Mało brakowało, by ten krótki dokument, liczący zaledwie 12 punktów, nie znalazł się w szeregu soborowych tekstów, a co najwyżej stał się jednym paragrafem w innym dekrecie. Ojcowie Soboru uważali, że wystarczająco na temat wychowania wypowiedział się Pius XI w encyklice Divini illius Magistra, widzieli co najwyżej potrzebę zajęcia stanowiska w sprawie szkolnictwa katolickiego. Jednakże upór grupy biskupów spowodował, że dodano kilka punktów odnośnie wychowania chrześcijańskiego, które stało się tematem osobnego dekretu. Nie zmieniło to faktu, że dokument nie wzbudził wielkich kontrowersji wśród biskupów, jak to miało miejsce w przypadku tekstów o ekumenizmie i stosunku do religii niechrześcijańskich.
Co może zdziwić niektórych, już w pierwszym punkcie Ojcowie Soboru po przypomnieniu o niezbywalnym prawie każdego człowieka do wychowania, wspominają, że młodzież powinna otrzymać pozytywne i roztropne wychowanie seksualne, dostosowane do ich wieku. W trakcie wprowadzania do szkół w Polsce przedmiotu wychowanie seksualne (sam załapałem się w ostatniej klasie liceum na te fakultatywne zajęcia) kilka katolickich grup ostro protestowało przeciw tej nazwie i proponowanemu programowi. Również i ks. Janusz Tarnowski, który w książce Dzieci Soboru zadają pytania opowiada o tej deklaracji, jest zdania, że trafniejsze by było użycie terminu wychowanie prorodzinne. Ale cóż, biskupi użyli takiego określenia i nie demonizowałbym go tak strasznie, skoro sam Święty Sobór Powszechny nim się posługuje...
Pierwszymi nauczycielami w wierze są oczywiście rodzice. Ich pracę wychowawczą wspierać ma społeczeństwo, a także i Kościół. Nie tylko w wychowaniu do życia chrześcijańskiego, do życia dziecka Bożego, ale też do godnego człowieczeństwa. Obowiązek ten Kościół spełnia poprzez katechezę. I tu pojawia się ostatnio głośny problem oceny religii w szkole. Zaczynając rozważania na ten temat, trzeba odpowiedzieć na pytanie, co to za właściwie jest za przedmiot: religia, nauka o religii czy katecheza. Sobór stawia sprawę jasno: Kościół jest powołany do katechezy. Powinien więc doprowadzać człowieka do spotkania z Bogiem. Tylko jak to ocenić? Jak ocenić stopień więzi z Chrystusem? Oczywiście jest to niemożliwe. Ale czy w tym przypadku Kościół w Polsce powinien oceniać ze znajomości religii czy wręcz stawiać stopnie za znajomość teologii (jak to robił mój katecheta w szkole średniej robiąc nam kartkówki z klasyfikacji dogmatycznej)? W świetle tekstu soborowej deklaracji wydaje się, że nie o to chodziło ojcom soboru. Osobiście jestem za niestawianiem ocen za „reli-gię” (choć powinno się użyć słowa katechezę). A czy ten przedmiot powinien wrócić do salek? Zwolennicy powiedzą, że miało się wtedy tych, którym naprawdę zależało i lekcje wyglądały całkiem inaczej. Przeciwnicy zaznaczą, że teraz mamy znacznie większy odsetek uczniów uczęszczających na religię, a tym samym możliwości dotarcia z Dobrą Nowiną do większej ilości osób. Tylko, że w większości szkół lekcje te taktowane są bardzo luźno, a katecheci nie cieszą się zbytnim autorytetem. Patrząc na tę sprawę w duchu soborowego tekstu trzeba jednakże stwierdzić, że właściwym miejscem katechezy jest szkoła i Kościół tego przywileju nie powinien być pozbawiany.
Państwo powinno zagwarantować również wolność wyboru odpowiedniej szkoły umożliwiającej odpowiednie wychowanie. Dlatego też Kościół uważa, że ma prawo do zakładania własnych szkół. Ojcowie Soboru wzywają do zachowania wysokiego poziomu nauczania w tych szkołach, tak by niczym nie odstawały od innych rodzajów szkół.
Oprócz szkół Kościół ma również inne możliwości realizowania misji wychowania chrześcijańskiego: różne wspólnoty i stowarzyszenia katolickie. Ruch Światło-Życie ze swoją pedagogią nowego człowieka doskonale się wpisuje w zalecenia soborowego tekstu. Niejeden z wierzących zawdzięcza mu w dziedzinie pogłębiania relacji z Bogiem więcej niż cała edukacja religijna.