Trudno jest mówić o rzeczach wzniosłych bez patosu. Zwłaszcza, jeśli chcemy odnieść się do tragicznych wydarzeń wpisanych w historię narodu. Z tych racji próba dotarcia do młodego pokolenia z przekazem nawiązującym do przeszłości nie przynosi skutku. W ostatnich latach trafiłem na kilka eksperymentów muzycznych odwołujących się do historii. Jeden z ważnych tematów – Powstanie Warszawskie – stał się kanwą dla ciekawych albumów zespołów Lao Che i Maleo Reggae Rockers. Ten pierwszy jest mi osobiście bliższy w swym stylu i zafascynował mnie albumem „Powstanie Warszawskie” z 2005 roku. Zupełnie inna w swym stylu jest płyta MRR „Morowe panny”. Choć osobiście nie jestem szczególnym fanem takich klimatów muzycznych, to jednak głęboko dotknęły mnie teksty piosenek. Nie są to tylko takie przyśpiewki o miłości, czy zabawie, ani nawet przemyślenia o sensie życia, ale głębokie przesłanie o kobietach – żołnierzach Powstania. Co ciekawe Darek Malejonek zaprosił do tego projektu kilka topowych wokalistek, reprezentujących różne gatunki muzyki. Niektóre z nich w ogóle mi nie były znane, bo śpiewają odległe dla mnie klimaty muzyczne. Znajdziemy tam gwiazdy muzyki pop, hip-hop, rap, reggae, soul, funk, alternatywnej, piosenki aktorskiej, czy kabaretowej. Co ciekawe muzyka tak naturalnie zlewa się ze słowami, że różnorodność, a nawet pozorna rozbieżność pomiędzy stylem a treścią, nie razi, ale dodaje smaku. To muzyka, która niejako mimowolnie wpada w ucho, tak, że się ją potem nuci, a jednocześnie słowa zawierają głębię i budzą refleksję. Jest to zarazem szansa, żeby zainteresować przesłaniem szerokie grono młodych odbiorców. Utwory są bardzo różnorodne. Znajdziemy wręcz ballady, ale obok nich są typowe kawałki hip-hopu czy rapu. Można powiedzieć, że stylistycznie dla każdego coś miłego.
Już od pierwszego utworu widać, że jest to swoisty hołd złożony kobietom-żołnierzom. Z każdego z utworu wyłaniają się konkretne kobiece historie – piękne i odważne dziewczyny, młode i pełne ideałów. Czasem bardzo młode, ledwie przestały być dziećmi, kiedy indziej dojrzałe kobiety. Za każdy razem coś przeszywa człowieka. Dzięki tym piosenkom stają się bliższe, nie anonimowe, ale jednocześnie bardziej tragiczne. Pokolenie, które zapłaciło ogromną cenę za wolność i stworzyło szanse dla nas swoim kosztem. Uświadomiłem sobie, że te Panny mimo wszystkich przeciwności starały się być kobiece i piękne, zadbane i czarujące. Miały swoje marzenia i lęki. Zakochiwały się i doświadczały dramatu śmierci. Były normalne w nienormalnych okolicznościach. Zawstydza ich poczucie odpowiedzialności i podjęcie wyzwań, często nie do udźwignięcia przez dorosłych, a realizowanych przez młodzież.
Teksty czasem szokują, bo pełne są przeciwstawieństw, które trudno z dzisiejszej perspektywy ogarnąć. Pozbawione patosu, ale pełne szacunku. Dzięki tej płycie tytułowe „Morowe Panny” stały mi się osobiście bliższe i częściej myślę o nich jako o młodych, pełnych marzeń i ideałów, ale nie idealnych, szalonych dziewczynach, które starały się podjąć odpowiedzialność za Ojczyznę. Dla mnie One są wciąż żywe. Niejedna z piosenek sprawia wrażenia, jakbyśmy słuchali o tej „dzisiejszej młodzieży”, tak wielokrotnie przez nas dorosłych uznawanej za straconą. Kiedyś czytałem fragment artykułu z lat 30-stych, który pisał o ówczesnej młodzież, jako o wyzutej z patriotyzmu, nie pamiętającej o trudach rodziców walczących o niepodległość, spragnionej radości i przyjemności, chcącej tylko korzystać z wysiłków przodków. Ale to właśnie oni – pokolenie Kolumbów – zapłaciło tak obfitą daninę krwi. Myślę, że i dzisiejsza młodzież jest, mimo wszystko zdolna do wielkich czynów w imię dobra wspólnego.
Zamiast głośno śmiać się, bawić, zakochiwać „Morowe Panny” poszły w powstanie, tak jak stały – w sukience, w skarpetkach. Były tak samo ubrane, czy do ślubu, czy na pogrzeb. Mimo, że wojna trwała, one starały się żyć, jakby nigdy nic się nie zmieniło. Dawno żadna płyta nie wywarła na mnie takiego wrażenia.