Wychwalajmy mężów sławnych i ojców naszych według następstwa ich pochodzenia. Pan sprawił [w nich] wielką chwałę, wspaniałą swą wielkość od wieków. (...) Zostawili imię, tak że opowiada się ich chwałę; (...) Imię ich żyje w pokoleniach. Narody opowiadają ich mądrość, a zgromadzenie głosi chwałę (Syr 44, 1-2.8.14b-15).
Chciałbym przyjrzeć się sławnym mężom Ruchu Światło-Życie. Dla mnie są to przede wszystkim kardynał Karol Wojtyła, Jan Paweł II, dziś czcimy jako błogosławionego i ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu, którego proces beatyfikacyjny rozpoczął się jeszcze wcześniej. Ale tych mężów, którzy ten Ruch tworzyli, których ja nazywam świętymi, jest więcej i chciałbym ich również przywołać. Myślę, to jest moje prywatne przekonanie, że do nich także należy ks. Wojciech Danielski - drugi moderator, który umarł w opinii świętości i trzeba, żeby Ruch zadbał o rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego. Następnym świętym Ruchu jest bp Tadeusz Błaszkiewicz. Przecież za jego opiekuństwa z ramienia Episkopatu tak wiele się działo dobra i tak wiele trudności pokonywał razem z ks. Kardynałem Wojtyłą. Do tego grona świętych Ruchu zaliczam również ks. Stanisława Hartlieba, proboszcza z Konarzewa pod Poznaniem, który kształtował z ks. Blachnickim ducha liturgii w Ruchu. Po dziś dzień mamy mszał oazowy na każdy stopień - to przecież było jego dzieło.
Gdy z ks. Bolczykiem, miałem to szczęście, zawoziliśmy do Rzymu dokumenty procesu beatyfikacyjnego ks. Blachnickiego, mieliśmy okazję uczestniczyć w wieczornym spotkaniu u Ojca Świętego. Był to czas albo przed, albo tuż po ogłoszeniu błogosławionymi trzech czołowych działaczy Akcji Katolickiej - dwóch Włochów i chyba jednego Hiszpana, dwóch mężczyzn i jednej kobiety. Podczas rozmowy Ojciec Święty powiedział, że tylko jeden kandydat na świętego to mało. Spytał czy Ruch nie ma więcej kandydatów?
To jest pytanie do nas wszystkich. Myślę, że tych pięciu ludzi, wśród nich już znalazł się ten, który to pytanie stawiał, to są kandydaci Ruchu na ogłoszenie ich świętymi.
Kościół składający się z grzesznych ludzi poprzez świętych objawia swą świętość. Chyba bardzo dobrze rozumiał to Ojciec Święty, skoro tak licznie ogłaszał świętych i błogosławionych. Także proces beatyfikacyjny Ojca Franciszka rozpoczął się z inspiracji Ojca Świętego. Pytał wielu ludzi, także biskupów: dlaczego nie rozpoczynacie procesu. Abp Stanisław Nowak też to słyszał od Ojca Świętego. Biskup, wtedy sekretarz, Stanisław Dziwisz też powtarzał przy różnych okazjach - Ojciec Święty czeka. Jego wielką myślą, pragnieniem było to, żeby móc ogłosić ks. Franciszka Blachnickiego błogosławionym, świętym. Znamy przecież słowa Ojca Świętego, z telegramu na pogrzeb ks. Blachnickiego, o Bożym gwałtowniku, który całe życie poświęcił, aby dawać świadectwo o Bożej miłości i ewangelizować.
W maju 1988 roku na Konferencji Biskupów Polskich była poruszana sprawa oaz. Ówczesny minister Kąkol napisał list do sekretarza Episkopatu bpa Dąbrowskiego, że oaza jest organizacją szpiegowską. A przykładem tego szpiegostwa był, na całej stronie wyliczony, wykaz skrótów oazowych, czyli szyfrów szpiegowskich, np. ODB, ORD itd. Zbliżały się wakacje. Biskupi postanowili, obojętnie czy popierają ruch czy mają wobec niego jakąś postawę zachowawczą, że w wypadkach interwencji będą tego Ruchu bronić. Na tej Konferencji padły, nigdzie nie zapisane, słowa kardynała Wojtyły: „Powiedziałem Księżom Biskupom, że Kościół w Polsce nie jest w stanie w tej chwili jeszcze ocenić co zawdzięcza księdzu Blachnickiemu". Te słowa potwierdził także Bp Tadeusz Błaszkiewicz, który usłyszał je na Konferencji.
Ci dwaj ludzie, Kardynał Wojtyła, potem Papież Jan Paweł II, i Ojciec Franciszek w moim odczuciu stanowili jedno. Żeby wiedzieć kiedy i jak dowiedział się ks. Kardynał o oazach, to proszę zajrzeć do przemówienia do księży moderatorów diecezji krakowskiej w Poroninie. Natomiast kiedy i jak spotkali się ks. Blachnicki z ks. Kardynałem, tego w tej chwili chyba nikt nie wie. (...) W każdym razie, odkąd się poznali, z tego, co ja wiem, nie było miesiąca, żeby się nie spotkali. Jeżeli jakieś sprawy powstrzymywały ks. Franciszka i nie był w Krakowie, to Kardynał mówił: słuchaj, jak zobaczysz ks. Blachnickiego, to powiedz mu, że czekam na niego. Taką samą potrzebę czuł także ks. Blachnicki. Często przychodził i pytał, czy możliwe jest, aby pójść do Kardynała. Oczywiście możliwość taka była zawsze, bo jeżeli tylko Kardynał Wojtyła był w Krakowie, to zawsze można było do niego pójść. Nieraz była długa kolejka, nieraz się to przeciągało, ale zawsze miał czas dla tych, którzy do niego przychodzili. Więc mamy dwóch świętych, którzy Ruch prowadzili, którzy uczestniczyli w powstawaniu charyzmatu, który Bóg objawił przez Ojca Franciszka, ale przy wielkim współudziale kardynała Wojtyły, a potem papieża Jana Pawła II. (...)
Ks. Wojciech Danielski w najtrudniejszych czasach stanu wojennego, kiedy Ojciec wyjechał, a potem na skutek działania władz nie mógł wrócić do Polski, pełnił rolę moderatora, przewodniczył i zmagał się z wieloma sprawami. Czynił to z całym oddaniem. Trudności były różne, zarówno te wynikające z ustroju politycznego, jak i te, które miały swoją przyczynę w samym Ruchu, gdzie pewni ludzie, powołując się na uprawnienia otrzymane od Ojca Franciszka, zaczęli działać poza charyzmatem. Z troską i dobrocią starał się wszystkie te sprawy wyprostować. Całe jego cierpienie, choroba, to był jeden wielki dar dla Ruchu, któremu to życie poświęcił.
Biskup Tadeusz Błaszkiewicz prawie całe wakacje spędzał w pobliżu Krościenka i w Krościenku. Odwiedzał oazy, wspierał moderatorów. Wiele razy do mnie telefonował, żeby coś przekazać Kardynałowi Wojtyle, bo są takie czy takie trudności. Ten człowiek zasługuje na szczególną pamięć w naszym Ruchu jako ten, który w imieniu Episkopatu otaczał go wielką troską.
Ks. Stanisław Hartlieb był bardzo cichy, ale z wielkim przekonaniem i z wielkim geniuszem wprowadzał liturgię w życie. Nikt go specjalnie nie rekomendował, czynił to ze swego dobrego serca.
Prosiłem go kiedyś o rekolekcje dla księży zaangażowanych w Ruch, które odbywały się w Księżówce. Odpowiedział, że naprawdę nie ma czasu. Gdy Ksiądz Kardynał zapytał kto w tym roku będzie głosił rekolekcje, odpowiedziałem, że prosiłem ks. Hartlieba, ale odmówił, więc potrzebna jest interwencja Księdza Kardynała. Zapytał więc co ma zrobić. Odpowiedziałem - napisać list. To przyjdź jutro. List został wysłany i ks. Hartlieb już nie mógł odmówić. Przeprowadził wtedy trzy serie rekolekcji. (...)
Za nami jest już długa droga Ruchu, a nie zawsze sięgamy do korzeni i nie zawsze wczytujemy się w depozyt zostawiony przez Ojca Założyciela, a także w to, co wytyczał Ruchowi Kardynał Wojtyła, a potem Ojciec Święty.
Ojciec Święty żył Ruchem. Ile razy spotykaliśmy się z Ojcem Świętym, wspominałem o Ruchu, a On zawsze mówił, ja was noszę stale w swoim sercu. Kiedy patrzyłem w telewizji jak podawano ostatnie chwile Ojca Świętego i usłyszałem, że odszedł do domu Ojca, to sobie powiedziałem - i poniósł w sercu cały Ruch.
Myślę, że pod ich przewodnictwem z nieba Ruch pójdzie dalej, pozna korzenie, przekaże innym charyzmat, odczyta tożsamość. (...)
Kohelet mówi, że wszystko co czyni Bóg, na wieki będzie trwało. Do tego nic dodać nie można ani od tego nic ująć. To, co jest już było, a to, co ma być kiedyś, już jest. Bóg przywraca to, co przeminęło. To, co jakby przeminęło przez lata, niech powróci. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego. Jeżeli trwamy w Chrystusie, to pomyślmy czy możemy się zaprzeć tego, cośmy z tego Ruchu wynieśli?