Przyjechałam do „Odwagi” zrozpaczona, ale pełna nadziei. Już po pierwszej rozmowie z Grażyną czułam, że trafiłam we właściwe miejsce.
Doznałam tu wielu trudnych, bolesnych, czasem niezrozumiałych, ale uzdrawiających przeżyć. Zadawałam sobie wiele pytań - nie na wszystkie umiałam znaleźć czy otrzymać odpowiedź. Wiele razy grupa naprowadzała mnie na właściwy tok myślenia, a Helena - nasza terapeutka, dopełniała dzieła. Powoli odkrywałam swoją przeszłość - było to dramatyczne i bardzo bolesne. Jednak stając w prawdzie, opłakując swoje rany, leczyłam je i uzdrawiałam. A ze mną był Jezus.
Musiałam potem przejść dalszą drogę, równie bolesną, kiedy zdałam sobie sprawę, że zapatrzona w swoje krzywdy, lęki, obsesje, z poczuciem odrzucenia, nieufności i nieśmiałości - nie mogłam dostrzec narastającej w córce katastrofy, nie umiałam jej pomóc, choć starałam się.
Moje małe i większe egoizmy (np. praca i jeszcze raz praca) przysłoniły wyrzuty sumienia. Odkrycie prawdy łączyło się w wielki trudem. Byłam bliska załamania. Przeszłam jednak i ten etap. Teraz uczę się odwagi:
- odwagi do zaakceptowania i pokochania siebie - z całym życiowym bagażem z moimi słabościami i lękami, radościami i smutkami;
- odwagi do uzdrowienia relacji z ludźmi, szczególnie tymi najbliższymi, których krzywdziłam i przez których byłam krzywdzona;
- odwagi do szukania Boga działającego przez innych ludzi - z pokorą przyznaję, że sama nie mogę dać sobie rady z wieloma sprawami.
W mojej grupie spotkałam przyjaciół, którzy potrafili kojąco wesprzeć mnie w każdej sytuacji, najczęściej dobrym słowem - czasem mocnym, ale zawsze życzliwym, przytuleniem, mądrą radą czy choćby spojrzeniem, które leczyło. Czasem były to przeżycia niemal mistyczne - Bożą obecność odczuwałam bardzo często.
Niech Bóg ma swojej opiece ośrodek „Odwagi” - wyjeżdżam stąd jako inny człowiek. Uczę się patrzeć z pokorą i miłością na bliźnich, ale też na siebie. Uczę się mieć oczy i uszy otwarte, a przede wszystkim serce pełne nadziei. Modlę się o miłosierdzie dla nas wszystkich.