Konrad Szymański: Każdy może i powinien! Zgodnie z własnym powołaniem i miejscem w społeczeństwie. Z politycznego punktu widzenia uważam, że nasze społeczeństwo stojąc o wiele mocniej na gruncie zasad cywilizacji chrześcijańskiej daje nam - politykom - niepowtarzalną szansę, byśmy tę wrażliwość przenosili i manifestowali w Europie. Wspominam o życiu społecznym, ponieważ to jest początek i warunek wszystkiego, co się dzieje w polityce. Wielu moich znajomych posłów z Niemiec, czy Wielkiej Brytanii mówi mi, że problemem w ich działalności jest to, iż wyborcy w ich krajach nie oczekują już realizacji postulatów chrześcijańskich w zakresie obrony życia, czy tradycyjnej rodziny a czasem są do nich nastawieni wręcz wrogo. Dechrystianizacja społeczeństw zachodnich ogranicza siłę chrześcijańskich polityków w tych krajach. My w Polsce tych ograniczeń nie mamy i powinniśmy z tej szansy mądrze skorzystać.
W: A czy jest szansa, że to świadectwo będzie przyjęte przez zachodnie społeczeństwo?
K.S.: Na pewno taka nadzieja, choć trudna na pierwszy rzut oka, nie jest pozbawiona podstaw. Nie widzę, by Europa zrywając wiele związków z kulturą chrześcijańską była szczęśliwa. Załamanie życia rodzinnego, macierzyństwa nie cieszy nikogo z wyjątkiem wyznawców - przyznam dość licznych - patologicznych ideologii. W prawdziwym życiu to nie wygląda tak jednoznacznie słodko jak na ulotkach homoseksualnych czy feministycznych organizacji. Załamanie demograficzne postawiło na powrót wiele pytań o naszą przyszłość.
Z drugiej strony mamy coraz bardziej napięte stosunki ze światem islamu w Europie. Powstaje pytanie czy naprawdę jedyną naszą reakcją ma być ksenofobiczna niechęć? Tylko na to będzie nas stać bez chrześcijaństwa. Obserwujemy to już dziś. Może jednak powinniśmy znaleźć język pozytywny, pokazać alternatywną, nie mniej silną, tożsamość. Pokazać to, czego chcemy.
Kościół przechodzi wciąż okres wielkich przemian i czasem wstrząsów. Jestem jednak przekonany, że możemy znaleźć dobre odpowiedzi na te pytania i kiedyś znowu zaproponować Europie wielki projekt, który przekona i pociągnie wielu.
Chrześcijaństwo jest nie tylko drogą zbawienia w życiu indywidualnym. Jest także czymś dobrym dla społeczeństw. Trzeba tę dobroć pokazywać. Nie jest to oczywiście zadanie tylko, ani nawet przede wszystkim, dla polityki. To jest nasze wspólne zadanie, które każdy musi realizować ze swego miejsca w życiu.
W: A czy obecność posłów katolików, posłów chrześcijan w Parlamencie Europejskim jest ważna tylko ze względu obronę wartości etycznych? Co chrześcijanie - poza kwestiami etycznymi (bo te są oczywiste) - mogą dać Unii?
K.S.: Wymiar etyczny ma każde ludzkie działanie. Jednak naturalna rodzina, ochrona dzieci, ochrona życia to są sprawy najważniejsze dzisiaj dla chrześcijan ponieważ są one w wielkim niebezpieczeństwie. Nikt inny za nas tego nie zrobi.
W: Czy w Parlamencie Europejskim istnieje jakaś płaszczyzna współpracy z katolikami z innych krajów i chrześcijanami z innych wyznań?
K.S.: Tak. Zaczynając od rzeczy najważniejszej: mamy tu często mszę świętą, która gromadzi wszystkich - Portugalczyków, Hiszpanów, Włochów, Holendrów, Niemców, Litwinów, Estończyków, Irlandczyków i oczywiście Polaków. Niedaleko Parlamentu Europejskiego jest kościół Najświętszego Sakramentu. W samym Parlamencie są sale medytacyjne, gdzie czasem wisi obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. W codziennej pracy parlamentarnej znamy się dobrze i wiemy z kim rozmawiać np. w danej komisji roboczej, by znaleźć zrozumienie i wsparcie.
W: W rozmaitych dyskusjach zdarza się czasem taka postawa, iż ktoś neguje jakiś pogląd czy jakąś propozycję tylko dlatego, że zgłosił ją katolik, choćby nie miało to nic wspólnego z wiarą czy etyką. Czy na forum Parlamentu Europejskiego można również spotkać się z taką postawą? Jak temu przeciwdziałać?
K.S.: Nigdy się z tym tutaj nie spotkałem. Ale może jestem mało spostrzegawczy...
W: Gdy Polska wstępowała do Unii, pojawiały się obawy, że będziemy zmuszeni przyjąć rozmaite etyczne uregulowania, które nam nie odpowiadają, są sprzeczne ze światopoglądem chrześcijańskim - np. małżeństwa homoseksualne, dopuszczalność aborcji. Czy z perspektywy kilku lat obecności w Unii możemy powiedzieć, że obawy te były zasadne?
K.S.: Obawy co do bezpośredniego wpływu członkostwa na takie uregulowania nie były zasadne. Co prawda Parlament Europejski przyjmował wielokrotnie rekomendacje dotyczące tych kwestii, ale nie są wiążące prawnie. Nacisk polityczny na Polskę w tych dziedzinach byłby realizowany i bez członkostwa w Unii Europejskiej. Będąc wewnątrz możemy przynajmniej wpływać, próbować kontrolować ten proces.
W: Prosiłbym o wyjaśnienie w takim razie, jakie znaczenie mają rekomendacje. W potocznym odbiorze ta nazwa, jak się wydaje, nie funkcjonuje. Mówi się: „Parlament Europejski coś uchwalił” i nie idzie za tym świadomość, iż nie są to uchwały wiążące prawnie. Skąd więc się biorą rekomendacje, jaki jest ich cel, po co w ogóle istnieje taka instytucja?
K.S.: Rekomendacje to akty polityczne dotyczące dziedzin, w których nie ma kompetencji europejskiej - czyli takich, które podlegają prawu poszczególnych państw. Z tego powodu rekomendacje nie tworzą zobowiązań po stronie państw członkowskich. To stanowisko polityczne i to nie tyle samej Unii Europejskiej, co jedynie Parlamentu.
Nie oznacza to, że rekomendacje można lekceważyć. Rola takich rezolucji potrafi być szkodliwa, ponieważ zmienia ogólną atmosferę. To wysyłanie sygnałów politycznych.
W: Nie powinno więc nas to uspokajać, że rekomendacje nie są wiążące prawnie?
K.S.: Nie możemy ich lekceważyć. Takie dokumenty stwarzają bowiem presję polityczną i są pomocne dla tych, którzy sprzeciwiają się tradycyjnemu ładowi społecznemu w naszym kraju. Coś, co dzisiaj przechodzi jako rekomendacja, jutro może stać się przedmiotem działań legislacyjnych. Opór trzeba postawić już dziś!
W: Czy w takim razie Parlament Europejski podejmuje w ogóle uchwały wiążące prawnie?
K.S.: Parlament uchwala akty prawnie obowiązujące tylko wtedy, gdy odpowiedni projekt przedstawia mu Komisja Europejska. Taki projekt musi być oparty o podstawę prawną w traktatach europejskich - czyli dotyczyć dziedziny, w której organy Unii Europejskiej mają kompetencje do stanowienia prawa.
W: Chciałbym zapytać, czy Pana zdaniem nasza obecność w Unii Europejskiej ma sens - gdy myślimy o tych formalnie nie obowiązujących, ale jednak szkodliwych rekomendacjach? Czy lepiej że jesteśmy w Parlamencie Europejskim i mamy jakiś wpływ na ich kształt czy też lepiej byłoby, gdybyśmy byli poza Unią - wtedy chyba rekomendacje by nas nie dotyczyły?
K.S.: Jestem przekonany, że nasza obecność w Unii pod tym kątem ma głęboki sens. Polska nie obroni swego systemu wartości u siebie, gdy wokół będzie szalała rewolucja obyczajowa. Poza tym jest to kwestia odpowiedzialności chrześcijańskiej za wspólnotę, której naród nie jest granicą ostateczną. Musimy jedną ręką budować podstawy ładu u siebie, a drugą wspomagać walkę o chrześcijański wizerunek człowieka i rodziny w Europie i na świecie. Właśnie teraz dostałem list pewnej angielskiej organizacji chrześcijańskiej w sprawie jednego z raportów. Wzywają do poparcia poprawek w sprawie krajów rozwijających się. Ponad połowa tych poprawek została zgłoszona przez mnie, mimo, że nie dotyczą bezpośrednio Polski. Dotyczą solidarności z chrześcijanami w Afryce, którym Unia Europejska chce eksportować głównie aborcję i antykoncepcję.
W: Czy udało się zmienić jakąś konkretną rekomendację, której treść nam nie odpowiadała?
K.S.: Bardzo rzadko udawało się eliminować zapisy o tzw. prawach reprodukcyjnych - to kryptonim m.in. aborcji w prawie międzynarodowym. Ważne dla mnie jest to, że w tej kadencji za każdym razem taki zapis powoduje ujawnienie się opozycji. Została ona wyraźnie wzmocniona. Być może kiedyś przyjdzie czas, kiedy nasz obóz będzie miał większość? To jednak wymaga pracy i konsekwencji. Nie od razu Kraków zbudowano.
W: Czy nasi posłowie sami zaproponowali projekt jakiejś rekomendacji dotykających kwestii etycznych? Czy udało się ją uchwalić?
K.S.: Polscy posłowie zazwyczaj głosują poprawnie w sprawach etycznych. Unikają atakowania Polski. Wyjątkiem są tu niektórzy posłowie SLD, którzy czasem - nie zawsze - pod wpływem swej międzynarodówki socjalistycznej głosują za tymi błędnymi zapisami, czy to w zakresie prawa do aborcji, czy też tzw. równouprawnienia homoseksualistów. Nasze wspólne stanowisko jest takie, że Unia Europejska nie powinna się wypowiadać w sprawach, które nie są jej kompetencją. Stąd nie proponujemy osobnych inicjatyw w zakresie prawa rodziny, czy prawa do życia.
W: Są takie poglądy, że Unia Europejska zagraża tożsamości narodowej. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?
K.S.: Tożsamość to słowo odnoszące się do kultury. Nie sądzę, by proces akurat integracji miał tu odgrywać jakąś nadzwyczajną rolę. Wzajemne oddziaływanie różnych trendów, przenoszenie ich miałoby miejsce także wtedy, gdyby integracji europejskiej nie było.
W: Z tego, co Pan mówi, wynika że do Brukseli i Strasburga polskie spory się zasadniczo nie przenoszą. Czy tak faktycznie jest? Zgoda w kwestiach etycznych czy w kwestii nie atakowania Polski jest oczywiście fundamentalna, czy jednak w innych (oczywiście tych ważnych) tematach panuje jedność wśród polskich posłów? Czy są różnice zdań? Jeśli są, to czy przybierają gwałtowne formy, jak to bywa w Polsce, czy też na forum Parlamentu Europejskiego potrafimy „różnić się pięknie”?
K.S.: Ta zgoda nie dotyczy całej polskiej delegacji i nie wszystkich spraw. Ale na pewno spory są mniej widoczne, bo jesteśmy tu tylko częścią dużo większej całości. Współpraca jest podstawą sukcesu w Unii Europejskiej. Poza tym w Parlamencie Europejskim mamy konkretne sprawy do załatwienia. Łączą nas otwarte poglądy na politykę wschodnią, większe zaufanie do tradycyjnego ładu społecznego, do konkurencji na wspólnym rynku, w końcu zgodna obrona budżetu Unii na wyrównywanie szans regionów zapóźnionych.
W: Chciałbym dotknąć tematu związanego z polityką wschodnią. Co robić i czy coś się konkretnie robi, by Unia Europejska nie przypominała zamkniętej, trudno dostępnej twierdzy? Niedawno Polska weszła do strefy Schengen. Nas to cieszy, ale zarazem znacznie się utrudnił dostęp do Polski dla naszych wschodnich sąsiadów. Wizy, opłaty, sam wjazd do Polski staje się poważnym wydatkiem. My w Ruchu Światło-Życie bezpośrednio spotykamy się z tym problemem - na Ukrainie i na Białorusi istnieje wiele naszych wspólnot i po wejściu najpierw do Unii, a potem do strefy Schengen wzajemna komunikacja stała się utrudniona. Czy Unia czuje się jakoś odpowiedzialna za tę część Europy, która do niej nie należy? Czy jakoś przeciwdziała temu, by nie powstawał nowy - tym razem ekonomiczny - mur berliński?
K.S.: Ekonomiczny mur na pewno nie powstanie, ponieważ Unia Europejska prowadzi bardzo otwartą politykę handlową szczególnie wobec państw objętych polityką sąsiedztwa. Problemem jest mur polityczny. Stopień politycznego otwarcia Unii, szczególnie na Wschód jest dziś jedną z najważniejszych debat, jakie toczymy. Polska jest bardzo zaangażowana w ten proces. Jeśli chodzi o zasady wizowe, w tym ich cenę dla naszych wschodnich sąsiadów, to będziemy podpisywali umowy o ruchu przygranicznym, a na poziomie unijnym oczekiwali rozluźnienia tych rygorów. Właśnie teraz w Parlamencie Europejskim jest wystawiona do podpisu deklaracja pisemna w sprawie obniżenia cen wiz. Widzimy ten problem bardzo wyraźnie.
W: A na czym polega polityka sąsiedztwa? Kogo dotyczy?
K.S.: Polityka sąsiedztwa to system porozumień z krajami, które dzielą granicę morską lub lądową z krajami Unii. Zmierza do ujednolicenia porządku regulacyjnego, uwolnienia handlu, nakierowana jest także na promocję demokracji i praw człowieka. Na południu chodzi m.in. o Tunezję, Maroko, Algier, Autonomię Palestyńską i Izrael. Na wschodzie krajami objętymi polityką sąsiedztwa są m.in. Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan.
W: A dlaczego nie ma wśród tych krajów Rosji ani Białorusi? Czy nie były zainteresowane, czy Unia im nie proponowała?
K.S.: Rosja korzysta z uprzywilejowanej formy partnerstwa. Negocjacje nad nową umową zablokowała Polska w 2007 roku w związku z dyskryminacyjną polityką handlową Rosji wobec nas. Białoruś jest formalnie objęta, ale współpraca jest zawieszona z uwagi na łamanie praw człowieka i demokracji w tym kraju.
W: Na koniec chciałbym zapytać, co uważa Pan za swój największy sukces w pracy w Parlamencie Europejskim?
K.S.: Nie ma jednej takiej sprawy. Ważne było sprawozdanie na temat finansowania polityki sąsiedztwa. Wtedy posłowie z nowych krajów nie byli dopuszczani do raportów legislacyjnych. Byłem jednym z pierwszych sprawozdawców parlamentu z całej nowej dziesiątki państw. Z drugiej strony cały pakiet działań pro-life - pierwsza taka konferencja na forum parlamentu w 2005 roku, poparta publikacją książkową oraz niezliczone poprawki, wystąpienia. Te dwie sprawy - polityka wschodnia i pro-life są chyba dla mnie najważniejsze.
W: Dziękuję za rozmowę.