Historia zbawienia porównana do sieci metra, postępowanie wielu chrześcijan ze Starym Testamentem do postępowania ze zużytą pralką, retuszowanie biblijnego obrazu Jezusa przez niektórych pobożnych pisarzy do „desperackiego podnoszenia wartości małego fiata - przez dołożenie spojlerów, halogenowych reflektorów i podwójnej rury wydechowej rodem z porsche”. Czy te (i inne analogiczne) porównania mogą pochodzić z książki o chrystologii? W dodatku napisanej przy okazji tworzenia podręcznika dogmatyki?
Chrystologia, dogmatyka - te pojęcia nie brzmią w sposób „przy-jazny dla użytkownika”. Zwykli zjadacze chleba raczej omijają je szerokim łukiem. Ja sam zdziwiłbym się mocno, gdyby jakiś czas temu ktoś mi powiedział, że będę czytał książkę o chrystologii do poduszki, co więcej, ciekawsze fragmenty odczytywał moim bliskim.
„Dla wielu chrześcijan «Chrystus», «Ojciec» i «Duch» to najzwyczajniej różne imiona Boga, Jezus zaś jest traktowany jako objawienie się tegoż w enigmatycznej «ludzkiej postaci» - i rozumiany wręcz mitologicznie” - pisze Autor we wstępie. Jaki jest więc naprawdę Jezus? Jak się ma do innych osób Trójcy Świętej? Czy można to w ogóle zrozumieć??? Książka „Teraz Jezus” pokazuje, że nie tylko można (do pewnego stopnia przynajmniej), ale i że próbować zrozumieć trzeba. Co więcej, że szukanie odpowiedzi na pytania dotyczące natury Jezusa może być pasjonującą przygodą.
„Punktem wyjścia jest moje doświadczenie wiary - pisze Autor - doświadczenie chrześcijanina, księdza teologa, pracującego wśród studentów teologii na uniwersytecie, a także posługującego młodzieży w ośrodku wychowawczo-opiekuńczym”. To „doświadczenie wiary” bardzo wyraźnie widać w czasie lektury - nie mamy do czynienia z roztrząsaniem teoretycznych kwestii, które tak naprawdę nikogo nie obchodzą, a z próbą odpowiedzi na fundamentalne, życiowe pytania - choć takie, których czasem sobie nie stawiamy, bojąc się, że nie znajdziemy na nie odpowiedzi.
Nie wiem, czy sięgnąłbym do tej książki, gdyby mi jej nie podarowano. Tytuł wprawdzie kusi i zapowiada coś oryginalnego, podtytuł („Na tropach żywej chrystologii”) jednak nieco zniechęca. Na szczęście to skojarzenia związane z tytułem okazały się prawidłowe. Zachęcam więc, by nie zrazić się obcym słowem i po książkę sięgnąć. Zobaczyć Jezusa prawdziwego, Jezusa „bez liftingu” naprawdę warto.