Pamiętam, sprzed ponad dwudziestu już lat, nocne czuwanie modlitewne w krypcie katowickiej katedry. Wtedy wielokrotnie, jak refren, pojawiało się zdanie, które wyryło się i pozostawiło mocny ślad w mojej pamięci: „Jak możesz się spodziewać, że wieczność nastąpi potem, skoro nie ma jej w tobie teraz”.
W połowie lat 60. ubiegłego wieku, Hans Urs von Balthazar określił eschatologię jako to miejsce na horyzoncie teologii, z którego nadciąga burza. Dziś te słowa wydają się być tym bardziej prorocze, skoro stajemy wobec perspektywy zadań, które można sprowadzić do tematu, „głosić Ewangelię nadziei”, co koresponduje z zadaniem, jakie Jan Paweł II nakreślił w ostatniej adhortacji dla chrześcijaństwa współczesnej Europy.
W dobie „upadłych aniołów” oświeceniowego racjonalizmu, frustracji z bezradnych poczynań na niwie budowania lepszego świata z pominięciem Stwórcy, rozczarowania iluzją nieba materii, współczesny człowiek coraz częściej zwraca swój umysł i serce ku rzeczywistości misterium. Często nieco po omacku szuka odpowiedzi na podstawowe pytania o istotę istnienia, o sensowny styl życia i o perspektywę tego, co przed nim. Wiele dziś mówi się o zwróceniu się ku transcendencji, zjawisku „powrotu do religii”, o poszukiwaniu ścieżek mistyki.
Przy wszechogarniającej relatywizacji najróżniejszych dziedzin życia, człowiek doświadcza coraz większego zagubienia i zaczyna stawiać pytania o to, co niepodważalne, niezmiennie trwałe. Innymi słowy, wraca do pytania o korzenie i o cel swojego życia. Dla jednych droga poszukiwań wiedzie przez wielość ludzkich odpowiedzi zawartych w różnych nurtach filozofii. Dla niektórych poszukiwania te kończą się na odpowiedzi egzystencjalistów, a widząc finisz swego bytowania w śmierci, często żyją tak jakby chcieli jej chwilę przyspieszyć, albo też zagłuszając rodzący się z każdym rokiem coraz większy lęk, po prostu o niej zapomnieć. Wielu eksploruje gąszcz różnych systemów religijnych, po to by bądź to wrócić do pierwotnych wierzeń znanych z odległej historii, bądź to złożyć swą ufność w futurystycznej wizji nowej ery.
Wśród poszukujących nie brak i takich, którzy wchodzą w przestrzeń chrześcijaństwa. Co tym duchowym pielgrzymom ma do zaproponowania Ten, który mówi o sobie: „Ja jestem drogą prawdą i życiem, nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie” (J 14,6)? Jakimi „przekonywującymi” środkami dysponują chrześcijanie, aby Pan Jezus stał się dla wielu ostatecznym „portem” wśród morza odpowiedzi?
Wydaje się, że mocnym atutem chrześcijaństwa jest jednoznacznie niezmienne odniesienie do Bożego Słowa, z centralną ideą Królestwa Bożego, „które było, które jest i które przychodzi”. Ten fundament nie tylko daje nam prawdę jako teoretyczną pożywkę dla intelektu, ale i praktyczny przykład życia z niej wynikającego, wszak to historia Emmanuela, Boga wszechobecnego pośród nas, ale i zarazem w nas i przez nas. Biblia to nie podręcznik religii czy filozofii, ale Księga Życia, która zawiera wszystkie konieczne, ale i wystarczające rady dotyczące życia w perspektywie wieczności. Zatem odsłania nam prawdę o życiu człowieka w całej jego okazałości, od chwili miłosnego zachwytu Boga, poprzez poczęcie, narodziny, wzrastanie do dojrzałości, aby mógł osiągnąć swą pełnię w wiecznych ramionach Ojca Niebieskiego.
Nieraz trudno nam tak spojrzeć na życie, gdyż próbujemy je ogarnąć w całej jego perspektywie, a ponieważ w doczesności jest to niemożliwe, boli nas przemijalność, której podlegamy. Komentując niejako ten fakt, święty Augustyn powiedział: „w wieczności Bożej istnieje tylko jedno: «trwanie», w czasie istnieje tylko jedno: «przemijanie»”. Nadzieja wynikająca z wiary w orędzie Zmartwychwstałego, pozwala uświadomić sobie, że życie nasze upływa ku przyszłości, ale i także pomaga zrozumieć rangę aktualnej codzienności, wszak do wieczności nie mamy żadnego innego dojścia niż przez tę chwilę, w której żyjemy.
Możemy zadawać pytanie o to, jakie będzie to trwanie przyszłości, jak będzie wyglądać to wieczne życie. W powyższym kontekście wydaje się jednak, że daleko ważniejsze jest tu pytanie o aktualne „teraz” w życiu człowieka, gdyż ono warunkuje kształt przyszłości. Co robić, jak żyć? Starożytni nieoświeceni światłem wiary mawiali: „Quidquid agis, prudentur agas et respice finem” (cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i patrz na koniec). O ile bardziej, zatem my, ożywieni Słowem Bożym mamy to czynić… Prawdziwą odpowiedzią na to najbardziej fundamentalne pytanie jest sam Chrystus. Oby „tylko” żyć codziennie Dobrą Nowiną, dać się tak bez reszty porwać Ewangelii nadziei, by stawać się
„źródłem światła w świecie”, to największe zadanie dla Jego uczniów.
Kiedyś jezuita, Johannes Leppich uprosił u burmistrza pozwolenie na 10-minutowe kazanie na ulicy Hamburga. Po dziesięciu minutach rozległ się głos syreny i słowa policjanta: „czas księdza się już skończył proszę zejść z platformy”. Ojciec Leppich zdążył wypowiedzieć jeszcze jedno, ostatnie zdanie swego kazania: „Tak, mój czas się skończył. Ale co będzie, kiedy odezwie się inna syrena i usłyszysz głos Boga: Twój czas się skończył, zejdź z platformy życia. Co wtedy będzie…?”
Cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i patrz na koniec