Można stwierdzić z dużą dozą pewności: „wierzę i będę wierzył w Boga”, natomiast stwierdzenie „będę zawsze wierzył Bogu” ociera się o pychę
Chrześcijaństwo jest odpowiedzią na Słowo objawiającego się Boga – na to Słowo, które stało się ciałem i zamieszkało między nami. Nie ma silniejszego związku dla chrześcijanina niż związek wiary i Słowa. To ten związek określa naszą tożsamość. Co więcej, to ten związek Słowa i wiary stoi u początku historii zbawienia i najdobitniej wyraża jej wypełnienie. Początek historii zbawienia zaczyna się od słów: Pan rzekł do Abrama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci wskażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił(…)”. Abram udał się w drogę jak mu Pan rozkazał (Rdz 12, 1-2a.4a).
Usłyszał Słowo, uwierzył mu i poszedł za jego wskazaniem.
Biblijne spojrzenie na wiarę
Św. Paweł i św. Jakub mówiąc o wierze używają tego samego terminu: pistis, ale rozumieją go tak różnie, że wydaje się, iż jeden drugiemu zaprzecza. Dla Pawła wiara jest rzeczywistością, która otwiera nas na działanie Boga: Łaską jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was lecz jest darem Boga (Ef 2, 8)i dlatego z niezwykłą energią podkreśla: [jesteśmy] przeświadczeni, że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary w Chrystusa, a nie przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków, jako że przez wypełnianie Prawa za pomocą uczynków nikt nie osiągnie usprawiedliwienia (Ga 2, 16; por. Rz 3, 20; Ga 3, 5-10).
Zupełnie inaczej wyjaśnia znaczenie wiary Jakub. W drugim rozdziale jego listu czytamy: Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? (…) człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary (Jk 2, 14.24). Na dodatek, zarówno Paweł, jak i Jakub na potwierdzenie głoszonych prawd, które przecież wydają się sobie przeczyć, powołują się na ten sam fragment Księgi Rodzaju: Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę (15, 6; zob. Rz 4, 3; Ga 3, 5; Jk 2, 23).
Czy więc rzeczywistość wiary jest na tyle nieuchwytna, że sami autorzy świętych tekstów nie potrafią jednoznacznie stwierdzić czym naprawdę jest wiara i jaki jest jej znaczenie dla wierzącego. Bynajmniej! Tę pozorną sprzeczność można wyjaśnić dość prosto. Jakub i Paweł mówią o innego rodzaju wierze. Gdy u Jakuba jest ona skupiona na przedmiocie – „wierzę w … Boga”, u Pawła istota jej rozumienia dotyka podmiot wiary – „ja wierzę … Bogu”. Dlatego więc wiara pojmowana przez Jakuba w sposób intelektualny domagała się jej dopełnienia w życiu. Natomiast w ujęciu Pawła wiara dotyka całej egzystencji człowieka, ukierunkowuje ją, wyraża i zakłada obecność w życiu jako naturalny jej wyraz.
Różnicę pomiędzy oboma podejściami widać wyraźnie, gdy przyjrzymy się biblijnej Ewie. Gdy zerwała owoc, nie straciła wiary w Boga, w Jego istnienie i działanie, natomiast straciła to, co nazywamy wiarą zawierzenia. Przestała wierzyć Bogu, że chce On dla niej dobrze, że zakaz, który otrzymała, nie stanowi jej ograniczenia lecz ochronę. Uwierzyła wężowi. Inaczej mówiąc przestała wierzyć Bożemu słowu: nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli (Rdz 3,3).
To co nazywamy więc wiarą w Boga, należy utożsamić z przyjęciem za prawdziwe pewnego zbioru twierdzeń natury religijnej, które nazywamy dogmatami: „Jest jeden Bóg; są trzy osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Bożym Duch Święty; Maryja po swym chwalebnym życiu z ciałem i duszą została wzięta do nieba” itd. Wyrastają one z Bożego Objawienia, lecz nie wymagają od wierzącego spotkania z żywym Słowem Bożym. Co więcej, to Słowo czasami stanowi nawet źródło wątpliwości w przyjmowaniu poszczególnych dogmatów – można zaryzykować twierdzenie, że wszelkie herezje tak naprawdę brały swój początek z Pisma Świętego, które było opacznie tłumaczone (por. 2 P 3, 15-16).
Dlatego też z dużą dozą pewności można stwierdzić: „wierzę i będę wierzył w Boga, bo tak naprawdę jest to o wiele bardziej sensowne, niż wiara w pustkę i nicość”, natomiast stwierdzenie „będę zawsze wierzył Bogu” ociera się o pychę. Nie wiemy bowiem co nas jutro spotka, nie wiemy czy choroba, śmierć kogoś bliskiego czy inne nieszczęście nie wstrząsną naszą egzystencją do tego stopnia, że budynek naszego zawierzenia Bogu zacznie się chwiać. A nawet jeżeli nic takiego się nie wydarzy, to egzystencjalne pytanie o kierunek drogi życia na odcinku następnych godzin w życiu wierzącego wymaga nieustannego konfrontowania swoich planów z Bożą wolą.
Wiara Bożemu Słowu
Na tej drodze potrzebujemy Bożego umocnienia i prowadzenia – i tu odkrywamy absolutną konieczność Słowa Bożego, które co prawda nie da nam zobaczyć wszystkiego po horyzont naszego życia, ale rozjaśni drogę na przestrzeni kilku „metrów”, tak że stawianie pewnych kroków na drodze zbawienia będzie czymś bezpiecznym.
Zagrożenia upadku na drodze żywej wiary są rozliczne i dlatego św. Paweł poucza: niech ten, komu się wydaje, że stoi, baczy, aby nie upadł (1 Kor 10, 12). O tym czytamy też w Drugim Liście św. Piotra: Mamy prorocka mowę (tzn. Pismo Święte), a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach (2 P 1, 19). Oczekiwanie to nie jest jednak biernym czekaniem (krytykę takiego podejścia znajdujemy m.in. w Drugim Liście św. Pawła do Tesaloniczan), lecz drogą pośród ciemności, na której za psalmistą możemy powiedzieć: Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce (Ps 119, 105).
To jest ta sama droga, w którą wyruszył Abraham. Nazywamy go ojcem wiary, nie dlatego, że był pierwszy, lecz dlatego, że jak ojciec uczy nas i kształtuje przez przykład nasze życie. Nie uczymy się jednak od niego wiary w Boga, gdyż to co jemu było objawione stanowi maleńką cząstkę prawd, które wyznajemy w Credo i przyjmujemy w innych dogmatach. Od niego uczymy się z wielkim podziwem wiary Bogu, wiary Bożemu Słowu.
To właśnie dlatego autor Listu do Hebrajczyków omawiając moc wiary w życiu bohaterów Starego Testamentu najwięcej uwagi poświęca Abrahamowi. Jeżeli cytowane powyżej fragmenty z listów św. Pawła i św. Jakuba skupiały się na znaczeniu wiary i jej relacji wobec uczynków, to szukając definicji wiary należy pochylić się nad Hbr 11. Na samym początku tego rozdziału znajdujemy zdanie, które z słownikową wręcz precyzją wyjaśnia: wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy (Hbr 11, 1). Kontekst całego fragmentu ukazuje historię ludzi, którzy byli tak naprawdę posłuszni Słowu! Wiara jest reakcją na Słowo. Jeżeli ktoś to Słowo przyjmuje – wierzy, że jest prawdą, Jeżeli jednak ktoś to Słowo odrzuca – wierzy, że jest kłamstwem. Wierzy, bo nie jest wstanie tego sprawdzić. I ta zmysłowa niesprawdzalność stanowi istotę wiary.
Należy dodać, że jest ona cechą nie tylko wiary, lecz również nadziei – w Hbr 11, 1 słowo „wiara” obejmuje swym znaczeniem również rzeczywistość nadziei. Nadzieja i wiara są do siebie bowiem bardzo zbliżone. O nadziei czytamy bowiem:Nadzieja, której spełnienie już sięogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy (Rz 8, 24-25).
Zarówno wiara, jak i nadzieja rodzą się ze słowa i z natury swej wymykają się sprawdzalnej doświadczalnie pewności. Różnica pomiędzy nimi polega na kierunku tego „ponadzmysłowego” spojrzenia. Inny jest przedmiot wiary a inny nadziei. Gdy wiara patrzy w przeszłość i rozgląda się po teraźniejszości, nadzieja wytęża wzrok ku przyszłości! Niejednokrotnie myśląc o wierze, tak naprawdę powinniśmy używać słowa „nadzieja”.
Tylko ze słowa
Wiara jest darem. Sam Jezus poucza swych słuchaczy: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał (J 6,44; … jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca – 6,65). Nie znaczy to jednak, że wiara przychodzi i odchodzi jak emocje. Nad wiarą trzeba pracować. Trzeba o nią dbać. Od każdego z nas zależy naprawdę wiele.
Tę zależność działania Boga i człowieka dobrze oddaje obraz lampy w przypowieści o pannach mądrych i głupich (Mt 25, 1-13). Jeżeli przypomnimy sobie, że wiara jest światłem w ciemności, to analogie nasuwają się same. Jesteśmy przygotowani, aby uwierzyć – panny mają lampy; wiara jest darem Boga – ogień nie pochodzi z samej lampy, lecz potrzeba, aby ktoś przyłożył go do knotka; aby wiara nie słabła, potrzeba ją podtrzymywać – głupie panny mówią: nasze lampy gasną (25, 8), nie mogły wlać oliwy, bo o nią się nie zatroszczyły.
W obrazie dolewania oliwy do lampy odnajdujemy spotkanie ze Słowem Bożym. Bez Słowa Bożego nasza wiara słabnie, może co najwyżej się tlić, lecz wówczas każdy podmuch przemijalności (np. choroba czy śmierć najbliższej osoby) czy każda kropla deszczu łez – może ją zgasić! Gdy wejdziemy w rozświetlone komnaty domu Oblubieńca i światłość wiekuista zajaśnieje, będzie można zdmuchnąć kaganek, który pomógł nam dotrzeć do bramy i zapukać.
Dla wiary spotkanie ze Słowem Boga jest niezbędne. Przecież wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10, 17). Wiara pochodzi tylko ze słowa! Kiedy Bóg przemawia poprzez wydarzenia naszego życia, niezbędne jest, aby konfrontować je z usłyszanym Słowem. Tak przecież czyniła Maryja – Matka Słowa, o czym zaświadcza Łukasz. Okoliczności narodzin Jezusa musiały być dla niej trudne, podobnie jak szukanie Go przez trzy dni w drodze powrotnej z Jerozolimy, ale emocje nie zamknęły jej na Słowo Boże, które wówczas usłyszała od pasterzy (2, 17) i swego Syna (2, 49). Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (2, 19) i to zachowywała je wiernie (2, 51). Jej wiara była silnie powiązana ze Słowem. Ze Słowa wyrastała i do Słowa, jakim jest Jezus, prowadziła nawet wówczas, gdy umierał na krzyżu.
Ku spotkaniu
Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy! – rzekł Jezus do ojca, którego syn chorował na epilepsję (Mk 9, 23). I ta prawda musi napełniać nas entuzjazmem. Cóż możemy powiedzieć, jak nie powtórzyć za owym ojcem: wierzę, zaradź [Panie] memu niedowiarstwu (9, 24). I Jezus zaradza – daje nam swoje Słowo. Cała historia zbawienia wskazuje na to, że wiara nie rodzi się z szukania siebie, ale Bożej woli! Dlatego Pan w Kazaniu na Górze podkreśla: Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 12). A Słowo pozwala nam ją odkryć!
Rodzi się więc proste pytanie: co zrobić, aby Słowo, po które chwytamy stawało się prawdziwym umocnieniem wiary?
Fundamentalna dla lektury Pisma Świętego jest świadomość, że Bóg jest blisko – w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28). Musi jej jednak towarzyszyć silne przekonanie, że słowa które odczytujemy – jeżeli pochylimy się nad nimi z modlitewnym nastawieniem Samuela wyrażonym w zdaniu: mów, Panie, bo sługa twój słucha (1 Sm 3, 10) – są żywe i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli człowieczego serca (por. Hbr 4, 12n). To Duch Święty potrafi natchnąć nas do dostrzeżenia Boże zamysłu w tym, co aktualnie przeżywamy. To On da nam światło, które rozświetli ten kawałek drogi, którą aktualnie idziemy.
Bogactwo i głębia Słowa Bożego są tak wielkie, że nawet te same teksty, jeżeli będą czytane z otwartością serca i gotowością na ich realizację, mogą wyjaśniać nam zupełnie inne wydarzenia, którymi aktualnie żyjemy i pobudzać do podejmowania innych zadań, które aktualnie Bóg daje nam do wykonania. Przecież Jemu na nas zależy i to On jest w nas sprawcą i chcenia i działania zgodnie z Jego wolą (por. Flp 2, 13). Nie powinniśmy więc czuć znudzenia, jeżeli po raz …nasty w Namiocie Spotkania czy też indywidualnym studium rozważamy ten sam tekst.
Prawdą jest jednak to, że nie co dzień będziemy odczuwali wzrost wiary i jej euforię. Samo utrzymywanie płomienia wiary przez dolewanie oliwy Słowa jest niezwykle ważne – daje moc, aby wiara nie słabła Jeżeli jednak pragniemy pomnożenia wiary, powinniśmy wypracować sobie umiejętność traktowania Słowa Bożego, jako towarzysza i przyjaciela, który idzie z nami przez cały dzień. Wówczas to Słowo będzie wymagało od nas konkretnych wyborów, będzie zachęcało do wypowiedzenia konkretnych słów czy powstrzymywania się od podejmowania konkretnych działań. Niewyczerpane są możliwości natchnień, które będą spływały do naszych serc kiedy niesione Słowa Boże spotkają się z konkretnymi wydarzeniami, ludźmi i słabościami, z którymi spotkamy się danego dnia. To trwanie w Chrystusie przez Jego słowo będzie przynosiło wzrost wiary i radość Boga.
„Musimy na nowo odkryć smak karmienia się Słowem Bożym” – pisze papież Benedykt XVI w liście na Rok Wiary.