Większość ludzi myli Święty Seks (a to jedyny rodzaj współżycia, w który warto się angażować) z erotyzmem (który tak naprawdę nie jest w ogóle seksem). Podczas amerykańskiej gorączki złota w połowie XVIII w. poszukiwacze-amatorzy wyruszali na Zachód w pogoni za fortuną. Spędzali długie godziny najpierw oznakowując palikami działkę, a potem kopiąc, płucząc i wydobywając cenny żółty metal.
Problem polegał na tym, że znaczna część tego, co poszukiwacze wydobywali i zawozili do punktu skupu, okazywało się pirytem, „złotem głupców”. Pi-ryt, jedna z rud żelaza, ma brązowozłoty kolor i błyszczy jak prawdziwe złoto, ale jest praktycznie bezwartościowy.
Związek z seksualnością jest oczywisty. Nawet w naszych, podobno seksualnie oświeconych czasach, wychowanie seksualne większości ludzi skupia się po prostu na biologii i technice. Jeśli chodzi o romantyczność i miłość, to ludzie uczą się ich z filmów hollywoodzkich, telewizji, powieści, od kolegów ze szkoły i z pornografii. Ale te źródła nie wiedzą nic o Świętym Seksie. Znają się tylko na erotyzmie.
Jedyne, co łączy złoto i piryt to to, że jedno i drugie błyszczy. Jedyne, co łączy Święty Seks i erotyzm to to, że jedno i drugie jest przyjemne – nawet szalenie przyjemne. Ale na tym podobieństwo się kończy.
Podczas gdy Biblia uznaje erotyzm za grzech (por. Mk 7, 21-22), Święty Seks jest opisywany w Pieśni nad Pieś-niami i Liście do Efezjan jako znak jedności Chrystusa i Kościoła. Aby zobaczyć, że mówimy o dwóch odrębnych rzeczywistościach, przeprowadźmy po-równanie Świętego Seksu i erotyzmu.
Bardzo przyjemny kontra Bardzo przyjemny
Zarówno erotyzm, jak i Święty Seks są bardzo przyjemne, ale nawet przy tym podobieństwie, piękno i przyjemność Świętego Seksu przewyższa zwykły erotyzm. Dla osób, które mylnie biorą erotyzm za Święty Seks lub – uformowawszy swoją tożsamość seksualną na erotyzmie – obecnie żyją jego negacją, powyższe zdanie jest zaskakujące bądź absurdalne.
Erotyzm możemy wyobrazić sobie jako Las Vegas. Mnóstwo neonów, mnóstwo ciała, mnóstwo błyskających świateł i mnóstwo hałasu. Może wydawać się efektowne, może olśniewać, fascynować i upajać. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że oferuje wspaniałą zabawę. (…) Za fasadą błyskających świateł, zabawy i wyśmienitych kotletów schabowych po 4,99 $ kryje się imperium zakorzenione w przestępczości, handel kobietami, tradycja wykorzystywania zdesperowanych biedaków i osób starszych oraz etyka braku umiaru i poniżenia. Analogicznie, erotyzm kusi ludzi obietnicą zabawy i zaspokojenia, a potem wyrzuca ich tylnymi drzwiami – oszołomionych, przygnębionych i w znacznie gorszej sytuacji niż na początku.
Co gorsza, wiele osób, które zbytnio pobłażały sobie w „zabawie”, jaką oferuje nasze Las Vegas – erotyzm, sparzyło się czy też wypaliło w tym doświadczeniu. Stwierdzają, że nie tylko samo zło jest złe, ale zły jest również urok, za którym zło się często chowa. Jak pisał papież Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est, „Złudne wywyższanie ciała może bardzo szybko przekształcić się w nienawiść do cielesności” (DCE 5). Tacy ludzie uznają ludzką zmysłowość za coś podejrzanego. Aby nie dać się ponownie skusić urokowi zła, całkowicie usuwają urok ze swego życia. Odżegnując się od jaskrawych świateł i wielkiego miasta, chronią się w opuszczonym budynku, ciemnym i cichym. (…)
Większość osób jest przekonana, że jeżeli chodzi o seks, ma do wyboru wyłącznie jedną z tych dwu opcji: Las Vegas bądź ten opuszczony budynek. Ma-jąc taki wybór tylko idiota – albo ktoś głęboko poraniony – wybrałby życie w hangarze samolotowym. Ludzie zostali stworzeni jako istoty zmysłowe. Po to Bóg dał nam zmysły, byśmy doświadczali świata w całej jego chwale i przez to poznawali i kochali Stwórcę. Jeżeli ludziom podaje się do wyboru tylko te dwie możliwości: światła i dźwięki fantasmagorii Las Vegas czy zanudzającą na śmierć funkcjonalność ostatniego odcinka Zrób mnie purytaninem, większość zdecyduje się na to pierwsze, nawet biorąc pod uwagę możliwe ryzyko. To jest problem, przed którym stoi Kościół. Kiedy odrzuca erotyzm, ludzie błędnie myślą, że jedyną alternatywą jest ten opuszczony budynek. Tymczasem trudno o coś bardziej odległego od prawdy.
Kościół stawia za wzór Święty Seks jako trzecią drogę – pozytywną alternatywę dla nieszczęsnych, śmiercionośnych ekscesów erotyzmu na jednym biegunie i choroby purytanizmu na przeciwległym. W porównaniu z erotyzmem w stylu Las Vegas, Święty Seks jest jak wszystkie katedry i witraże, wszystkie chóry i orkiestry połączone w jednym dynamicznym, danym przez Boga sposobie miłowania. Święty Seks nie jest seksem ponurym, nudnym, grzecznym. Nie jest też seksem wykorzystującym, poniżającym ani pozbawionym miłości. Święty Seks to namiętne, zmysłowe spotkanie dwojga kochających się osób, które są sobie wierne i zawarły związek na zawsze – związek, który ma moc wznieść tę parę w ekstazie ku temu, co boskie, prowadząc ich poza siebie samych i umożliwiając im dotknięcia miłości samego Boga.
Kieruje nim relacja bliskości i podniecenie seksualne kontra kieruje nim jedynie podniecenie seksualne
Wyobraźmy sobie podniecenie seksualne jako rakiety pomocnicze na paliwo stałe w promie kosmicznym NASA. Rozpalają się gwałtownie i szybko, ale też szybko się wypalają i kiedy prom już znajdzie się wysoko, są po prostu odrzucane, a główne źródło napędu, bliskość, włącza się, by doprowadzić astronautów do miejsca przeznaczenia.
Podniecenie jest ważnym czynnikiem w początkowych etapach bliskości seksualnej zarówno dla Świętego Seksu, jak i dla erotyzmu, ale siłą napędową erotyzmu jest wyłącznie podniecenie, nie ma już nic innego. Niestety, podniecenie – jako że jest to stan psychiczny – stanowi bardzo niestabilny fundament długotrwałej relacji seksualnej. Jeżeli małżeństwo buduje swoje życie seksualne tylko na podnieceniu – jak robią to pary praktykujące erotyzm – ich relacja seksualna albo wchodzi w stagnację – gdy wraz z upływem czasu stresy, jakie niesie życie usuwają chemię łączącą niegdyś tych dwoje ludzi – albo też taka para potrzebuje coraz większej „pomocy” z zewnątrz, jak na przykład pornografia, aby sztucznie tworzyć czy rozpalać podniecenie, którego nie są już w stanie bez tego wytworzyć.
W przeciwieństwie do erotyzmu Święty Seks opiera się zarówno na podnieceniu, jak i na bliskości. Niezawodni Kochankowie nie mają nic przeciwko korzystaniu z iskry namiętności, jaka rodzi się z chemii i spontanicznego podniecenia. Oni po prostu nie pozostawiają swej relacji seksualnej na pastwę losu. Ciężko pracują nad utrzymywaniem bliskości przez cały dzień. Nawet kiedy czują się chorzy, zmęczeni czy przeżywają stres, tęsknią za pociechą, jaką znajdują w ramionach najlepszego przyjaciela, a nawet gdy nie budzi się natychmiast iskra podniecenia, bliskość budowana przez ciepłe uczucie przyjaźni, która wzrasta, gdy leżą przytuleni, często tworzy pragnienie, by być jeszcze bliżej. To z kolei rozpala ogień namiętności. Podczas gdy erotyzm to gra, rekwizyty, fajerwerki i wesołe miasteczka łącznie z tańczącymi niedźwiedziami, Święty Seks polega na tym, by sprawiać, że będzie się nawzajem pragnąć zawsze troszkę więcej, aż żar namiętności buchnie zaskakującym, zmysłowym płomieniem. (…)
Z upływem czasu daje coraz więcej radości i życia kontra z upływem czasu jest coraz bardziej martwy i nudny
Erotyzm, jak to widzieliśmy, nie uznaje miłości za rzecz najistotniejszą we współżyciu seksualnym. Traktuje seks jako doświadczenie, a współżycie polega (jego zdaniem) na poszukiwaniu nowych, fascynujących doświadczeń. Miłość nie jest główną troską człowieka czy dwojga ludzi ukierunkowanych na erotyzm. Miłość może istnieć lub nie, ale dopóty, dopóki doświadczenie seksualne osiąga pewien pułap rozładowania zmysłowego, para o zerotyzowanym umyśle uznaje seks za dobry.
Warto powtórzyć: problem zerotyzowanego umysłu nie polega na tym, że ceni sobie przyjemność seksualną. Przyjemność jest dobra. Ale seks bez miłości – albo z pomniejszoną miłością – jest jak narkotyk wymagający coraz większych dawek, by człowiek uzależniony osiągnął ten sam poziom upojenia. Seks bez miłości skłania małżonków do poszukiwania coraz bardziej dramatycznych doświadczeń, aby osiągnąć za każdym razem ten sam poziom zadowolenia – poziom, który zapewniłaby miłość. (…)
Natomiast Święty Seks jest zawsze świeży i fascynujący. Oczywiście, Niezawodni Kochankowie cenią namiętność i zmysłowość i są otwarci na wypróbowywanie nowości, pozwalających na większą wzajemną otwartość i radość. Ale dzięki temu, że miłość jest dla nich istotą aktu miłosnego, ich wzajemna miłość sprawia, że seks jest satysfakcjonujący i pogłębia bliskość, nawet jeżeli nie są w stanie działać na pełnych obrotach. Miłość, współpraca, przyjaźń, szacunek i troska, jakich doświadczają od siebie nawzajem przez cały dzień, to treść ich kochania się, a doświadczenia zmysłowe są jak dekoracyjna posypka na torcie. Erotyzm zadowala się wyłącznie deserami, słodkimi aż do przesytu, Niezawodni Kochankowie wiedzą, że niektóre ciasta posypane są grubszą warstwą cukru pudru, inne mniejszą, ale wszystko, co upieką razem, będzie wyśmienite, zaś ich umiejętności kucharskie stają się coraz doskonalsze. Ze względu na to, iż Niezawodni Kochankowie zakorzeniają swe współżycie w głębokiej bliskości doprawionej zmysłowością, Święty Seks w miarę upływu czasu staje się coraz bardziej namiętny. Nawet, gdy małżonkowie chorują czy przeżywają stres, i nie są w stanie zdobyć się na energię konieczną do doświadczenia jakichś fajerwerków, nadal pragną, by otuliły ich ramiona najlepszego przyjaciela. A taki spokojniejszy czas kochania się mogą wykorzystać na odświeżenie swej relacji i rozmowę o wzajemnych pragnieniach, a także o zaangażowaniu w stworzenie kiedyś w przyszłości okazji do bardziej wstrząsających przeżyć.