Młodzi w Kościele

(222 -lipiec -sierpień2018)

W oczach młodych

ankieta

Kościół czasem wygląda, jakby siedzieli w nim nieżywi ludzie…

Jak ludzie młodzi widzą Kościół? Pytania o Kościół zadaliśmy młodym członkom naszego Ruchu. Zachęcamy do wczytania się w ich odpowiedzi.

Czym jest dla Ciebie Kościół?

Domem Boga.

Drugim domem.

Domem Bożym.

Wspólnotą ludzi ochrzczonych, razem dążących do zbawienia.

Wspólnotą ludzi zmierzających do Boga.

Drugim domem.

Wspólnotą.

Kościół jest moim drugim domem, w którym spotykam się z Bogiem. Jest też miejscem na przemyślenia.

Domem, pragnieniem, celem, zadaniem; łaską, na którą nie zasługuję.

Wspólnotą.

Domem, tym który budują ludzie.

Miejscem świętym, drugim domem, miejsce rozmów z Bogiem.

Wspólnotą wiernych jednego Ducha.

Wspólnotą, domem.

Kościół jest dla mnie wspólnotą, w której jest miejsce dla każdego. 

Kościół jest moim domem. 

Wspólnota ludzi idących w stronę Boga. Środowiskiem stawania się nowym człowiekiem. Ziemskim prototypem Nieba.

Miejscem wzrostu.

Miejscem spotkania.

Wspólnotą ludzi którzy patrzą w tę samą stronę.

Wspólnotą.

Wspólnotą, z którą wspólnie można przeżywać Eucharystię, uwielbiać Boga, cieszyć się z Jego zmartwychwstania i wszystkiego co nam daje. Są to również ludzie, którzy widzą lub starają się widzieć Boga w drugim człowieku i we wszystkim co stworzone!

Jest wspólnotą. 

Jest szczególnym miejscem, w którym czuję obecność Boga, siłę wspólnoty. Staram się w Kościele skupić na dziękczynieniu za dar życia. To wspaniałe miejsce.

Żywą wspólnotą, w której spotyka się Jezusa.

Wspólnota dzięki której wiem, że nie tylko ja wierzę i chce działać.

Wspólnotą.

Kościół jest dla mnie wspólnotą ludzi wierzących.

Wspólnotą, naturalnym miejscem przebywania i życia, radością.

Wspólnotą ludzi z Chrystusem.

Miejscem odpoczynku.

Środowiskiem zbawienia.

Wspólnotą.

Miejscem wiary, wzrostu duchowego i zgromadzeniem ludzi, którzy stawiają na Chrystusa.

Wychowałam się w Domowym Kościele, oazie młodzieżowej i kocham Kościół coraz bardziej. Jest Domem, Rodziną Bożą, jest miejscem gdzie spotkałam i spotkam Boga.

Miejscem gdzie próbuję odnaleźć Boga, a przez to też siebie. Miejscem, gdzie szukam spokoju, pomocy, odpowiedzi na męczące mnie pytania.

Wspólnotą, która może spotykać się z Bogiem na modlitwie. 

Domem. Miejscem gdzie się dobrze czuję i jestem akceptowany.

Miejscem dla zarobku z koszyka. 

Miejscem zbierania podpisów do indeksu.

Mistycznym ciałem Chrystusa.

Wszystkim tym, co otacza Pana Boga.

Wspólnotą, radością i trudem. 

Życiem.

Wspólnotą ludzi tej samej wiary.

 

Co lubisz w Kościele?

Domową atmosferę.

To, że mogę w spokoju porozmawiać z Bogiem.

Ogrzewanie, jak jest zimno na dworze.

To, że wskazuje drogę, umacnia przez sakramenty i wsparcie braci.

Poczucie wspólnoty.

Ludzi.

Czas spędzony z Bogiem. 

Atmosferę rodzinną i to, że spotykają się tam ludzie, którzy mają na celu to samo czyli modlitwę.

To, że przygarnia grzeszników, słabych, że daje godność dziecka Bożego.

Jedzenie.

Po prostu Boga.

Każdą Eucharystią, to że są różne wspólnoty, że dużo ludzi do niego przychodzi. Czuję się wtedy dobrze, bo wtedy jesteśmy wspólnotą

Tradycję w liturgii, piękno Eucharystii, możliwość służby.

Obecność Chrystusa, sakramenty. W Kościele znalazłam prawdziwych przyjaciół, 10 lat przeżyłam we wspólnocie 

To, że przyjmuje człowieka takim jakim jest i robi z nim niezwykłe rzeczy, że jest święty, choć złożony z grzeszników. 

Więź i wspólnotę, która tworzy się między ludźmi, jak i między ludźmi a Bogiem.

Otwartość po Soborze Watykańskim II (możliwość zaangażowania nie tylko dla duchownych, wyjście z ,,Kościoła-twierdzy'')

Tajemnicę boskości.

Żywego Boga.

Lubię spotkania, które przybliżają mnie do Boga.

W Kościele lubię to, że zawsze jest w nim dla mnie miejsce.

To że nawet najmniejsze cuda, które zdarzają się w życiu są radością całego Kościoła.

Różnorodność każdego chrześcijanina.

Lubię spotkania młodzieżowe (oazę), ponieważ wtedy szczególnie czuję się częścią Kościoła, to wspaniałe, że mogę się dzielić radością z moim rówieśnikami

Jego różnorodność.

Różnorodność. 

To, że można się wspólnie modlić. 

W Kościele lubię radość ludzi wierzących.

Możliwość uczestnictwa w spotkaniach z żywym Bogiem, możliwość przebywania z ludźmi o podobnych wartościach, możliwość dawania siebie innym

Ogromną różnorodność – każdy może znaleźć duchowość, wspólnotę lub spowiednika odpowiedniego do własnych potrzeb i upodobań. I nikt nie musi czuć się wykluczony.

Ciszę.

Biblię, liturgię, kreatywną katechezę.

Liturgię, możliwość korzystania z sakramentów (zbliżenie do Boga), budowanie wspólnoty.

Różnorodność.

Mnóstwo ludzi, których tam spotkałam, bogactwo sakramentów i różnych form pobożności, które zbliżają mnie do Boga i ludzi. Ale i wszytko to, co jest dodatkiem: wyjazdy, zabawa, śmiech, wspólnota. Kościół jest też z człowiekiem od początku do końca życia. Od chrztu (a w a zasadzie od upominania się o życie nienarodzone) do śmierci, pogrzebu (modli się za zmarłych pomagając Kościołowi cierpiącemu i łącząc się z tryumfującym).

Kościół rozumiany jako wspólnota kojarzy mi się z przyjaciółmi poznanymi podczas rekolekcji czy pomocy przy parafii, a te przyjaźnie są takie „Boże”. Lubię to, że właśnie oni w trudnych chwilach nie pozwalają mi się oddalić zbyt daleko i nie pozwolą mi upaść.

Wspólną modlitwę, spotkanie z Bogiem, adorację, koronkę do Bożego Miłosierdzia

Mszę Trydencką, muzykę organową, tradycję która jest od tak dawna przenoszona. Modlitwy – różaniec, godzinki.

Ministrantów.

Ciepełko. 

Jego mądrość i różnorodność 

Najświętszy Sakrament.

Różnorodność. 

Sakramenty, wsparcie modlitwą, przestrzeń do życia w łasce.

Księży pełnych pasji.

 

Co Ci przeszkadza w Kościele?

Nic

Ludzie, którzy nie potrafią uszanować drugiego człowieka.

W sumie to nic.

To, że czasem przesłanie Ewangelii gubi się w formalizmie

Hermetyczność.

Chyba nic.

Nic.

Chyba nic mi nie przeszkadza.

Sztuczne problemy, które sami sobie wymyślamy, zamiast skupić się na tym, co najważniejsze.

To że ludzie nie żyją Ewangelią.

Zaniedbywanie przykazań.

Że jest zamykany a otwierany tylko przed daną Mszą lub nabożeństwem

Księża, u których brak pasji do ewangelizowania. Wykonują oni swoje obowiązki, zamiast nieść żywą wiarę.

Bylejakość, wyrzucanie ludzi do jednego worka, nudne kazania, traktowanie kościoła jako miejsca dla świętych a nie miejsca dla grzeszników, którzy potrzebują pokrzepienia. 

Czasem brak jedności, wzajemnego zrozumienia wspólnot w nim się znajdujących. 

Pełne hipokryzji podejście do niektórych spraw.

Podziały (zarówno w całym chrześcijaństwie jak i w Kościele Katolickim) i spowodowana nimi wzajemna niechęć.

Czasami ludzie, brak komentarza księdza po przeczytanym Słowie Bożym.

Faryzeizm.

Przeszkadza mi to że ludzie odpowiedzialni za Kościół (księża, katecheci) nie zawsze angażują się w pełni w swoje zadania. Poza tym widzę ogólny brak edukacji na temat Mszy św. 

W Kościele, może nie jako całości, ale czasem poszczególne elementy budujące, czyli najczęściej księża źle prowadzący swoje parafie, którzy swoim działaniem zamiast budować rozwalają wspólnotę i oddalają wielu ludzi od Boga – na przykład moją babcię.

Raczej nic… chociaż czasem utarte schematy, które wciąż są powtarzane w różnych momentach, są dla mnie ciężkie, ale wiem że jednocześnie są konieczne… no, ale czasem zmiany są potrzebne, prawda…

Brak zadowolenia na twarzach ludzi, którzy właśnie tak a nie inaczej wyglądają, a co innego mówią. 

Niektórzy księża są bardzo ponurzy, często na Mszy mam wrażenie, że nie są w tym miejscu co powinni, wypaliła się ich radość i chęć do głoszenia Ewangelii. 

To, że wiele parafii jest zamkniętych na zmiany, które by młodym pokazały prawdziwą wiarę.

Niekiedy kategoryzowanie ludzi.

To, że jest zimno 

W Kościele przeszkadza mi zachowanie niektórych księży. 

Obłuda ludzi, to że wiele osób przychodzi do kościoła machinalnie i nawet nie wchodzi w te treści, więc nie może żyć wiarą tak naprawdę, nie ma możliwości by żyć ewangelią. To, że wielu uznaje Kościół jako mszę niedzielną i nie widzą jej związku z codziennym życiem.

Opór wielu (zwłaszcza księży) przed zmianami i brak profesjonalizmu, czyli myślenie w stylu „jakoś to będzie, do tej pory jakoś to było”.

Udawana pobożność.

Stagnacja, rutyna, prymat administracji.

Hipokryzja ludzi, wywyższanie się nad osoby nie chodzące do Kościoła, nie będące we wspólnocie Kościoła.

Osoby, które za bardzo podchodzą do poprawności np. liturgii.

Ponieważ ja też jestem Kościołem, przeszkadza mi przede wszystkim mój własny grzech, który ten Kościół niszczy. Jasne, jestem w Kościele już długo i widzę słabości duchownych, konsekrowanych i świeckich. Ale wiem, że naprawianie Kościoła muszę przy pomocy łaski Bożej zacząć od siebie.

Przeszkadza mi w Kościele traktowanie np. rozwodników. Jak najbardziej zgodzę się z tym, że Kościół jest temu przeciwny, ale osoby w dołku życiowym właśnie nas potrzebują i potrzebują zachęty, by nie odchodzić od źródła. Niestety uważam, że są one zniechęcane traktowaniem przez niektórych księży.

Ciężko mi powiedzieć, chyba nic.

Nie rozumiem, gdy ktoś tańczy, gra na gitarze lub perkusji i innych instrumentach rozrywkowych, bo to nie pasuje do miejsca w którym się dzieją naprawdę wielkie rzeczy. 

Bóg.

Starzy ludzie.

Brak myślenia niektórych jego członków. 

Obłuda ludzi.

Zamknięcie i myślenie, że mam rację i nie potrzebuję nawrócenia. 

Grzech – mój i Twój

Niezrozumienie starszych ludzi.

 

Czego szukasz w Kościele?

Odpowiedzi na różne pytania.

Odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Hmmmm

Boga :)

Bliskości z Bogiem, wspólnoty, relacji międzyludzkich.

Nie wiem.

Boga.

Przede wszystkim szukam wciąż nawrócenia, pogłębienia mojej wiary, szukam swojego miejsca na rozmowę z Bogiem.

Miłości, wspólnoty, Nieba.

Żywego, zmartwychwstałego Jezusa. 

Wspólnoty.

Boga, wspólnoty, szczęścia, radości.

Jedności, żywej wiary, uwielbienia, autentyczności.

Zrozumienia, pokrzepienia, wsparcia, Chrystusa.

Boga. 

Wolności i Boga.

Namiastki Nieba (społeczności gdzie można zobaczyć Boga przez wzajemną miłość ludzi)

Umocnienia wiary, odetchnięcia.

Spotkania z Bogiem.

Jezusa.

W Kościele szukam drogi, którą mam podążać za Jezusem.

Szukam odpowiedzi na milion pytań, które wciąż się pojawiają na temat wiary i tego jakim człowiekiem powinnam być, jak się zachowywać i modlić, aby podobać się Bogu!

Jedności (szczególnie w mojej obecnej parafii)... 

Drogi do świętości

Jedności, akceptacji, miłości.

Siebie, Boga.

Ludzi, którzy wierzą całym sercem.

W Kościele szukam radości z bycia przy Bogu, pokoju i przyjaźni z drugim człowiekiem na całe życie. 

Boga, ludzi, wspólnoty, siebie

Prawdy i miłości.

Spokoju.

Pana Jezusa.

Boga, wspólnoty.

Miejsca, w którym mogę wzrastać duchowo, być coraz bliżej Boga i nieustannie Go poznawać.

Pana Boga relacji z nim ale i relacji z ludźmi. Nie raz szukam pomocy duchowej w spowiedzi. Szukam sakramentów, bo bez codziennej Mszy i Komunii Świętej nie wyobrażam sobie życia.

Szukam w Kościele miejsca, gdzie będę czuła się kochana i potrzebna. Szukam relacji z Bogiem, która pozwoli mi odkryć siebie oraz to czego oczekuje ode mnie Bóg Ojciec. 

Wspólnej modlitwy, spotkania z Bogiem, wyciszenia.

Pomocy w osiągnięciu celu jakim jest niebo. Wspólnoty, która mnie rozumie. Chwili wytchnienia w zabieganiu. Dalszego rozwoju duchowego, jak i samego siebie.

Pieniędzy pod ławką. 

Niczego. 

Niczego nie szukam. Poszukiwanie wiązało by się z pewnym oczekiwaniem. Nie przychodzę do Kościoła dla tego, że czegoś od niego oczekuje. Niemniej pomimo braku intencjonalnego poszukiwania wiele w Kościele znajduje. Jego mądrość, stałość, oparcie, a przede wszystkim doświadczalna obecność Chrystusa, są zawsze obecne i znajdowane we wspólnocie Kościoła. 

Spokoju, wytchnienia, ukojenia, ugaszenia i napełnienia.

Relacji z żywym Jezusem w sakramentach i wspólnocie

Zbawienia.

Zbawienia.

 

Czy czujesz, że masz w Kościele swoje miejsce? Jeśli tak, to jakie?

Myślę, że mam takie miejsce, ale czasem dalej czuje się w nim nieswojo.

Drugie od okna na balkonie.

Ruch Światło-Życie jest moim miejscem w Kościele.

Tak, Ruch Światło-Życie

Każdy ma swoje miejsce w Kościele.

Moim miejscem w kościele jest oaza i cała wspólnota.

Na pewno jest to miejsce w parafii, gdzie mogę zaangażować się w wiele posług; to dzielenie się wiarą, życiem, problemami w małej wspólnocie; mam też poczucie powszechności Kościoła 

Tak, diakonia oazy.

Oazę

Tak. jak każdy bo Kościół jest miejscem dla każdego.

Tak, muzyka, posługa we wspólnocie, animowanie.

Aktualnie nie mam.

Tak, myślę, że tak. Takim moim miejscem w Kościele jest Ruch Światło-Życie. 

Tak, jestem jednym z wielu kawałków puzzli, które razem tworzą jedną, wielką Bożą wspólnotę. 

Tak. Na razie Ruch Światło-Życie. W przyszłości mam nadzieję rodzina (i Ruch Światło-Życie).

Mam, śpiewam w scholii.

Chyba nie mam.

Tak, czuję się wezwana do głoszenia Ewangelii przede wszystkim ludziom młodym. 

Tak – jako animator ministrantów.

Tak, czuję że jestem potrzebna mojej wspólnocie oazowej, gdzie jestem animatorką, a naszym zadaniem jest zbliżanie uczestników do Pana.

Tak... posługa jako „muzyczny” oraz wspolprowadzący wspólnotę.

Tak, czuję się potrzebna. Moje miejsce jest we wspólnocie.

Poprzez wspólnotę, w różnorodnej służbie.

Czuję, że mam. Działam w oazie i myślę, że to jest taki mój zakątek

Ruch Światło-Życie.

Moje miejsce w Kościele jest we wspólnocie ministrantów i Ruchu Światło-Życie.

TAK!! MAM SWOJE MIEJSCE!! W Ruchu, w różnych posługach z tym związanych, ale też tam gdzie na bieżąco mnie Pan do działania posyła. Tak na prawdę co chwile jest to coś nowego. 

Jestem od lat animatorem Ruchu Światło-Życie, ale czuję, że nie jest to moje miejsce na stałe – takiego jeszcze nie znalazłem.

Posługujący.

Mam różne miejsca: teraz jest to rok propedeutyczny, ale przecież także moja rodzina i ruch oazowy.

Tak, w rodzinie, w służbie.

Tak, Oazę.

Tak. Ciągle to rozeznaję gdzie konkretnie. Na razie w Ruchu Światło-Życie i na studiach teologicznych. W przyszłości myślę o życiu konsekrowanym. 

Myślę, że jest miejsce w Kościele, które jest przeznaczone właśnie dla mnie, ale nie wiem czy już to odkryłam. Jako młoda osoba cały czas szukam miejsca, które będzie dla mnie oraz próbuję odkryć jakie jest moje powołanie.

Każdy ma swoje miejsce, ale ciężko mi powiedzieć jakie ja mam

Tak czuję, że mam swoje miejsce w kościele. Jest to miejsce we wspólnocie oraz to, że mogę angażować się w życie Kościoła, swojej parafii.

Nie.

Tak. Niestety jeszcze nie wiem jakie. Być może nie jest ono stałe, jedno na całe życie. Moje miejsce jest tylko moje i raz oznacza taką posługę a raz inną. 

Nie.

Moim miejscem jest wspólnota i ewangelizacja.

Tak, jestem mężem i żyję sakramentem małżeństwa, planujemy wychować nasze przyszłe dzieci dla Boga i Kościoła, poza tym realizuję się jako członek Ruchu Światło-Życie w Diakonii Miłosierdzia

Tak, w grupach parafialnych.

 

Dlaczego młodzi ludzie przychodzą do Kościoła?

Żeby się nawrócić, poznać ciekawe osoby, czasem aby spotkać swoją miłość. 

Zapewne, bo im rodzice każą.

Bo chcą czegoś więcej niż oferuje świat.

Poszukują siebie

Ponieważ chcą spotkać się z Bogiem

Chcą zacząć jak najwcześniej łączyć się z Bogiem. 

Chodzą, bo wierzą. Wiadomo są przypadki młodych, którzy chodzą, bo im rodzice każą.

Bo potrzebują wartości w swoim życiu i chcą ich poszukać w Kościele 

Bo szukają Jezusa, tylko w momencie, w którym zaczynają szukać, nie , że jest to Jezus. 

Szukają odpowiedzi.

Aby na przykład nawrócić się, pogłębić swoją wiarę, żeby po prostu być tam bo czują się tak dobrze, Bogiem

Mają pragnienie poznania Jezusa, są zaciekawieni tym co mogą otrzymać od Boga.

Bo czasem zdarza się osoba która jest dobrym pasterzem, są parafie które nie są nudne, organista daje pośpiewać, ksiądz powie kazanie, które na długo zostaje w człowieku, parafia ma co zaoferować i ludzie są dla siebie mili i wyrozumiali. 

Bo zrozumieli, że świat nie może dać im tego czego w głębi serca najbardziej szukają.

Bo szukają odpowiedzi na ciężkie pytania. 

Szukają wspólnoty dla swojej wiary. 

Tradycja, włączenie się do wspólnoty, śpiewy podczas Mszy – schola, inne aranżacje.

Przychodzą bo spotkali Boga i chcą dojrzewać w wierze, w relacji miłości do Stwórcy.

Bo mają tam przyjaciół, chcą się rozwijać, zgłębiać wiarę.

Z różnych powodów – jedni z przyzwyczajenia, drudzy, bo naprawdę znaleźli Boga w swoim życiu, jeszcze inni, bo ciągle szukają sensu w swoim życiu i wiele, wiele innych powodów...

Bo szukają miłości Boga, prawdziwych przyjaciół, bo spotkali kiedyś Pana, próbują zrozumieć dlaczego inni chodzą lub czasem niestety z przymusu.

Bo szukają (w dzisiejszym świecie wielu młodych jest zagubionych).

Chcą poznać Boga, są ciekawi, co ich czeka i czy nasze życie to naprawdę droga do nieba. Wiele osób chodzi do kościoła z przymusu (np. bo bierzmowanie) to jest bardzo przykre, ale fajnie, że są takie osoby, które chodzą, bo chcą się odwdzięczyć za miłosierdzie Boga 

Odkryli, zobaczyli, czym On tak na prawdę jest.

No, szukają szczęścia. W pewnym momencie zauważają, że alkohol i inne to wcale nie jest szczęście, a człowiek to nie tylko ciało.

Z tego samego powodu, co starsi.

Młodzi ludzie przychodzą do Kościoła z miłości do Boga. 

Bo odkryli że Kościół to nie instytucja a wspólnota ludzi, która odkryła Boga żywego i przychodzi tam właśnie dla Jego osoby. 

Jedni, bo wydaje im się, że muszą; drudzy, bo szukają wspólnoty, która da im akceptację i miłość; trzeci, bo szukają odpowiedzi na egzystencjalne pytania.

Aby znaleźć odpowiedzi.

Bo coś się dzieje (coś takiego, co nie umie się wydarzyć nigdzie indziej). Bo spotykają w Kościele fascynujących, niesztampowych ludzi. Bo mogą być twórczym podmiotem dobra na większą skalę. Częściowo także dlatego, iż tak zostali wychowani. Częściowo także z pobudek religijnych – choć te mogą dopiero „wyjść w praniu”.

Chcą spotkać się z Bogiem, budują wspólnotę.

Widzą rówieśników z uśmiechniętymi twarzami, dla których radością jest uczestnictwo na Eucharystii i spędzanie razem czasu.

Z różnych powodów. Na naszą oazę przychodzą młodzi od około 13 roku życia. Jedni kierują się szukaniem znajomości, przyjaźni, relacji których im brakuje. Inni szukają Boga, odpowiedzi dotyczących wiary. Tego, by wierzyć świadomie i z przekonania. Są i tacy, którzy przychodzą bo ktoś lub coś im każe, rodzice, bierzmowanie. I inne

Młodzi ludzie, którzy przychodzą do Kościoła, prawdopodobnie doświadczyli już żywego Kościoła, który ich nie odrzuca, a pomaga. 

Bo chcą poznać Boga i nowych ludzi, nie chcą żyć bez Kościoła

Najczęściej chyba z tego powodu że ktoś im każe. Na pewno niektórzy, bo podoba im się to, widzą w tym głębszy sens. Z przekazywania tradycji. I oczywiście z wiary.

Bo im rodzice każą.

Bo muszą.

Różnie. Jedni z przyzwyczajenia, jedni z potrzeby serca inni dla tego że tylko tu nie są odrzuceni. 

Bo to źródło.

Z głodu i chęci sprawdzenia, czy Bóg jest prawdą.

Bo Kościół jest prawdziwy, autentyczny.

Bo szukają odpowiedzi, pomocy, wysłuchania

 

A dlaczego młodzi ludzie nie chodzą do Kościoła?

Bo im się nie chce.

Ponieważ chcą pokazać, że potrafią mówić „nie”.

Bo mają własne zdanie i poglądy i trzeba to uszanować. 

Bo zniechęcają ich pewne zasady, wymagania, których nie rozumieją; bo nie mieli dobrego przykładu / świadectwa; bo zgorszyli się złym postępowaniem osób wierzących / kapłanów.

Przeszkadza im radykalizm i konserwatyzm.

Ponieważ dla niektórych jest to strata czasu.

Kościół nie jest im w stanie zagwarantować dymów, jakich oczekują 

Ludzie młodzi odbiegają od wartości, które są ważne, coraz bardziej liczą się dla nich znajomi, pieniądze. Jak twierdzą, wiara jest im niepotrzebna.

Bo szukają ideałów nie tam, gdzie trzeba; najczęściej dlatego, że nikt im nie pokazał Kościoła, który jest atrakcyjny i piękny. 

Bo jest to mało atrakcyjne dla młodego człowieka, wolą to co kolorowe, drogie i świecące. 

Zrażają się tym, co czytają i słyszą w mediach, ale też postępowaniem ludzi żyjących w Kościele – grzechem.

Bo nie pozwalają im bliscy, przez złe towarzystwo, bo nie chcą poznać Boga albo im się nie chce, bo to nie jest ważne, nie mają czasu

Nie mają autorytetu wiary, często księża w parafii nie dbają o rozwój młodych. Najważniejszy jest poświęcony czas, jeśli go nie ma, nie będzie zasianej ciekawości.

Bo często jest odwrotnie niż napisałam wcześniej. Parafie są nudne, niczego nie oferują, organista gra tak że nie da się śpiewać, ksiądz nic ciekawego ani odkrywczego nie mówi, więc ludzie nie chodzą. Nie czują się tam dobrze, jak u siebie. Ludzie nie widzą sensu żeby tam chodzić. A jeśli widzą sens, to często te różne rzeczy, których trzeba przy tym doświadczyć (nuda, kazanie, narzekający ludzie) przeważają za tym żeby tam nie iść. Kościół czasem wygląda, jakby siedzieli w nim nieżywi ludzie…

Bo wydaje im się, że Kościół odbiera wolność. 

Bo Kościół nie ma nic wspólnego z zasadami dzisiejszego świata. Jest według nich niemodny 

1. Bo mają fałszywy jego obraz 2. Bo nie dostrzegają konieczności połączenia wiary i wspólnoty.

Kazania, ludzie którzy im przeszkadzają – dwulicowość i wiara na pokaz, „zwykła Msza” – ludzie szukają fajerwerków.

Z powodu złej formacji duchowej czyli braku życia modlitwą (przykazania przeradzają się wtedy w formalizm etyczny) lub wrogości wobec Kościoła promowanej w mediach; czasami niestety wierni i księża też odpychają swoim zachowaniem.

Bo rodzice, księża, katecheci ich do tego zmuszają i tym samym nie pokazują im korzyści. W dzisiejszych czasach ludzie chcą wiedzieć, co dostaną w zamian. Trzeba mówić do nich językiem korzyści a nie „bo tak trzeba”, „bo Bóg cię kocha” itp. Młodzi ludzie nie wiedzą, dlaczego mają tam chodzić. 

Po pierwsze – jako wyraz buntu, najczęściej wobec rodziców, gdyż oni nie zbudowali w nich mocnych fundamentów wiary, przez co wiara wydaje się im w ogóle niepotrzebna, a chodzenie do Kościoła bez sensu. Drugi powód to taki, że któraś z osób reprezentujących Kościół w jakiś sposób ich skrzywdziła – najczęściej poprzez napiętnowanie, obojętność na potrzebę, okrzyczenie zamiast miłości, pomocnej dłoni, rozmowy.

Bo trudno jest unikać wielu grzechów, a świadomość że Kościół zabrania czegoś co im się podoba lub chcą robić zniechęca ich do chodzenia do Kościoła, do wiary. Zamiast próbować zrozumieć, dlaczego jest taka rzecz grzechem, odsuwają od siebie tę informację.

„Świat” ich powstrzymuje od tego. 

Uważają, że to nudne, zbyt monotonne, nie czują takiej potrzeby. Często wynoszą brak wiary z domu, wydaje im się, że mogą wszystko, nie chcą nikogo słuchać a już na pewno nie Boga.

Ponieważ jeszcze Jego nie poznali, mają obraz Kościoła smutnego, w którym trzeba być co niedzielę, zaliczyć mszę.

Często przez konserwatyzm w swoich parafiach 

Bo ,,mają ciekawsze rzeczy do roboty"

Młodzi ludzie nie chodzą do Kościoła ze względu na bunt, lenistwo, brak wiary itp.

Bo widzą w nim zwykły ludzki zbiór, instytucję. Nie widzą tego, co ponad, co jest istotą. Nie poznali Twórcy kościoła, nie spotkali Go.

Jedno, bo nie widzą potrzeby rozwoju duchowego; drudzy, bo zrazili się pseudoautorytetami w postaci nieautentycznych księży lub animatorów.

Bo nie potrafią uznać czyjejś wyższości. 

Bo „nic się nie dzieje” – jest nuda, schematyczność, skostnienie.

Bo ludzie Kościoła chcą nimi zarządzać, a nie potrafią ich pokochać.

Także ze względu na bunt przeciwko rodzicom i szkole.

Myślą, że jest tam nudno, że to nie dla nich. Mają zły obraz Boga, Kościoła i ludzi w Kościele

W ich rodzinach źle mówi się o Kościele lub w ogólne nie praktykuje się chodzenia do Kościoła. Dla innych może to być również obciach.

Czasem bo są zrażeni postawą osób związanych z Kościołem, bo nie widzą dla siebie miejsca, są pogubieni, są odciągani przez rówieśników, współczesny świat. Często też dla tego że może uczy ich się katechizmu, prawd wiary ale są nie z ewangelizowani. Nie zostali doprowadzeni do spotkania z Bogiem. I traktują religię jak kolejny niepotrzebny przedmiot w szkole. Nie chodzą też kiedy nie mają wzoru że strony rodziców. 

Mam wrażenie że młodzież, która nie chodzi do Kościoła, nie doświadczyła jeszcze Boga Miłosiernego. Raczej ma Go przedstawionego jako tego, który karze i czeka na nasze potknięcia. Mogą być oni też zrażeni traktowaniem wiernych przez niektórych księży, to chyba najczęściej wymieniany powód przez moich znajomych. 

Bo są zbuntowani. 

Działania niektórych księży. Niestety kwestie finansowe kościoła. Lenistwo i wygoda młodych ludzi. Brak chęci do poznania Kościoła. Wpływ rówieśników.

Bo są inteligentni.

Bo już nie muszą. 

Ponieważ się boją. Boją się wielu rzeczy. Tego, jak będą odbierani, ale też tego, że będą musieli coś zmienić w swoim życiu, czegoś od siebie wymagać, postawić się światu. 

Bo nie było im jeszcze dane poznać, nie poczuli, że tęsknią właśnie za Panem Bogiem.

Bo uwierzyli, ze Kościół to przeżytek i że im do niczego nie jest potrzebny. Też z lęku przed prawdą o sobie, o grzechu.

Wtedy, gdy widzą brak autentyczności, a w zamian za to pustkę, zawiść, pogoń za sprawami tego świata, wzgardę sakramentami i łaską Bożą.

Bo nie wiedzą jak jest naprawdę, a zrażeni kilkoma przykładami nie zachęcających księży odpuszczają zamiast znaleźć prawdę o Bogu.