Świętość to droga, którą można osiągnąć niezależnie od stanu i roli społecznej, droga która może być niesamowicie fascynująca i dająca wiele satysfakcji i radości
Świętość! Dla jednych nuda, dla innych pełnia życia. Czy świętość może być czymś intrygującym i ciekawym? To bardzo dobre pytanie!
„Geniuszem nie każdy może zostać, droga zaś do świętości dla wszystkich stoi otworem” – mówił Maksymilian Kolbe. Według Maksymiliana oraz papieża Franciszka świętość to droga dostępna i wręcz obowiązkowa dla każdego chrześcijanina. Ale czy naprawdę jest ona warta zainteresowania? Czy naprawdę jest ona taka prosta, jak mówi o niej święty Maksymilian?
Większości wierzących świętość niestety może kojarzyć się ze średniowiecznymi hagiografiami ukazujących świętych jako nadludzi o nieskazitelnych życiorysach, idealnych osobowościach, podejmujących wiele wyrzeczeń, których życie dalekie było od tego prowadzonego przez przeciętnych zjadaczy chleba. Na domiar złego duża część z nich to osoby konsekrowane, a więc wyjęte z codziennego typowego rytmu dnia znanego przeciętnemu Nowakowi. Ile razy słyszeliście tekst „Co ksiądz lub zakonnica mogą wiedzieć o życiu?” Ja osobiście setki! W wyobrażeniu wielu konsekrowani (a więc i święci) to osoby mające czas, by poświęcać się modlitwie, otrzymujące niezwykłą pomoc z góry, co ma by im ułatwiać przestrzegać przykazań. Nikt z nich nigdy nie musiał walczyć o utrzymanie rodziny, najprawdopodobniej nie musiał też się zmagać z tematem uczciwości w pracy, więc nie dziwne i oczywiste, że wielu z nich zostało ogłoszonych świętymi. Poza tym, święte życie to przecież takie, w którym trzeba godzinami się modlić, przestrzegać wielu zakazów i nakazów, nie ma miejsca na przyjemności czy tym bardziej radość – istny dramat i ogromna nuda!
Biorąc pod uwagę ten stereotypowy obraz świętości powstaje pytanie – jak przekonać typowego katolika, że świętość to droga, którą można osiągnąć niezależnie od stanu i roli społecznej, jaką się pełni oraz że ta droga może być niesamowicie fascynująca i dająca nam wiele satysfakcji i radości? Proponuję by przyjrzeć się kilku ludziom świeckim, którym tę świętość wbrew krążącym stereotypom udało się osiągnąć. Słowa uczą i pewnie wiele kazań o świętości już słyszeliśmy, ale to przykłady pociągają i udowadniają, że coś rzeczywiście jest możliwe!
Cristeros
Długo zastanawiałam się nad tym, czyje sylwetki chciałabym przedstawić. Na pierwszy ogień wybrałam świętego, o którym nie można spokojnie mówić ani słuchać. Świadectwo jego życia porusza do głębi i zmusza do refleksji nad radykalnością naszej wiary.
Mowa o świętym José Sámchez del Río, którego historia stała się bardziej znana dzięki filmowi „Cristiada”. Gdy odebrano mu życie, miał tylko piętnaście lat, ale jego dojrzałość znacząco przewyższała ten wiek. Przyszło mu żyć w czasach trudnych dla wierzących w Meksyku, gdy rząd wprowadził ustawę antyreligijną zakazującą publicznie kultu i nakazującą zamknięcie wszystkich kościołów. Dla wielu chrześcijan taki stan rzeczy był nie do przyjęcia. Wszczęli oni bunt, który przerodził się w zbrojne powstanie zwane „Cristeros”. W momencie rozpoczęcia powstania José miał tylko trzynaście lat, ale mimo to poprosił swoich rodziców o pozwolenie na przystąpienie do powstańców. Ze względu na jego wiek nie chciano go przyjąć, jednak dzięki uporowi przydzielono mu funkcję pomocnika oraz sztandarowego.
Z całych sił przykładał się do swoich obowiązków takich jak czyszczenie broni czy troska o zwierzęta. Nocami modlił się z towarzyszami na różańcu i zagrzewał walczących do obrony swojej wiary. Podczas jednej z wypraw koń jego dowódcy został postrzelony. Niewiele myśląc José oddał mu swojego wierzchowca ponieważ uważał, że życie generała jest o wiele bardziej ważne niż jego własne.
Ta decyzja doprowadziła do jego pojmania. Postawiono go przed dowódcą sił przeciwnika, gdzie zaproponowano mu wolność w zamian za przejście na jego stronę, jednak chłopiec posiadał w sobie tak wielką i radykalną miłość do Jezusa, że odważył się oświadczyć iż wolałby być rozstrzelany niż dołączyć do wrogów Chrystusa Króla. W związku ze swoją decyzją został uwięziony w miejscu swojego chrztu – kościele Świętego Jakuba Apostoła w Sahuayo przerobionym na tymczasowe więzienie. Chłopiec wiedząc w jakiej znajduje się sytuacji i rozumiejąc jej powagę zdecydował się na napisanie takiego poruszającego listu do swojej matki:
Moja droga mamo, zostałem wzięty w niewolę podczas walki. Myślę, że umrę, ale nie dbam o to. Pogódź się z wolą Boga. Nie martw się moją śmiercią. Powiedz moim braciom, żeby brali przykład ze mnie, najmłodszego. Spełnij wolę Boga, miej odwagę i daj mi błogosławieństwo, razem z ojcem. Pozdrów wszystkich ode mnie, kocham Cię, oddaję Ci moje serce, tak bardzo życzyłbym sobie móc zobaczyć Cię przed śmiercią.
To niesamowite, że w tak młodym wieku można nie bać się śmierci i tak mocno ufać Bogu! Piętnastolatka zamordowano w nocy 10 lutego 1928 r. wcześniej poddając torturom, mającym na celu zmuszenie go do wyrzeknięcia się wiary.
Gdy oglądałam film „Cristiada” przedstawiający życie i śmierć świętego José Sámchez del Río nie mogłam opanować łez. Ta historia wzrusza, wzburza i zmusza do refleksji. Ten młody chłopiec jest wzorem odwagi, męstwa i siły, jakiej brakowało wielu dorosłym w jego czasach i jakiej brakuje i teraz.
To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.