Słuchać Pana

(173 -lipiec -sierpień2010)

Wprowadzajcie Słowo w czyn

ks. Artur Andrzejewski

Słowo Boże jest żywe wówczas, gdy wkładając wysiłek w jego zrozumienie czynimy je aktualnym i powiązanym z naszym życiem

Gdyby ktoś cię woł, odpowiedz: „Mów, Panie, bo sługa twój słucha” (1 Sm 3, 9). To napomnienie, jakie Heli daje młodemu Samuelowi, wykracza poza granice tamtego czasu i tamtej przestrzeni. Stanowi ono wzorzec relacji, jakie powinny towarzyszyć każdej lekturze Pisma Świętego.

U jej podstaw leży prawda, że Bóg przychodzi i to przychodzi w swoim słowie, a nawet więcej – przychodzi jako Słowo. Znamy dobrze ten piękny fragment z Prologu Ewangelii wg św. Jan: owo … zamieszkało wśród nas (J 1, 14). Greckie evskh,nwsen [czytaj eskenosen] dokładnie powinno być przetłumaczone jako „rozbiło namiot”. Bóg mnie zaprasza, abym wszedł do tego namiotu. Zaprasza jak Mojżesza. Zaprasza na spotkanie ze sobą. Ten namiot zawsze ma być namiotem spotkania.

Nie można jednak zapomnieć o tym, jakiego rodzaju jest to spotkanie. Zapraszający jest „Panem” a zaproszony „sługą”. Zaproszenie to ma więc charakter wezwania, którego cechą jest udzielenie konkretnych rozporządzeń. Najlepiej sens tego spotkania tłumaczy fragment psalmu: Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy; całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś. Wtedy powiedziałem: „Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu” (Ps 40, 7-9).

Do służby motywuje nie strach ani chęć zysku, ale wdzięczność za okazaną dobroć. Taka wdzięczność najlepiej mobilizuje do tego, aby pilnie wczytywać się w wolę swego Pana. Wczytywać się tak pilnie i starannie, jakby się chciało Jego wolę odkrywać z mimiki twarzy, ruchu palca czy skinięcia głową. Właśnie do tego nawiązuje plastyczne porównanie z Psalmu 123: Oto jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów i jak oczy służącej na ręce jej pani, tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu… (w. 2). Uznanie siebie za sługę Tego, kto przez te święte teksty do mnie mówi, ma bardzo poważne konsekwencje. Co prawda w dzisiejszych czasach, gdy tożsamość człowieka często buduje się na buncie i niezależności, trudno jest wzbudzić w sobie postawę sługi. Bez jej przyjęcia jednak człowiek stoi jakby „na zewnątrz” – odrzuca zaproszenie. Automatycznie odrzuca też siłę jaką to spotkanie daje. Może to jednak uczynić i dlatego ciągle żywe jest przesłanie, że Słowo przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi (J 1, 11-12).

Uznanie siebie za sługę nie jest końcem, lecz naprawdę początkiem drogi. Nie wystarczy bowiem słuchać słowa. Jezus wyraźnie to akcentował: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je (Łk 8, 21), każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale (…) Każdego z, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku (Mt 7, 24.26) i wreszcie Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 21). Słuchanie słowa jest tylko drogą, wprowadzanie go w życie – celem.

Zrozumieć Słowo

Często spotykamy się z zachętami, aby Pismo Święte czytać całymi rozdziałami. Znane są różnego rodzaju tabele, dzięki którym możemy całą Biblię przeczytać w przeciągu roku. Czy w perspektywie powyżej cytowanych słów Jezusa ma to sens? Ma! Pod warunkiem, że czytamy nie po to, aby zaspakajać swoją ciekawość, czyli aby „wiedzieć”, lecz czynimy to, aby „rozumieć” i przez to zrozumienie całości odkrywać wymowę poszczególnych fragmentów. Jezus mówi przecież do saduceuszów: Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? (Mk 12,24).

Gdy ktoś czytając Biblię ogranicza się do tego, aby „wiedzieć”, tak naprawdę redukuje ją do zamkniętego, więcej nawet, martwego dzieła. Można zachwycać się z filologicznego punktu widzenia poszczególnymi metaforami, przypowieściami, alegoriami, opowiadaniami znajdującymi się w Biblii nawet wówczas, gdy jest się niewierzącym. Podziw ten przypomina jednak zachwyt kogoś, komu na zajęciach w prosektorium udało się wypreparować kawałek tkanki i odkryć jej fenomenalną budowę.

Słowo Boże jest żywe wówczas, gdy wkładając wysiłek w jego zrozumienie czynimy je aktualnym i powiązanym z naszym życiem. Czytając więc nawet większe biblijne passusy nie możemy zapominać, że słowa te stanowią list, jaki Ten, który JEST wysyła aktualnie do tych, których kocha. Pamiętając o tym, może zdziwimy się, że samo czytanie będzie nas zmieniało – bo przecież, kto z kim przestaje… .

Przyjąć lekarstwo

Celem listu, jaki Ojciec wysyła do nas jest to, abyśmy stali się do Niego podobni w doczesności – cie wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 48), cie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6, 36), jak również w wieczności – Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3, 2). Do tego celu nie dojdziemy jednak, gdy kontakt ze Słowem Bożym będzie bardzo „powierzchowny”. Poznając naszą ludzką kondycję duchową, odkrywamy fakt, że jesteśmy słabi i chorzy, więcej nawet, panuje w nas bardzo wiele letalnych dolegliwości. Bóg wysyła lekarstwo do tych, których kocha, i Jego Słowo jest właśnie czymś takim. Nie słyszałem jednak, aby ktoś doznał uzdrowienia od samego patrzenia na lekarstwa, a tym bardzie od faktu ich posiadania w apteczce. Mogą one stać się przyczyną wyzdrowienia, dopiero wtedy, gdy chory je zażyje. Dlatego św. Jakub poucza:

Przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo(Jk 1, 21-25).

Przesłanie tego fragmentu jest fenomenalne. Słowo Boga ma moc zbawić dusze, ale wówczas, gdy będzie przyjęte, rozważane i wprowadzone w czyn, tzn. zastosowane. Na płaszczyźnie medycznej istnieje ryzyko, że źle zaaplikowane lekarstwo może nie tylko nie pomóc, lecz wręcz przeciwnie – zaszkodzić. Podobnie rzecz ma się ze zdrowiem duchowym. Trzeba zastosować w swoim życiu to, do czego Słowo wzywa. Nie zastosuje się go właściwie, jeżeli się go dobrze nie zrozumie. Nie zrozumie się go jednak, gdy się go dobrze nie zobaczy. Wszystkie elementy tego wielkiego biblijnego trójskoku „ZOBACZYĆ – ZROZUMIEĆ – ZASTOSOWAĆ” muszą być ze sobą mocno powiązane, choć każdy ma swoją specyfikę. Celem pierwszego „z” –„zobaczenia” jest to, aby studiowany fragment poznać dogłębnie, aby niczego z niego nie uronić, ani też niczego do niego nie dołożyć z własnych wyobrażeń. Cel drugiego „z” – „zrozumienia” sprowadza się do tego, aby odkryć przesłanie studiowanego fragmentu (o konieczności tego odkrycia zob. 2 P 3, 15-16). Celem trzeciego „z” – „zastosowania” jest natomiast to, aby dołożyć wszelkich starań, by słowo Boże wcielić w życie!

Pytanie nie brzmi więc: „czy wprowadzać?”, ale: „jak to zrobić?”.

Zarzucić sieć na połów

Słowa Jezusa skierowane do Szymona Piotra: Wypłyń na głębie i zarzućcie sieci na połów! (Łk 5,4) słusznie odnosimy do siebie. Na jakiej głębokości jednak znajdziemy ryby „zastosowania”. Pewną głębie osiągamy wówczas, gdy w studiowanym fragmencie przestajemy skupiać się na tym, „co się stało” i zwracamy całą uwagę na prawdę „co to znaczy?”. Głębiej – „co to znaczy dla mnie?”. Jeszcze głębiej – „co to znaczy dla mnie dzisiaj?”. Dopiero tu jest ta głębokość, na której unoszą się całe ławice prawd danych nam przez Pana. Piotrowemu przygotowywaniu na brzegu sprzętu i wypłynięciu na jezioro odpowiadają dwa pierwsze etapy studiowania tekstu: „zobaczenie” i „zrozumienie”. Gdy już się je pokonało i jest się w tym miejscu zaczyna się najważniejsze – połów. Piotr znał się na łowieniu ryb. Wiedział jak rzucać sieci, żeby się nie poplątały i jak je wyciągać, aby się nie rozerwały i by żadna z ryb nie uciekła. My też potrzebujemy pewnego rodzaju sprawności, którą nabywa się z czasem. Poniższe punkty splatają się w silną sieć. Ich wypełnienie powinno towarzyszyć każdemu studium Biblii:

— 1. Jaką prawdę odkrywasz w rozważanym tekście? —

Odpowiedź na to pytanie nie powinna nastręczać problemów. Czasami nawet grozi nam „klęska urodzaju”, gdyż w jednym tekście można odnaleźć wiele ciekawych prawd. W tym miejscu trzeba dokonać wyboru jednej prawdy. Wielu srok za ogon nie da się tu złapać.

— 2. Do jakiej zmiany w twoim życiu wzywa odkryta prawda? (co powinienem zmienić?) —

Następny etap będzie trudniejszy. Wymaga on bowiem skonfrontowania prawdy odkrytej w Biblii z sytuacją swojego życia. Ta prawda rzeczywiście wyzwala, ale konsekwentne jej przyjęcie może być bolesne, bo przecież często bolesne jest dotykanie niektórych obszarów swojego życia. Psalmista podsuwa nam prostą modlitwę: dy Pańskie prawdziwe, wszystkie razem są słuszne. Cenniejsze niż złoto, niż złoto najczystsze, a słodsze od miodu płynącego z plastra. Chociaż Twój sługa na nie uważa, w ich przestrzeganiu zysk jest wielki, kto jednak dostrzega swoje błędy? Oczyść mnie od tych, które są skryte przede mną (Ps 19, 10-13). Wspomniane sądy (wyroki) Pana, to inaczej prawdy, którymi ocenia nasze życie i chce na nie wpłynąć. Zdarza się tak, ze odkryta biblijna prawda rzucając nowe światło, pozwala zobaczyć niektóre sprawy, którymi się żyje w nowym sposób. W tym miejscu wcale nie chodzi o podejmowanie dalekosiężnych zobowiązań. Chodzi raczej o to, aby pozwolić temu światłu świecić, według tego co Jezus powiedział do Nikodema: A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu (J 3, 19-21).

— 3. Zrób małe, ale konkretne postanowienie —

Zakładamy, że osoba, która pragnie żyć Słowem Bożym, będzie się pochylać nad nim codziennie. Jeżeli więc każdorazowemu studiowaniu ma towarzyszyć postanowienie, to nie może ono być wielodniowe. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że nasze życie z Biblią doprowadzi nas do stanu, w którym codzienne odhaczać będziemy zaległe postanowienia, a nowe fragmenty potraktujemy jako źródło kolejnych utrapień a nie mocy i radości. Postanowienia powinny być więc na tyle „drobne”, aby udało się je zrealizować do najbliższego spotkania się z Bogiem w Piśmie Świętym. Na najwyższe góry wchodzi się robiąc drobne kroki. Bóg jest miłcią (1 J 4, 8.16), a miłość jest cierpliwa (1 Kor 13, 4). Bóg daje czas i natchnienia. Nie można w tym miejscu negować możliwości, że czasami odkryjemy konieczność bardziej dogłębnej zmiany. Postanowienie powinno wprost wynikać lub co najmniej nawiązywać do poznanej prawdy i być tak konkretne jak modlitwa, rozmowa z jakąś osobę, lub jej przeproszenie, wyłącznie komputera, ograniczenie czasu spędzonego przed telewizorem, posprzątanie pokoju, wyręczenie w czymś rodziców itd.

— 4. Naucz się kilku słów, a nawet całego wersetu studiowanego tekstu na pamięć —

To zadanie jest dużo bardziej istotne niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Jak powyżej zostało to podkreślone, Słowo Boże jest jak skuteczne lekarstwo. Jego zaaplikowanie jest niezbędne, gdyż żyjemy w bardzo toksycznym świecie. W naszej psychice i duchu znajdują się liczne toksyny, a po krwioobiegu duszy rozprowadzane są krople jadu, które mogą doprowadzić do częściowego lub całościowego paraliżu duchowości człowieka. Niektóre z tych toksyn krążą tam już od bardzo dawna. Ktoś coś powiedział lub wyśmiał, coś się nie udało, dusi chandra i zniechęcenie. Pan Bóg już w Księdze Wyjścia dobitnie podkreślił, że to On chce być twoim lekarzem (por. Wj 15, 26). To on mi przepisał konkretne lekarstwo. Ale nie wystarczy lekarstwo posiadać, trzeba je mieć pod ręką, co w tym przypadku znaczy w głowie i aplikować według potrzeby. Często jedno zdanie, a nawet kilka słów tak małych, jak niewielka jest tabletka aspiryny, lub fiolka penicyliny, może powstrzymać rozwijającą się chorobę. Ludzie dziś znają reklamowe hasła poszczególnych produktów czy wypowiedzi polityków i innych celebrytów, dlaczego nie mielibyśmy znać bardzo dobrze wypowiedzi samego Boga. Gdy jest ciężko i ogarnia zniechęcenie swoją moc leczniczą może okazać natchnione Duchem Świętym zdanie: Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13), Bóg z tymi, którzy go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8, 28), Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam (Rz 8, 31) lub Któż nas może odłączyć od miłci Chrystusowej (Rz 8, 35) i tyle, tyle innych. Zdania te mogą przybierać charakter aktów strzelistych – bo jak inaczej rozumieć zawołanie Panie, ratuj giniemy! (Mt 8, 25)

— 5. Zilustruj odkrytą prawdę —

Wydawać by się mogło, że to przesada, aby rysować czy rzeźbić, zwłaszcza, gdy się nie ma zbytnich talentów plastycznych. Tu nie chodzi jednak o tworzenie arcydzieł, lecz o schematyczne ujęcie rozważanego tekstu i o uwypuklenie poznanej prawdy. Zilustrowanie to ma na celu pomóc zapamiętać! A w tym procesie wzrok odgrywa bardzo wielką rolę.

* * *

 

Na koniec wypada przestrzec przed zniechęceniem. Niektórzy przerażają się na myśl, że Pismo Święte jest tak obszerne i nigdy nie uda się go tak dogłębnie przebadać. I mają racje co do swych możliwości. Nie mają jednak racji co głównego celu pochylania się nad Słowem Bożym. Czynimy to nie po to, aby mieć satysfakcję, że już to i tamto przebadaliśmy. Czynimy to po to, aby Słowo nas umacniało. Otwarcie Biblii jest jak wejście do olbrzymiej sali suto zastawionym, bardzo długim i szerokim szwedzkim stołem, który ugina się od ilości świetnych potraw. Nie ma co płakać, że nie włożymy na niewielki talerzyk naszego rozumu i do miseczki naszej woli tyle ile byśmy chcieli. Gdybyśmy zjedli za dużo, moglibyśmy wszystkiego nie strawić. Zaproszenie jest aktualne każdego dnia, a potrawy mają wieczną świeżość. Przecież, ten który przyobiecał: Jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28, 20), mówi nieustannie do nas, jak powiedział do uczniów nad Jeziorem Galilejskim: Chodźcie posilcie się (J 21, 12). A każdy z nas, podobnie jak Eliasz mocą tego posiłku (1 Krl 19, 8) będzie mógł iść przez wiele dni na spotkanie Pana.