Działanie Ducha Świętego i świadectwo silnej wspólnoty jest w stanie pokonać zasiewające wątpliwości podszepty współczesnego świata
Wiara od zawsze była czymś naturalnym w moim domu. Bóg był częścią mojej rodziny tak samo jak każdy inny jej członek. Codziennie inny mieszkaniec domu był odpowiedzialny za przygotowanie wieczornej modlitwy na której zawsze był czas na spontaniczne wznoszenie błagań, podziękowań i przeprosin. Bóg wydawał mi się przez to zawsze bardzo bliską, kochaną Osobą, której wszystko mogę powierzyć. Pamiętam, że często prosiliśmy Pana Boga o rodzeństwo dla mojej kuzynki. Byłam pewna, że stąd właśnie biorą się dzieci – ludzie gorąco modlą się do Boga a gdy On uzna, że wykazali się odpowiednią gotowością, obdarza ich potomstwem – ot tak – kiedy się nie spodziewają. Dlatego narodziny mojego kuzyna traktuję do dziś jako owoc usilnych modlitw całej naszej rodziny.
Ogromnym świadectwem wiary byli więc przede wszystkim dla mnie Rodzice. Często zdarza się, że gdy niespodziewanie wejdę do ich pokoju zastaję ich klęczących naprzeciwko siebie z otwartymi dwoma egzemplarzami Pisma Świętego i modlących się. Wiem, że ich praca nad sobą, umiejętność przyznawania się do błędów, pokornego przepraszania nawet własnych dzieci (a z tego co wiem od swoich przyjaciół, dorosłym rodzicom się to nieczęsto zdarza), a z drugiej strony prawdziwego przebaczania błędów i niedociągnięć sobie nawzajem i nam – ich potomstwu, są wynikiem patrzenia na swoje życie przez pryzmat Słowa Bożego. Zwykła modlitwa przed posiłkami przypomina mi natomiast cały czas, że istnienie Boga i Jego uczestnictwo w życiu każdego z nas jest oczywiste i nieprzerwane, że On chce być Gospodarzem naszego życia i że należy Go do niego nieustannie zapraszać nawet w najzwyklejszych sytuacjach życia domowego bo On potrafi przemienić Je w coś ponadprzeciętnie pięknego.
W podstawówce odkryłam, że nie dla każdego widoczne jest działanie Ducha Bożego. Wielu z moich znajomych próbowało skomplikować mi obraz świata i podejście do wiary. Wszystko, co dla mnie było oczywiste, poddawali w wątpliwość. Szybko okazało się jednak, że moi rówieśnicy próbują kopiować po prostu postawy swoich rodziców. Aktywne uczestnictwo na lekcjach religii całej klasy, przedstawienia religijne, które wspólnie organizowaliśmy i autokarowe pielgrzymki sprawiły, że w szóstej klasie na roratach w kościele obok szkoły druga ławka była codziennie zapełniona wszystkimi uczniami naszej klasy. Doświadczenie to przypominam sobie za każdym razem, gdy znajduję się w dużej grupie ludzi kwestionujących Ewangelię i nauczanie Kościoła. Wzmocniło ono moją wiarę pokazując mi, że działanie Ducha Świętego i świadectwo silnej wspólnoty jest w stanie pokonać zasiewające wątpliwości podszepty współczesnego świata.
Jednak moja wiara prawdziwie pogłębiła się kiedy wyjechałam na rekolekcje oazowe po piątej klasie podstawówki. Wsiadając do autokaru nie spodziewałam się jak wielki wpływ wywrze na moją przyszłość Ruch Światło-Życie. Formacja oazowa wzbudziła we mnie miłość do Pisma Świętego, pokazała jego aktualność i nauczyła traktować jak drogowskaz na każdy dzień. Otworzyła mnie też na działanie Ducha Świętego, ukazując że gdy pozwala się Mu działać, On uzdalnia do realizowania Bożego Planu, który jest fantastyczną, pełną niespodzianek przygodą. Dała mi także wspólnotę młodych, wierzących, głębiej niż ja patrzących na życie ludzi. Dzięki tym przyjaciołom i świadectwu ich życia było mi łatwiej wytrwać w wierności własnym przekonaniom nie tylko w gimnazjum ale przede wszystkim w liceum. Coroczne rekolekcje pogłębiające moje zawierzanie życia Bogu utwierdzały mnie w słuszności obranej ścieżki. Często podejmowałam inne decyzje niż większość mojej klasy, nie ulegałam presji otoczenia dodając sobie w duchu odwagi argumentacją, że na klasie świat się nie kończy – przyjaciół o podobnych do mnie wartościach mi nie brakuje. Pomimo tego nigdy nie zostałam przez nikogo odrzucona z powodu poglądów. Wręcz przeciwnie, znajomi często dopytywali mnie o motywacje moich działań, a czasami przychodzili nawet po porady w kwestiach duchowych, co za każdym razem było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
Wydarzeniem, które w ostatnim czasie szczególnie ugruntowało moją wiarę była niedawna śmierć mojej Babci. Była Ona jedną z najbliższych mi osób, więc Jej ostatnie godziny, które przeżywała w moim domu, były dla mnie naprawdę trudne. Jednak wspomnienie tamtych dni na zawsze pozostanie dla mnie jednym z najpiękniejszych i najgłębszych doświadczeń w moim życiu. Patrząc na moją Mamę codziennie odmawiającą nad Babcią różaniec, modlącą się prostymi gestami miłości, którą okazywała Babci, jak wycieranie potu z Jej czoła, karmienie czy mycie, zdałam sobie sprawę jak wielkim darem jest dla mojego życia duchowego moja rodzina.
Codziennie przyjeżdżały do naszego domu rodziny braci mojej Mamy aby pomagać Rodzicom w opiece nad umierającą i wspólnie z nami modlić się. Zdałam sobie sprawę wtedy że ta niesamowita kobieta każdego z nas uczyła modlitwy, jednym wprost powtarzając słowa pacierza, innych poprzez wspólne uczestnictwo we Mszy Świętej, od której rozpoczynały się wszelkie najważniejsze uroczystości rodzinne.
Ostatniego wieczoru gdy z Babcią było naprawdę źle, moja wiara po raz kolejny została umocniona. Nie mogąc patrzeć na cierpienie Babci i Mamy poszłam z chłopakiem, bratem i jego dziewczyną pod kościół do Groty Matki Bożej gdzie wspólnie, płacząc jak pięcioletnie dzieci modliliśmy się o dobrą śmierć dla Babci. Wiara była dla mnie wtedy jedynym ratunkiem przed bezradnością, z jaką zmagałam się obserwując ból w oczach moich bliskich. Modlitwa przyniosła nam pokój i przeświadczenie, że jest ktoś, kto czuwa nad nami i kto sprawia, że każde cierpienie ma sens. Babcia umarła tej samej nocy a dwadzieścia minut po tym nad Jej łóżkiem stały wszystkie Jej dzieci i ich rodziny i wspólnie, przytulając się odmawialiśmy w Jej intencji Różaniec. Świadectwo życia a także najpiękniejszej jaką mogłabym sobie wyobrazić śmierci odnowiło moją wiarę.
Od tamtej chwili marzę bym i ja zasłużyła na taką miłość jaką wszyscy darzymy Babcię. Zdaję sobie równocześnie sprawę, że jest ona wynikiem bezinteresownej miłości, którą Ona obsypywała każdego dnia nas, a której uczyła się od samego Jezusa, którego całe życie uczyła się naśladować. Pamiętam, że gdy dwa miesiące przed Jej śmiercią wpadłam nie zapowiedziana do Jej domu nakryłam Ją oprawiającą Drogę Krzyżową po ciemku w salonie, natomiast porządkując Jej rzeczy po śmierci natknęłam się w jednej torebce na różaniec i zdjęcia ślubne Jej dzieci i wszystkich wnuków. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że to, że żyjemy w zgodzie, wspierając się nawzajem w trudnych chwilach i nigdy nie odmawiając sobie pomocy jest zasługą Jej modlitwy oraz przykładu, jaki nam dawała. Ona bowiem nauczyła nas budować życie na Jezusie Chrystusie i pokazywała jak możemy naśladować Go w drobnych sprawach życia codziennego.
Dla mojego bycia osobą wierzącą ogromne znaczenie miał więc przykład życia mojej Babci, którą do dziś stawiam sobie za wzór, zwłaszcza jeśli chodzi o życie modlitwą za tych, których kocham.