W mojej torebce może nie być dokumentów, ale zawsze mam ze sobą włóczkę, szydełko, a czasem jeszcze wypełnienie do zabawek. W kolejce do lekarza, w autobusie, kiedy dzieci bawią się w piaskownicy – w każdej wolnej chwili szydełkuję. Mam na imię Monika, mam 33 lata, fajnego męża i dwie córki, i naprawdę nie jestem uzależniona od szydełkowania. Zawsze mogę przerwać po następnym rzędzie. Albo po następnym... ;).
Moja przygoda z włóczkami zaczęła się, kiedy miałam 5 lat. Mama nauczyła mnie wtedy robić na drutach i pamiętam jak dziś, że dla nas obu była to droga przez mękę. Płakałam, że mi nie wychodzi i płakałam, że chcę się dalej uczyć. Po dwóch godzinach udało mi się przerobić pierwsze oczka. Na szydełko mamie nie starczyło już cierpliwości. Musiałam na to poczekać kilka lat, nauczyłam się w szkole.
Mimo że włóczka towarzyszyła mi od dzieciństwa, to dopiero pięć lat temu szydełkowanie przerodziło się w pasję. Miałam wtedy wielki brzuch, miesiąc do terminu i bardzo chciałam, żeby na tę małą istotkę, która miała się urodzić, czekało coś zrobionego specjalnie dla niej przeze mnie. Zrobiłam jej misia, potem żyrafę… i od tamtej pory nie mogłam już przestać. Kiedy Gabi była już po tej stronie brzucha, dalej szydełkowałam. Czasem po nocach, czasem wstając specjalnie po to o 4 rano. Minęło 5 lat, a mi wciąż daje to bardzo dużo radości i energii do działania.
Równolegle do tego zaczęłam pisać bloga, dzięki któremu poznałam mnóstwo osób, które tak jak ja śmiało przeżyją bez nowych butów czy czekolady, za to regularnie kupują włóczkę.
Rok temu zaczęłam też szydełkować „Ośmiorniczki dla wcześniaków”. Są to zabawki dziergane przez wolontariuszy (według ściśle określonych zasad i ze specjalnych materiałów) i przekazywane szpitalom, gdzie są wkładane do inkubatorów. Maluszki przytulają się do włóczkowych macek, dzięki czemu nie wyrywają sobie wenflonów i rurek od aparatury. Rozmawiałam z osobami, które były świadkami, jak płaczące dzieciątka natychmiast wyciszały się po otrzymaniu ośmiorniczki. Wychodząc ze szpitala, maluchy zabierają swoją ośmiornicę do domu.
Muszę przyznać, że gdybym jako dziecko dowiedziała się, że kiedyś w przyszłości będę robić zabawki, blogować o tym i poznawać ludzi z całego świata, chyba oszalałabym ze szczęścia. Jednak największą frajdę mam, kiedy widzę, jak dzieci ściskają moje przytulaki i powierzają im swoje sekrety.
Wierzę, że samodzielne robienie zabawek dla swoich dzieci ma głębszy sens niż tylko to, że dzięki temu bawią się one czymś, co nie zeszło z taśmy i jest zrobione ze sprawdzonych materiałów. Już sam fakt, że dziecko widzi, jak powstaje zabawka i może decydować o szczegółach, rozwija je kreatywnie. Poza tym dostaje ono coś unikatowego, zrobionego tylko dla niego, nie mówiąc już o całej miłości, która płynie po nitkach z każdym kolejnym oczkiem.
Gorąco zapraszam na mojego bloga, gdzie pokazuję krok po kroku, jak robić zabawki z włóczki: www.pl.woolfriends.com