Od poprzedniej płyty minęło aż sześć lat. Antonina Krzysztoń pisze: „Byłam doświadczona czasem posuchy. Nie «przychodziły» do mnie ani melodie ani żadne teksty”.
Po sześciu latach płyta jednak powstała. I jest to – jakby na przekór trudnościom – płyta całkowicie autorska. Znajdziemy na niej piętnaście piosenek. Wszystkie są autorstwa Antoniny Krzysztoń, zarówno melodie jak i teksty (co wcale nie było przecież bezwzględną regułą na poprzednich płytach).
Jaka jest ta płyta? Wyciszona, bardzo kameralna. I bardzo osobista. Antonina opowiada o swoich przeżyciach, o miłości, o życiu. Teksty są pełne emocji, widać, że naprawdę wyrastają z osobistych przeżyć. Nie znaj-dziemy tam raczej materiału na wielkie przeboje – jest to płyta do kameralnego słuchania i za-dumy.
Na mnie największe wrażenie zrobiła piosenka pt. „Tatuś”. Dedykowana ojcu artystki (nie ma o tym mowy na płycie, ale wiadomo, że zginął w wypadku, w dzieciństwie Antoniny). Piękny wyraz tęsknoty za ojcem, pragnienie bycia kołysanym w jego ramionach. Ogromne wrażenie robi melodia – na przekór tematowi (i okolicznościom) skoczna.
Każda piosenka jest komuś dedykowana, liczne dedykacje zawiera też płyta. Wypada też zwrócić uwagę na bardzo staranne wydanie albumu – pięknie zakomponowanego pod względem graficznym.
Zapraszam do wsłuchania się.