Życie w pojedynkę - powołanie czy przymus?
(150 -kwiecień2007)
Z miłości i do miłości
rozmowa z ks. Damianem Brylem
Chciałbym porozmawiać o ludziach dorosłych, którzy nie żyją w małżeństwie i zarazem nie wybrali życia konsekrowanego i o ich drodze do Boga.
Ks. Damian Bryl: Na początek warto zauważyć, że osoby te mogą znajdować się w różnych sytuacjach. Są osoby, które żyją w samotności i to jest ich świadomy i dobrowolny wybór. Właśnie w ten sposób odczytali swoją drogę życiową i zgodzili się na nią. Ale są także osoby, które odczytały zaproszenie do małżeństwa, szukały współmałżonka i go nie znalazły. Jeszcze inna jest sytuacja ludzi, którzy żyli w małżeństwie i zostali porzuceni lub sami z różnych powodów odeszli, a świadomi przyrzeczonych zobowiązań trwają samotni. Odmienna jest sytuacja osoby, której współmałżonek umarł.
I wreszcie mamy tak zwanych singli - formę życia dzisiaj bardzo modną. Chodzi o osoby, które nie wiążą się z nikim, aby nie mieć zobowiązań wobec drugiej osoby, często też nie są gotowi lub nie chcą brać odpowiedzialności za kogoś innego. Dla wielu osób tak żyjących bycie samemu nie jest powołaniem, lecz raczej stylem życia z konieczności.
Czy można mówić o istnieniu powołania do życia w pojedynkę?
Pan Bóg powołuje człowieka z miłości i do miłości. Można powiedzieć, że powołanie które otrzymaliśmy na chrzcie świętym, które realizuje się przez życie w wierze nadziei i miłości jest fundamentalnym, najważniejszym powołaniem każdego człowieka. Powołanie to może przybierać różne formy.
Życie w pojedynkę można uznać za jedną z wielu dróg realizacji powołania człowieka, jeśli jest drogą w miłości, jeżeli dana osoba przyjmuje ją jako zaproszenie do miłości, nie traktując tej drogi jako ucieczki od miłości.
Myślę, że Pan Bóg prawdziwie powołuje takich ludzi, a niektórych zaprasza do szczególnych dzieł. Wokół nas nie brakuje osób, które całkowicie poświęcają się w służbie dla innych.
Natomiast bardzo często problemem jest odkrycie takiego powołania i przyjęcie go. Jeśli ktoś odkrywa taką drogę i przyjmuje ją, może pięknie służyć Bogu i ludziom.
Ale przecież „niedobrze, aby człowiek był sam”. Czy więc Pan Bóg naprawdę powołuje do samotności?
Samotności, o której tu mówimy nie można rozumieć jako negacji relacji, więzi, kontaktów. Niektórzy wolą mówić, że osoby te są „same”, ale nie „samotne”.
Jak wcześniej wspomniałem, nie istnieje powołanie, które byłoby ucieczką od miłości, od relacji z drugim człowiekiem. Życie bez współmałżonka nie może oznaczać negacji miłości, to byłoby zaprzeczenie powołania. Bycie singlem - w znaczeniu, o jakim mówiłem wcześniej - nie jest chrześcijańskim powołaniem.
Czy można w takim razie powiedzieć, że każda osoba, która nie spotkała kogoś kto zostałby jej małżonkiem i zarazem nie wybrała drogi powołania kapłańskiego czy życia konsekrowanego jest powołana do życia w samotności?
Może przyjąć taką formę życia jako rodzaj powołania. Może rozeznać powołanie do życia samotnego.
A jak ktoś ma poczucie, że jest powołany do życia małżeńskiego, ale po prostu nikogo nie spotkał?
To może nie do końca dobrze rozeznał swoje powołanie. Zdarza się, że przekonanie, które nam może towarzyszyć na jakimś etapie naszego życia, nie jest znakiem Bożego powołania.
W sytuacji, gdy ktoś jest otwarty na życie w małżeństwie i nie może spotkać drugiej osoby, może starać się przyjąć stan, w którym jest. Pan Bóg takiemu człowiekowi nie odmawia błogosławieństwa, jeśli szczerze rozeznaje i podejmuje tę sytuację.
Jakiej by więc udzielił Ksiądz konkretnej rady osobie, która szuka, ale nie może w takiej sytuacji zrealizować drogi swojego powołania?
Na początek warto się zastanowić, co przeszkadza w podjęciu takiej drogi powołania. Czasami zdarza się, że szukamy woli Bożej, szukamy powołania, mając już jakby gotową odpowiedź. Czyli w gruncie rzeczy nie szukamy, tylko chcemy, aby Pan Bóg potwierdził nasz wybór, brak nam wtedy otwartości.
W rozeznawaniu powołania potrzeba dużo spokoju i cierpliwości, a nade wszystko klimatu modlitwy.
U osób samotnych zauważyć można pewną formę niezgody na przeżywaną sytuację, szczególnie gdy osoba miała wielkie i piękne plany matrymonialne. W takiej sytuacji ważnym krokiem jest modlitwa o przyjęcie sytuacji, w której się jest, o zgodę że dzisiaj, tu i teraz, żyję w takich a nie innych okolicznościach.
W pewnym momencie życia trzeba przyjąć prawdę o samotności. Niekiedy droga do przyjęcia tej prawdy, prawdy, że do końca życia mogę żyć sam, jest bardzo trudna, wymaga otwarcia się na łaskę Pana Boga, ale też dużego wysiłku osobistego, by zgodzić się na taką sytuację.
Trzeba zaakceptować, że na tej drodze można kochać prawdziwie i autentycznie, czyli realizować swoje powołanie. Często wydaje się, ze jeśli ktoś nie ma bliskiej osoby, to miłość go nie dotyczy. A przecież istotą życia chrześcijańskiego i jego rozwoju jest życie w miłości.
Często osoby nie żyjące w małżeństwie czują się gorsze.
Czują się gorsze, bo nie odkryły w tym swojego powołania. Osobiste odkrycie i przyjęcie takiego powołania powoduje, że ta osoba odnajduje się jako człowiek i jako chrześcijanin.
Z drugiej strony patrząc, ważne jest, aby inni, szczególnie osoby żyjące w małżeństwie, nie patrzyły na ludzi żyjących samotnie jako osoby drugiej kategorii.
Czy więc nie można mówić o lepszym lub gorszym powołaniu?
Jan Paweł II w „Familiaris Consortio” przypomina: „Kościół w ciągu swych dziejów zawsze bronił wyższości charyzmatu dziewictwa w stosunku do charyzmatu małżeństwa z uwagi na jego szczególne powiązanie z Królestwem Bożym” (n. 16).
Warto jednak zauważyć, że już Sobór Watykański II, kładzie jednocześnie nacisk na wzajemną komplementarność powołań.
Chciałbym w takim razie zapytać o duszpasterstwo osób samotnych. Mam wrażenie, że zbyt wiele troski się im nie poświęca. Nie ma dla nich żadnego specjalnego duszpasterstwa. Nawet nauki stanowe w trakcie rekolekcji parafialnych, choć formalnie przeznaczone dla wszystkich kobiet czy dla wszystkich mężczyzn, w praktyce najczęściej poruszają problemy życia małżeńskiego.
Rzeczywiście, wydaje mi się, że brakuje duszpasterstwa specjalnego, czy mówiąc dokładniej, specyficznie nachylonego nad problemami osób samotnych.
Warto, abyśmy nie zapomnieli o tych adresatach Dobrej Nowiny, abyśmy bardziej pochylali się nad tymi osobami i pomogli im odnaleźć się w ich sytuacji.
Formy pomocy mogą być różne. Mogą to być rekolekcje specjalnie dla osób samotnych. Inną formą, w moim odczuciu ważniejszą, jest towarzyszenie indywidualne. Sytuacja każdej z tych osób jest jedyna i niepowtarzalna. Pochylenie się nad konkretnym człowiekiem i towarzyszenie mu przez kierownictwo duchowe, czy posługę stałego spowiednika, byłoby wielką pomocą dla tych osób.
Ważną rzeczą w zaangażowaniu duszpasterskim jest, aby pomóc tym osobom w przyjęciu sytuacji, w której są i odkryciu, że ich życie nie jest przegrane. Będąc samemu też można pięknie żyć na tym świecie, służyć Panu Bogu i ludziom, być szczęśliwym człowiekiem.