W starożytności Grecy poprzez słowo symbol rozumieli zewnętrzny znak pewnej niewyrażalnej w wymiarze zewnętrznym więzi międzyosobowej. Po przez przełamanie jakiejś całości (np. symbolicznego przedmiotu) i podzielenie się częściami pomiędzy strony układu (krewnych, wierzycieli, wspólników, kontrahentów, sojuszników) a następnie porównywanie ich (składanie w całość) zachowywano ciągłość układów i więzów, rozpoznawano się i odnawiano przymierza (handlowe, polityczne, społeczne, rodzinne). Zaprzyjaźnione rodziny, osiadłe w różnych miastach czy koloniach, przechowywały, każda z osobna jedną część jakiegoś przedmiotu podzielonego na dwa (np. pierścienia, monety itp.). Złożenie, czyli dopasowanie tych dwóch części (sym-ballo) pozwalało stwierdzić przedstawicielom tych rodzin tożsamość zawartych niegdyś między ich przodkami więzów. W późniejszych czasach, słowo symbol oznaczało wszelkie dowody tożsamości, a nawet jakiekolwiek znaki rozpoznawcze.
W tym kontekście pojawił się ów termin w rozumieniu chrześcijańskim, gdzie stał się wspólnym znakiem rozpoznawczym. Chrzest, który łączy wiernych z Chrystusem w Jego śmierci i Zmartwychwstaniu, wymaga wiary - przynajmniej wiary społeczności, która tego chrztu udziela - a wiara domaga się pewnej treści umysłowej, która musi być wspólna wszystkim wyznawcom Chrystusa.
Wobec zaistniałych na początku IV w. kontrowersji wokół nauczania Ariusza w chrześcijaństwie, świeżo uznanym przez Cesarstwo Rzymskie, pojawiła się wyraźna rysa, która groziła rozłamem i zaprzepaszczeniem ciągłości wiary. W tej sytuacji cesarz Konstatnyn wobec powstałego zamętu postanawia w roku 325 zwołać biskupów „całego świata” do Nicei (obecna Turcja). Przybyło ich ok. 300, głównie ze wschodniej części imperium. Po burzliwej debacie ustalają tekst wspólnego wyznania wiary, w którym odrzucają teorie Ariusza. Jednak zaraz po powrocie do swoich wspólnot, część opozycyjnych biskupów wprowadziła zamieszanie, które wygasło dopiero doprecyzowaniu symbolu wiary na II Soborze Powszechnym w Konstantynopolu (381 r.). Problem wziął się z kluczowego dla pierwszego Soboru zwrotu homoousios, o którym jeszcze parę słów później. Po soborze część wspólnot odrzuciła to stwierdzenie jako niebiblijne, a część zażarcie go broniła, ponieważ zostało przyjęte przez Ojców Soboru i doskonale wyrażała wiarę katolicką o Boskiej naturze Chrystusa.
Do śmierci Konstantyna (337 r.) opozycja działała w ukryciu, ponieważ cesarz uważał Sobór Nicejski za swoje dzieło. Ale jego następca, Konstancjusz, poddał się całkowicie wpływom ariańskim i systematycznie tępił obrońców symbolu nicejskiego zebranych wokół patriarchy Atanazego. Obóz ariański podzielił się na różne odłamy, ogłoszono kilka nowych formuł wiary. Wytrwałość św. Atanazego i św. Hilarego a także Ojców Kapadockich (świętych Bazylego Wielkiego, Grzegorza z Nazjanzu, Grzegorza z Nyssy) doprowadziła, po zmianie cesarza, do zwołania kolejnego Soboru, gdzie zwolennicy symbolu nicejskiego mieli większość. Zatwierdzono tam nicejską naukę o bóstwie Chrystusa, a także sprecyzowano naukę o Duchu Świętym (zbyt lakonicznie sformułowaną w Nicei) z racji powstałych kontrowersji wokół Jego Osoby.
Choć w XVII w , nazwano ten Symbol nicejsko-konstantynopolitańskim, co sugeruje, iż na II Soborze tylko uzupełniono prace Ojców z Nicei, to trzeba rozumieć go raczej jako osobne wyznanie wiary, powstałe jako rozwinięcie poprzedniego.
W liturgii Symbol nicejsko-konstantynopolitański pojawił się w V w. Dopiero jednak święty cesarz Henryk w roku 1014 uzyskał od papieża Benedykta VIII zgodę, z okazji koronacji, by zaśpiewano obecne Credo podczas Mszy św. w Rzymie.
...w Boga Ojca
Symbol zasadniczo jest wyznaniem wiary w Trójjedynego Boga. Z tej racji jest tak fundamentalnym streszczeniem chrześcijaństwa. Nieprzypadkowo Katechizm Kościoła Katolickiego w swej pierwszej, niejako dogmatycznej, części wybrał go jako kanwę do rozwinięcia nauki Kościoła.
Symbol w oryginale zaczyna się od zwrotu wierzymy, zaś w liturgii ukazuje bardziej osobistą relację przez zwrot wierzę. To przejście z wiary wspólnotowej do indywidualnej jest obecne w sakramencie chrztu, gdzie dorosły kandydat (katechumen) wyznaje, iż to on sam (osobiście) wierzy. Warto jednak pamiętać, iż credo powstało jako wyraz wspólnej relacji wiary - jest wyznaniem wiary całego Kościoła. KKK w tym miejscu zatrzymuje się nad samym pojęciem wiary, jako relacji międzyosobowej.
Pierwszy z artykułów Credo poświęcony jest Bogu Ojcu. Wpierw pada jednak mocne wyznanie monoteizmu - jest Jeden Bóg! Chodzi tu zarówno o jedność numeryczną (tylko jeden i nie ma ich wielu), jak i o jedność wewnętrzną Boga. Zawsze musimy widzieć Trójcę Przenajświętszą jako jedność, jedność obecności, działania, a nade wszystko jedność miłości. Nigdy nie są osobno, zawsze są złączeni w „odwiecznym tańcu miłości”.
Bóg objawia się jako Ojciec i to nie tylko jako Ojciec Jezusa, ale jako i nasz Ojciec, ten, który jest w niebie, a Jego Królestwo może zaistnieć tu na ziemi. Ojciec to nie tylko swoiste imię Boga, albo rozróżnienie od Syna, ale to nade wszystko określenie, tego kim jest Bóg. Podkreślenie owego biblijnego obrazu Boga jako Ojca wszelkiego stworzenia, jako Ojca każdego człowieka, jako Ojca, który kocha swoje dzieci, jest fundamentem chrześcijaństwa. W całej Biblii, w obu Testamentach, znajdziemy właśnie taki obraz Boga. Abba - Tato (Tatuś). Tak właśnie Jezus, ten który najlepiej wie kim jest Bóg, nazywa Go. Szczególnie, gdy uczniowie proszą Mistrza, by nauczył ich modlić się, jak i Jan nauczył swych uczniów, Jezus każe do Boga w modlitwie mówić Abba. Nasza wiara i nasza modlitwa mają więc być relacją dziecka (małego, bezbronnego i bezradnego dziecka), ze swoim ukochanym Ojcem, który chce jego szczęścia.
Ten Bóg jest Wszechmogący, tzn. nie jest dla Niego niemożliwe ukochanie dziecka, które nie chce mieć Go za Ojca. Bóg nie lęka się kochać grzesznika. Ta wszechmoc to wszechmoc miłości. Miłość wszystko może, może pokonać lęk, śmierć, słabość, a Bóg jest miłością! Ojciec w oczach dziecka może wszystko, ten Ojciec jest właśnie tak wszechmogący - Jego miłość i przebaczenie nigdy się nie kończą. Nic nie jest przed Nim zakryte, nic nie stoi na przeszkodzie. To On stanowi prawa i reguły. Drugą stroną Jego Wszechmocy, którą także możemy nazwać łaską - czyli darmowym darem - jest fundamentalna łaska - łaska wolności, dana człowiekowi. Właśnie w niej najmocniej objawia się wszechmoc Boga - dał swojemu stworzeniu nieograniczoną wolność. Człowiek może odrzucić swojego Stwórcę, może zaprzeczyć Jego istnieniu, może zabić Tego, który jest Dawcą Życia. Bóg stwarzając człowieka nie pytał się go o to, czy chce istnieć, ale bez ludzkiej zgody nie zbawi człowieka, nie zmieni jego życia. Bóg dając nam wolność, nie chce jej złamać, dlatego będąc wszechmocny bierze pod uwagę wolność człowieka i nie narusza jej. On dając nie odbiera. Jakże niesamowite jest to, iż Bóg mógłby na siłę zmienić wszystko i wszystkich, ale wtedy musiałby zaprzeczyć swojej miłości, a ona jest priorytetem Jego istnienia oraz działania i dlatego dając wolność sam ograniczył siebie. Cierpi widząc nas odchodzących od siebie, ale pozostawia nam tę wolność.
Dotknęliśmy tu obrazu Boga jako Stwórcy - dawcy życia. To jakby rozwinięcie obrazu Boga - Ojca. Ojciec jest dawcą życia, to On powołuje do istnienia. W Credo wyraźnie widzimy Boga jako dawcę wszelkiego życia, Stwórcę wszystkiego, zarówno świata materii jak i rzeczywistości duchowej, jak później zobaczymy, obie te rzeczywistości przenikają się nawzajem. Proste stwierdzenie, że Bóg jest Stworzycielem wszystkiego, nie zagłębia się w kwestię aktu stworzenia, podobnie jak dziecko nie roztrząsa, jak rodzice powołali go do życia, po prostu są rodzicami i już. Tutaj podobnie wyznajemy wiarę w Ojcostwo Boga, od którego wszystko pochodzi.
...w Jezusa Chrystusa
Drugi artykuł wyznania wiary skupia się wokół osoby Jezusa Chrystusa. Ponieważ spory, które doprowadziły do zwołania Soboru, toczyły się wokół określenia, kim jest Jezus, ta właśnie część symbolu jest najbardziej rozbudowana. U podstaw leży sformułowanie wiary w bóstwo Jezusa. Już samo stwierdzenie, że Jezus jest Chrystusem stanowi takie wyznanie wiary. Greckie słowo Christos, jest odpowiednikiem hebrajskiego Masziach - Mesjasz i oznacza Pomazańca, czyli tego, którego Bóg uczynił narzędziem swoich zbawczych planów i w tym celu udzielił Mu Ducha Świętego. Fakt namaszczenia Duchem Bożym jest równoznaczny z publicznym udzieleniem pełnomocnictw przez samego Boga. Już w Starym Testamencie spotykamy Bożych Pomazańców - proroków, kapłanów, królów - zapowiadających nadejście Mesjasza, który miał w sposób ostateczny wypełnić Boży plan zbawienia. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że Jezus Chrystus to nie imię i nazwisko, jak np. Jan Kowalski, lecz właśnie formuła wiary w Jezusa, który jest Mesjaszem - Chrystusem - Zbawicielem. W pewien sposób ta formuła jest streszczeniem chrześcijańskiego wyznania wiary. Przyczyna tego tkwi w niemożności oddzielenia osoby - Jezusa - od urzędu - Chrystusa, albowiem w Nim osoba jest urzędem, a urząd osobą. Nie da się w tym wypadku odłączyć Osoby od Jej dzieła. Należy pamiętać, że Stary Testament nie utożsamiał Mesjasza z osobą Jahwe, choć bezsprzecznie przypisywał Mu wyjątkową rolę w dialogu Boga z człowiekiem. Można by powiedzieć, że tytuł ten oznajmiał o Bożym dziele zbawienia objawiającym się poprzez tego konkretnego człowieka.
W podobny sposób należy potraktować stwierdzenie, że Jezus jest Panem. Jednoznacznie wyraża ono wiarę w Boskość Jezusa, gdyż Pan jest tu równoznaczny z Bogiem. Formuła Pan Jezus należy do najstarszych formuł chrześcijaństwa i swymi korzeniami sięga do Starego Testamentu, gdzie Żydzi, unikając wymawiania świętego tetragramu - Jahwe, zastępowali go, zwłaszcza w czytaniach liturgicznych, tytułem Adonai - Pan. Tłumacze Septuaginty, oddali to za pomocą greckiego słowa Kyrios, które odtąd zastępowało imię Boga - Jahwe. Dlatego też tytuł Pan oznacza zarówno panowanie Boga, Jego powszechne królowanie, jak i Jego samego. W konsekwencji widzimy tu utożsamienie Jezusa z Bogiem Izraela. Tytuł ten w Nowym Testamencie przeszedł na Chrystusa w szerokim znaczeniu jako Pan Wszechświata, Pan wszelkiego istnienia.
Symbol bardzo mocno, wobec zaistniałych kontrowersji ariańskich, wyraża, iż Jezus jest Bogiem - Osobą Bożą, współistotną Ojcu. W tym miejscu pojawia się kluczowy dla zaistniałych sporów termin homouzios to znaczy tej samej natury, co należy tłumaczyć jak „będący Bogiem, tak jak Ojciec”.
Warte podkreślenia jest to, iż po raz pierwszy użyto tu terminu pochodzącego z filozofii, a nie pojęcia biblijnego, jakimi do tego momentu wyrażano prawdy wiary. Z tej racji zwrot ten wzbudził tak ostre spory i stał się zarzewiem kolejnego konfliktu teologicznego. Praktyka wykazała, iż terminologia biblijna nie wystarczy w świecie precyzji myślenia filozoficznego i trzeba szukać odpowiednich sformułowań adekwatnych do precyzyjnego wyrażenia prawd wiary. Od czasu Soboru Nicejskiego w myśli teologicznej pojawiają się zwroty charakterystyczne dla filozofii i tak już trwa do dziś. Po prostu nie da się mówić o Bogu nie używając terminów wypracowanych przez ludzką myśl. Następujące po Nicei lata rozważań teologicznych (zwłaszcza w IV i V w.) wprowadziły w język teologii precyzję terminologii filozoficznej (osoba, natura, pochodzenie, wola, myśl itp.). Dla naszych rozważań najistotniejsze jest zrozumienie faktu, iż Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Wszak to wyznajemy kiedy mówimy, iż jest współistotny Ojcu oraz że za sprawą Duch Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem.
Sobór oczywiście odwołał się także do zwrotów pochodzenia biblijnego (Światłość ze Światłości). Pragnie w tym ciągu powtórzeń ukazać, iż Syn jest zrodzony, a nie stworzony, przez Ojca. W kontekście nauki Ariusza, widać tę istotną różnicę - Odwieczny Logos nie jest ani tylko pierwszym ze stworzeń ani kimś pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, jakimś bytem pośrednim, ale jest jednością z Ojcem - jest Bogiem prawdziwym. Jak wyznajemy, jest zrodzony przed wszystkim wiekami. Odwieczność - niepodleganie prawom czasu -- to także cecha Boga. Dla Boga zawsze jest dziś, nie ma przeszłości ani przyszłości, zawsze jest czas teraźniejszy. Ponieważ, jak mówi Sobór, wszystko się stało poprzez Chrystusa, widzimy nierozdzielność Trójcy w dziele stworzenia, owo odwołanie do stwórczego My Boga. Widzimy, iż kwestia stworzenia jest tu klarownie wyjaśniona - odróżniamy Trójjedynego Stwórcę i stworzenie.
Kolejna myśl skupiona jest wokół dzieła odkupienia. Jezus stał się w czasie człowiekiem - prawdziwym człowiekiem, takim, jak każdy z nas, podobnym nam we wszystkim z wyjątkiem grzechu. Fakt wcielenia Odwiecznego Logosu jest aktem miłości Boga do człowieka, to właśnie dla nas i dla naszego zbawienia, Bóg uniżył samego siebie. Nieśmiertelny Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł na powrót stać się dzieckiem Boga. Cud Wcielenia ukazuję łaskę Boga - działanie Ducha Świętego, za sprawą którego stało się to możliwe - i pełną wolności odpowiedź człowieka, otwartego na Boże zaproszenie - Maryi. Stwierdzenie, że Jezus przyjął ciało z Maryi Dziewicy ukazuje całą kruchość ludzkiej egzystencji, tak bardzo cielesny wymiar bycia naszym bratem. Jezus to prawdziwy człowiek. Dlatego też nikt z nas nie może już powiedzieć, że Bóg nie rozumie naszych przyziemnych spraw i problemów - On zna je z autopsji. Późniejsze sobory długo szukały odpowiedzi na pytanie o połączenie tego, co boskie z tym, co ludzkie w Jezusie. Ostatecznie zdefiniowały katolicką naukę o jednej - boskiej - osobie i dwu - boskiej i ludzkiej - naturach Jezusa Chrystusa.
Symbol pochyla się w szczególny sposób na zbawczą tajemnicą paschalną - śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Znów wraca stwierdzenie, iż jak wcielenie, także ta tajemnica dokonała się ze względu na nas i nasze zbawienie. Stawiając Pismo Święte jako niepodważalny autorytet, ukazuje historyczność faktu śmierci krzyżowej, odsyłając do historycznej postaci namiestnika rzymskiego Piłata z Pontu. Symbol mówi o śmierci i pogrzebaniu Jezusa. Jednorodzony Syn Boży umarł! Tak bardzo ważne jest, aby uświadomić sobie ostrość tego faktu - śmierci Boga. Jeśli, jak już wcześniej dostrzegliśmy, Jezus to prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek zarazem, to wydarzenie Jego śmierci dotyka zarówno Jego człowieczeństwa jak i bóstwa. Nieśmiertelny Bóg umarł, aby śmiertelny człowiek już nie umierał, aby żył wiecznie. To możliwe jest dzięki zmartwychwstaniu, które jest dla nas początkiem nowego, wiecznego życia. Znów Ojcowie Soborowi odwołali się do Pisma, aby ukazać, iż zrąb nauki o Tajemnicy Wcielenia i Tajemnicy Paschalnej, które stanowią nierozerwalną jedność i całość, opiera się na Objawieniu zawartym w Biblii. Do istoty wydarzenia paschalnego należy także owo zasiadanie Jezusa po prawicy Ojca. Wniebowstąpienie nie jest tylko kontynuacją zmartwychwstania, ale stanowi z nim całość. Ten, który umarł i zmartwychwstał, żyje i króluje, po wszystkie dni. Znów powraca tu myśl o jedności z Ojcem. A więc niejako o powrocie, który jest także propotypem, wzorem, naszego powrotu do domu Ojca, do jedności z Nim, jaką zrywa misterium grzechu. Jezus jest tu ukazany jako pomost wprowadzający człowieka ponad rozdarciem grzechu, a nawet właśnie poprzez nie, do pierwotnej jedności, jedności stworzenia i Stwórcy. W tym kontekście możemy wyznać także oczekiwanie na paruzję - powtórne przyjście Pana, które będzie w chwale. Wiara w sąd nie jest tu straszakiem, ale konsekwencją wszechmocy Boga potwierdzonej w zbawczym wydarzeniu Jezusa Chrystusa. Ten Sąd Ostateczny będzie sądem miłości, sądem Boga, który tak bardzo umiłował swoje wolne, a przez to i grzeszne dzieło. Wtedy Królestwo wypełni się w czasie i historii i już nie będzie śmierci, grzechu i łez, będzie życie.
...w Ducha Świętego
Kolejny artykuł Symbolu poświęcony jest osobie Ducha Świętego. Ta część została wypracowana na Soborze Konstantynopolitańskim I w obliczu sporu o to, czy Duch Święty jest Osobą Boską. Macedonianie (zwani także pneumatomachami, duchoburcami lub maratonianami) zaprzeczyli boskości Ducha Świętego, uznając Go za sługę Chrystusa, nie równemu Mu, a jedynie poddanego Mu i we wszystkim posłusznego. W Symbolu znów powraca kluczowy termin biblijnego pochodzenia: Pan. Duch Święty jest Panem, czyli jest Bogiem tak jak Ojciec i Syn. On także we wspólnocie Trójcy odbiera uwielbienie i chwałę.
W tym miejscu pojawia się kolejne zarzewie kontrowersji - wyrażenie orzeczenia o pochodzeniu Ducha Świętego jednocześnie od Ojca i Syna - tzw. Filioque. Jest to sposób ujęcia tej tajemnicy charakterystyczny dla myśli zachodniej. Pojawił się jako owoc III synodu w Toledo (589). Nauka, której Filioque jest wyrazem, była powszechna od najdawniejszych czasów. Św. Augustyn wyraźnie ją podaje kilkakrotnie w swoim dziele „De Trinitate”, a Sobór Florencki (1438-1445) uroczyście stwierdził w roku 1439, iż słusznie się ten wyraz włączyło do Credo, jak to już przyjęli Grecy na II Soborze Lyońskim (1274). Kościoły wschodnie nie przyjęły tej nauki wyznając, iż Duch Święty pochodzi od Ojca przez Syna. Z teologicznego punktu widzenia stało się to (oprócz oczywistych sporów natury politycznej) przyczyną zerwania jedności Kościoła, która do dnia dzisiejszego rani Mistyczne Ciało Chrystusa.
Duch Święty ukazany jest jako udzielający się ludziom dla spełnienia przez nich specjalnego posłannictwa Bożego. Ten, który mówił przez proroków, Ten który namaszczał kapłanów i królów, a wreszcie Ten, który namaścił Jezusa, aby stał się Zbawicielem świata.
Wyznanie wiary w bóstwo Ducha Świętego jest rozwinięte poprzez wyznanie wiary w Kościół w podwójnym tego słowa znaczeniu: wyznanie wiary we wspólnocie Kościoła, jak i wyznanie wiary, że Kościół zaiste jest wspólnotą z Bogiem i człowiekiem. Jest tylko jeden Kościół i nie ma innego. My, katolicy, uznajemy, iż właśnie w tej wspólnocie wyraża się najczystsza forma tego stwierdzenia. Świętość Kościoła, wynika z obecności w nim Boga, zakłada jednak także naszą grzeszność, z tej racji Kościół jest niepowtarzalną rzeczywistością spotkania Boga i człowieka, świętości i grzeszności. Powszechność - katolickość, jak mówi grecki termin - zakłada otwarcie na każdego człowieka. Przymiotnik apostolski odwołuje się zarówno do sukcesji apostolskiej, czy ciągłości tradycji, przekazywania wiary, jak i nieustannego nakazu misyjnego, który Kościół musi realizować, aby nie utracić swej tożsamości - Idźcie i głoście.
Ciekawe jest umiejscowienie tych stwierdzeń - wewnątrz artykułu o Duchu Świętym. Widzimy, iż to właśnie On, a nie ludzkie stwierdzenia czy pomysły tworzy Kościół. Wspólnota człowieka z Bogiem oraz wypływająca z niej wspólnota z drugim człowiekiem, jawią się nam jako łaska, dar i to całkowicie nie zasłużony. Choć Duch Święty tworzy tę wspólnotę z nas, to nie my jesteśmy jej twórcami. Z wiary w taką rzeczywistość Kościoła wypływa znaczenie chrztu - włączenia we wspólnotę, zmazania grzechów, źródła nowego życia. Widzimy w Symbolu także ten wielki chrześcijański optymizm - nadzieję, której nikt nie może zabrać. Wynikiem daru miłości Boga jest życie wieczne, którego z ufnością oczekujemy, a które rozpoczyna się już tutaj na ziemi. Bóg przebacza człowiekowi grzech, mimo, iż na to nie zasługujemy. Optymizm wiary, to także uznanie, iż Bóg nie chce śmierci człowieka, ale jego życia wiecznego. Widać to właśnie w tej myśli o odpuszczeniu grzechów i nadziei na wskrzeszenie umarłych. Końcowe Amen to już tylko indywidualne uznanie tych praw za własne. Można by powiedzieć, iż w liturgii każdy z nas podpisuje się pod tymi stwierdzeniami i uznaje za swoje własne.
Czasem wydaje się, iż Credo to pewien pobożny wierszyk w czasie Eucharystii, który bezmyślnie recytujemy, jak psy Pawłowa. Trzeba nam dostrzec doniosłość naszego wyznania wiary i nie traktować go jako pewnych teoretycznych stwierdzeń. Wszak chodzi o żywą wiarę, co dnia wyznawaną słowem i życiem przez każdego z nas chrześcijan.