z tych rekolekcji wywiozłem przede wszystkim obraz Chrystusa Sługi. Najbardziej oddany w kaplicy pod tym samym wezwaniem. Po kilka razy dziennie wspinałem się tam bez butów [1] po stromych schodach, jak na szczyt góry, aby Go spotkać podczas liturgii, celebracji, modlitwy, Namiotu Spotkania. Jakże przemawiająca była figura z witraża w kaplicy. Ale do mnie najbardziej przemówiła niepozorna blaszana tablica [2] z wymalowanym fragmentem z Listu św. Pawła do Filipian: „To dążenie niech was ożywia …” Pamiętam, że zatrzymywałem się przy niej za każdym razem. To słowo towarzyszyło mi w drodze: „…nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem…” I doświadczyłem spotkania z Nim, cichym, pokornym, posłusznym, słuchającym. Tamto niezatarte doświadczenie trwa we mnie do dziś i myślę, że jest źródłem mojej diakonii w Ruchu.
Po czterech latach posługi animatora zostałem do diakonii zaproszony przez Jacka, wieloletniego członka diakonii. Nie od razu do roboty, najpierw do modlitwy, współpracy. Ale miałem już swój dyżur w diakonii słowa. Od Jacka uczyłem się pokory, oddania się Jezusowi, odpowiedzialności za Ruch. To był też okres poznawania Ruchu, jego historii, funkcjonowania, czasem nawet bardzo przyziemnych spraw.
Dziś widzę, że diakonia jest moją drogą w Ruchu. Choć nadal uczestniczę w formacji Ruchu (dziś już rodzinnej) to bez otwarcia na potrzebę konkretnej służby moja wiara byłaby zamknięta, może skostniała. Wielokrotnie doświadczałem, że diakonia jest krzyżem, że to nie jest jakaś sielanka, czy ucieczka od własnych problemów. To jest często branie na siebie problemów innych, dźwiganie ich razem. Kiedy moderator zawalił, kiedy go nie było, a ktoś z pretensjami przyszedł. Było wiele momentów zwątpienia, w których wydawało mi się, że to nie ma sensu. Ale wtedy moje myśli podążają na schody do Kaplicy Chrystusa Sługi i widzę: …uniżył samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci...
I utwierdza mnie świadomość, że nie jestem sam, że odpowiedzialność za Ruch dźwigają obok mnie inni. Przede wszystkim moja żona. Od początku diakonia stała się udziałem naszego małżeństwa, bo zostaliśmy odpowiedzialni za posługę jedności w naszej diecezji. Choć dawno mówiła: a rzućmy to wszystko, to w głębi serca jest Bogu wdzięczna i okazuje się niezastąpiona w wielu sprawach. Bogu dziękuję za wspólnotę, którą tworzy diakonia, za to, że jest Jacek, Ania, Krzysztof, Magda i wielu innych. To oni podnoszą nas na duchu, ofiarowują pomoc i modlitwę, służą radą.
Bardzo cenna jest też formacja jaką praktykujemy. Umacnia nas wspólne stawanie przed Panem w modlitwie przy okazji różnych spotkań. Co miesiąc cała diakonia gromadzi się też na sprawowaniu Eucharystii. Ubogacają nas na tej drodze także międzydiecezjalne dni wspólnoty i oczywiście powracanie do źródeł, czyli nasze pielgrzymowanie do Krościenka czy Częstochowy na ogólnopolskie spotkania.
Wielokrotnie doświadczyłem, że diakonia jest umieraniem sobie, jest ofiarą z siebie, ofiarą ze swego czasu, swych sił. Kiedy mam zupełnie inne rzeczy na głowie, bardzo często jest wtedy coś pilnego do zrobienia w diakonii. I trzeba to pogodzić. Wierzę, że wtedy Pan Bóg bardzo pomaga, bo w końcu to Jego dzieło i ważna sprawa. Służba to w końcu szkoła bezinteresowności, wychodzenia ze swego egoizmu. Bo nie powiem
„dlaczego ja?”, „nie mam czasu”, „a co mi to da?”. Chcę trwać w postawie gotowości: Oto ja, poślij mnie !
Musze sobie stale uświadamiać: komu służę? Żeby to nie był czysty aktywizm, szukanie siebie, swojego spełnienia, satysfakcji. Na początku tej drogi Jacek nauczył mnie oddawania swego życia, każdego dzieła Panu Jezusowi. Tyle razy to robiłem, ale muszę ciągle na nowo zwracać się ku Niemu. Bo moja diakonia jest w Jego dziele, moje działanie w Ruchu jest po to, aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca.
W tym roku mija 10 lat mojej służby w diakonii ruchu. Bogu dziękuję, że dał mi uczestniczyć w tej misji i że na tej drodze umacnia mnie sam Chrystus Sługa.
Wielokrotnie doświadczyłem, że diakonia jest umieraniem sobie, jest ofiarą z siebie, ofiarą ze swego czasu, swych sił