Misje

(186 -maj -czerwiec2012)

z cyklu "Wieczernik Domowy"

Święty seks kontra erotyzm

Gregory K. Popcak

Większość ludzi myli Święty Seks (a to jedyny rodzaj współżycia, w który warto się angażować) z eroty­zmem (który tak naprawdę nie jest w ogóle seksem). Podczas amerykańskiej gorączki złota w połowie XVIII w. po­szukiwacze-amatorzy wyruszali na Za­chód w pogoni za fortuną. Spędzali długie godziny najpierw oznakowując palikami działkę, a potem kopiąc, płu­cząc i wydobywając cenny żółty metal.

Problem polegał na tym, że znaczna część tego, co poszukiwacze wydoby­wali i zawozili do punktu skupu, okazywało się pirytem, „złotem głupców”. Pi-ryt, jedna z rud żelaza, ma brązowozłoty kolor i błyszczy jak prawdziwe złoto, ale jest praktycznie bezwartościowy.

Związek z seksualnością jest oczywi­sty. Nawet w naszych, podobno seksu­alnie oświeconych czasach, wychowa­nie seksualne większości ludzi skupia się po prostu na biologii i technice. Je­śli chodzi o romantyczność i miłość, to ludzie uczą się ich z filmów hollywoodz­kich, telewizji, powieści, od kolegów ze szkoły i z pornografii. Ale te źródła nie wiedzą nic o Świętym Seksie. Znają się tylko na erotyzmie.

Jedyne, co łączy złoto i piryt to to, że jedno i drugie błyszczy. Jedyne, co łączy Święty Seks i erotyzm to to, że jedno i drugie jest przyjemne – nawet szalenie przyjemne. Ale na tym podo­bieństwo się kończy.

Podczas gdy Biblia uznaje erotyzm za grzech (por. Mk 7, 21-22), Święty Seks jest opisywany w Pieśni nad Pieś-niami i Liście do Efezjan jako znak jed­ności Chrystusa i Kościoła. Aby zoba­czyć, że mówimy o dwóch od­rębnych rzeczywistościach, przepro­wadźmy po-równanie Świętego Seksu i erotyzmu.

Bardzo przyjemny kontra Bardzo przyjemny

Zarówno erotyzm, jak i Święty Seks są bardzo przyjemne, ale nawet przy tym podobieństwie, piękno i przyjemność Świętego Seksu przewyższa zwykły ero­tyzm. Dla osób, które mylnie biorą ero­tyzm za Święty Seks lub – uformowaw­szy swoją tożsamość seksualną na ero­tyzmie – obecnie żyją jego negacją, po­wyższe zdanie jest zaskakujące bądź ab­surdalne.

Erotyzm możemy wyobrazić sobie jako Las Vegas. Mnóstwo neonów, mnóstwo ciała, mnóstwo błyskających świateł i mnóstwo hałasu. Może wyda­wać się efektowne, może olśniewać, fa­scynować i upajać. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że oferuje wspaniałą za­bawę. (…) Za fasadą błyskających świa­teł, zabawy i wyśmienitych kotletów schabowych po 4,99 $ kryje się impe­rium zakorzenione w przestępczości, handel kobietami, tradycja wykorzysty­wania zdesperowanych biedaków i osób starszych oraz etyka braku umia­ru i poniżenia. Analogicznie, erotyzm kusi ludzi obiet­nicą za­bawy i zaspokoje­nia, a potem wyrzuca ich tylnymi drzwiami – oszoło­mionych, przygnębio­nych i w znacznie gorszej sy­tuacji niż na począt­ku.

Co gorsza, wiele osób, które zbytnio pobłażały sobie w „zabawie”, jaką ofe­ruje nasze Las Vegas – erotyzm, spa­rzyło się czy też wypaliło w tym do­świadczeniu. Stwierdzają, że nie tylko samo zło jest złe, ale zły jest również urok, za którym zło się często chowa. Jak pisał papież Benedykt XVI w ency­klice Deus caritas est, „Złudne wywyż­szanie ciała może bardzo szybko prze­kształcić się w nienawiść do cielesno­ści” (DCE 5). Tacy ludzie uznają ludzką zmysłowość za coś podejrzanego. Aby nie dać się ponownie skusić urokowi zła, całkowicie usuwają urok ze swego życia. Odżegnując się od jaskrawych świateł i wielkiego miasta, chronią się w opuszczonym budynku, ciemnym i ci­chym. (…)

Większość osób jest przekonana, że jeżeli chodzi o seks, ma do wyboru wy­łącznie jedną z tych dwu opcji: Las Ve­gas bądź ten opuszczony budynek. Ma-jąc taki wybór tylko idiota – albo ktoś głęboko poraniony – wybrałby życie w hangarze samolotowym. Ludzie zostali stworzeni jako istoty zmysłowe. Po to Bóg dał nam zmysły, byśmy doświadczali świata w całej jego chwale i przez to poznawali i kochali Stwórcę. Jeżeli ludziom podaje się do wyboru tyl­ko te dwie możliwości: światła i dźwięki fantasmagorii Las Vegas czy zanudzają­cą na śmierć funkcjonalność ostatniego odcinka Zrób mnie purytaninem, większość zdecyduje się na to pierwsze, nawet biorąc pod uwagę możliwe ryzy­ko. To jest problem, przed którym stoi Kościół. Kiedy odrzuca erotyzm, ludzie błędnie myślą, że jedyną alternatywą jest ten opuszczony budynek. Tymcza­sem trudno o coś bardziej odległego od prawdy.

Kościół stawia za wzór Święty Seks jako trzecią drogę – pozytywną alterna­tywę dla nieszczęsnych, śmierciono­śnych ekscesów erotyzmu na jednym biegunie i choroby purytanizmu na przeciwległym. W porównaniu z eroty­zmem w stylu Las Vegas, Święty Seks jest jak wszystkie katedry i witraże, wszystkie chóry i orkiestry połączone w jednym dynamicznym, danym przez Boga sposobie miłowania. Święty Seks nie jest seksem ponurym, nudnym, grzecznym. Nie jest też seksem wyko­rzystującym, poniżającym ani pozba­wionym miłości. Święty Seks to namięt­ne, zmysłowe spotkanie dwojga kocha­jących się osób, które są sobie wierne i zawarły związek na zawsze – związek, który ma moc wznieść tę parę w eksta­zie ku temu, co boskie, prowadząc ich poza siebie samych i umożliwiając im dotknięcia miłości samego Boga.

Kieruje nim relacja bliskości i podniecenie seksualne kontra kieruje nim jedynie podniecenie seksualne

Wyobraźmy sobie podniecenie seksual­ne jako rakiety pomocnicze na paliwo stałe w promie kosmicznym NASA. Rozpalają się gwałtownie i szybko, ale też szybko się wypalają i kiedy prom już znajdzie się wysoko, są po prostu od­rzucane, a główne źródło napędu, bli­skość, włącza się, by doprowadzić astronautów do miejsca przeznaczenia.

Podniecenie jest ważnym czynni­kiem w początkowych etapach bliskości seksualnej zarówno dla Świętego Sek­su, jak i dla erotyzmu, ale siłą napędo­wą erotyzmu jest wyłącznie podniece­nie, nie ma już nic innego. Niestety, podniecenie – jako że jest to stan psy­chiczny – stanowi bardzo niestabil­ny fundament długotrwałej relacji seksu­alnej. Jeżeli małżeństwo buduje swoje życie seksualne tylko na podnieceniu – jak robią to pary praktykujące erotyzm – ich relacja seksualna albo wchodzi w stagnację – gdy wraz z upływem cza­su stresy, jakie niesie życie usuwają che­mię łączącą niegdyś tych dwoje ludzi – albo też taka para potrzebuje coraz większej „pomocy” z zewnątrz, jak na przykład pornografia, aby sztucznie tworzyć czy rozpalać podniecenie, któ­rego nie są już w stanie bez tego wy­tworzyć.

W przeciwieństwie do erotyzmu Święty Seks opiera się zarówno na podnieceniu, jak i na bliskości. Nieza­wodni Kochankowie nie mają nic prze­ciwko korzystaniu z iskry namiętności, jaka rodzi się z chemii i spontanicznego podniecenia. Oni po prostu nie pozostawiają swej relacji seksualnej na pa­stwę losu. Ciężko pracują nad utrzymy­waniem bliskości przez cały dzień. Na­wet kiedy czują się chorzy, zmęczeni czy przeżywają stres, tęsknią za pocie­chą, jaką znajdują w ramionach najlep­szego przyjaciela, a nawet gdy nie budzi się natychmiast iskra podnie­cenia, bli­skość budowana przez ciepłe uczucie przyjaźni, która wzrasta, gdy le­żą przy­tuleni, często tworzy pragnie­nie, by być jeszcze bliżej. To z kolei roz­pala ogień namiętności. Podczas gdy ero­tyzm to gra, rekwizyty, fajerwerki i we­sołe mia­steczka łącznie z tańczącymi niedźwie­dziami, Święty Seks polega na tym, by sprawiać, że będzie się nawza­jem pra­gnąć zawsze troszkę więcej, aż żar na­miętności buchnie zaskakującym, zmy­słowym płomieniem. (…)

Z upływem czasu daje coraz więcej radości i życia kontra z upływem czasu jest coraz bardziej martwy i nudny

Erotyzm, jak to widzieliśmy, nie uznaje miłości za rzecz najistotniejszą we współżyciu seksualnym. Traktuje seks jako doświadczenie, a współżycie pole­ga (jego zdaniem) na poszukiwaniu no­wych, fascynujących doświadczeń. Mi­łość nie jest główną troską człowieka czy dwojga ludzi ukierunkowanych na erotyzm. Miłość może istnieć lub nie, ale dopóty, dopóki doświadczenie seksualne osiąga pewien pułap rozładowania zmysłowego, para o zerotyzowanym umyśle uznaje seks za dobry.

Warto powtórzyć: problem zerotyzowanego umysłu nie polega na tym, że ceni sobie przyjemność seksualną. Przyjemność jest dobra. Ale seks bez miłości – albo z pomniejszoną miłością – jest jak narkotyk wymagający coraz większych dawek, by człowiek uzależ­niony osiągnął ten sam poziom upoje­nia. Seks bez miłości skłania małżon­ków do poszukiwania coraz bardziej dramatycznych doświadczeń, aby osią­gnąć za każdym razem ten sam poziom zadowolenia – poziom, który zapewni­łaby miłość. (…)

Natomiast Święty Seks jest zawsze świeży i fascynujący. Oczywiście, Nieza­wodni Kochankowie cenią namiętność i zmysłowość i są otwarci na wypróbo­wywanie nowości, pozwalających na większą wzajemną otwartość i radość. Ale dzięki temu, że miłość jest dla nich istotą aktu miłosnego, ich wzajemna miłość sprawia, że seks jest satysfakcjo­nujący i pogłębia bliskość, nawet jeżeli nie są w stanie działać na pełnych obro­tach. Miłość, współpraca, przyjaźń, sza­cunek i troska, jakich doświadczają od siebie nawzajem przez cały dzień, to treść ich kochania się, a doświadczenia zmysłowe są jak dekoracyjna posypka na torcie. Erotyzm zadowala się wyłącz­nie deserami, słodkimi aż do przesytu, Niezawodni Kochankowie wiedzą, że niektóre ciasta posypane są grubszą warstwą cukru pudru, inne mniejszą, ale wszystko, co upieką razem, będzie wyśmienite, zaś ich umiejętności ku­charskie stają się coraz doskonalsze. Ze względu na to, iż Niezawodni Kochan­kowie zakorzeniają swe współżycie w głębokiej bliskości doprawionej zmy­sło­wością, Święty Seks w miarę upływu czasu staje się coraz bardziej namiętny. Nawet, gdy małżonkowie chorują czy przeżywają stres, i nie są w stanie zdo­być się na energię konieczną do do­świadczenia jakichś fajerwerków, nadal pragną, by otuliły ich ramiona najlep­szego przyjaciela. A taki spokojniejszy czas kochania się mogą wykorzystać na odświeżenie swej relacji i rozmowę o wzajemnych pragnieniach, a także o zaangażowaniu w stworzenie kiedyś w przyszłości okazji do bardziej wstrzą­sa­jących przeżyć.