Poprzez śluby zakonne wchodzimy w całkowicie nową relację wobec Boga, którą możemy nazwać jakby drugim chrztem
Błogosławiony Paweł Justiniani pochodził z weneckiej rodziny patrycjuszów i był jednym z najwybitniejszych humanistów włoskiego renesansu, choć literaturze polskiej zupełnie jest nieznany, zarówno tej humanistycznej, jak i teologicznej. Po studiach w Padwie wrócił do swojej weneckiej ojczyzny i na wyspie Murano podjął się w samotności dalszego zgłębiania doktryny stoików. Dzieła filozofów, Cycerona i Seneki, były dla niego punktem wyjścia w nawróceniu i pobudzały jego apetyt do czytania Pisma Świętego, Ojców Kościoła, pisarzy średniowiecznych oraz wielkich scholastyków. W wieku trzydziestu czterech lat wstąpił do nowicjatu eremu Camaldoli, a już po niespełna półtora roku od złożenia ślubów, poczuł się powołany do zreformowania kamedułów. W roku 1520 opuścił Camaldoli i założył wraz ze swoimi uczniami Towarzystwo Eremitów św. Romualda, które istnieje do dzisiaj, także w Polsce (Srebrna Góra, Bieniszew), znane pod nazwą Kongregacji Pustelników Kamedułów Góry Koronnej. Po śmierci w ruinach klasztoru św. Sylwestra na Monte Soracte, jego duchowi synowie obdarzali go tytułem błogosławionego, bez oczekiwania na oficjalne orzeczenie Kościoła. Pozostawił po sobie wiele pism, które są niezwykle oryginalne i godne zaufania, a tematyka ich głównie dotyczyła życia duchowego.
Chciałbym ukazać duchowy wymiar ślubów zakonnych i podać kilka tekstów wielkiego humanisty i pustelnika, które jak dotąd nie były publikowane w języku polskim. Mam nadzieję, że spowoduje to naruszenie mitu sienkiewiczowskiego kameduły mamroczącego pod nosem: „memento mori”.
Dla ojca Pawła znaczenie ślubów zakonnych wynika z tego, że wprowadzają one chrześcijanina w stan życia zaaprobowany przez Kościół. Chronią tym samym jego życie pieczęcią posłuszeństwa przed różnymi złudzeniami tzw. „świeckiego eremityzmu”, które może prowadzić na manowce dowolności i subiektywizmu. Podnoszą także wartość i zasługę czynów, do których wierzący się zobowiązuje poprzez złożenie ślubów. Tak naucza pustelnik z Góry Koronnej: "Nawet jeżeli ktoś w sposób doskonały praktykuje posłuszeństwo, ubóstwo i czystość nie zobowiązawszy się do tego ślubami, chociaż wydaje się, że idzie drogą trudną, to jednak nie będzie mógł osiągnąć zasługi życia zakonnego, która jest jeszcze wznioślejsza. Jak uczy Kościół przez swoich świętych, każdy dobry czyn staje się doskonalszy i bardziej zasługujący, gdy jest Bogu ofiarowany poprzez ślub, zwłaszcza przez ślub uroczysty i publiczny. Bo samo złożenie ślubu jest aktem oddawania czci Bogu, co stanowi kult jedynie Bogu należny, ten który jest Mu najmilszy i który nadaje wszystkim innym uczynkom doskonałość bardzo wybitną."
W tych słowach Justiniani podsumował całą klasyczną teologię ślubów zakonnych. Są one konsekracją (poświęceniem) Panu całej naszej wolności, a nie tylko dobrego użytku, który z niej robimy. Poprzez śluby wchodzimy również w całkowicie nową relację wobec Boga, którą możemy nazwać jakby drugim chrztem.
Na innym miejscu reformator kamedułów ukazuje rangę profesji zakonnej: "Sam akt opuszczenia i wzgardzenia wszystkim, co jest na świecie i oddania się całkowicie na służbę Bogu w życiu zakonnym, składając publiczne śluby, sam ten akt jest dziełem miłosierdzia względem duszy doskonalszym, milszym Bogu i owocniejszym dla bliźniego niż wszystko, co człowiek mógłby zrobić dobrego w ciągu całego swojego życia, pozostając w świecie. Żyjąc w świecie można tego lub tamtego poprawić z jakiejś wady, można bliźniego pouczyć o jakiejś poszczególnej cnocie, ale nic tak nie głosi cnotliwego życia i nienawiści grzechu, nic tak skutecznie nie uzmysławia, czym jest pogarda dla świata, miłość i służba Bogu, jak publiczne i jawne wyrzeczenie się grzechu i wszystkich okazji do niego poprzez przyjęcie stanu życia poświęconego pełnieniu cnoty i stanie się na zawsze pokornym sługą Bożym. Tym sposobem, jednym swoim aktem będzie głosił wszystkie cnoty oraz nienawiść do każdego grzechu. To jego głoszenie nie dosięgnie jedynie dziesięciu, stu czy tysiąca osób, z którymi będzie się stykał, ale tych wszystkich, którzy przyjdą po nim, którym on wskaże, w miarę swoich możliwości drogę ucieczki przed grzechem i umiłowanie cnoty, których nauczy jak w doskonały sposób szukać własnego zbawienia i chwały Boga."
Dla o. Pawła śluby mają ogromny wpływ na jednoczenie wspólnoty zakonnej i są źródłem pokoju. Umacniają współbraci i wiernych we wspólnym dążeniu do Boga. Tak określa życie zakonne kamedułów: "Żyją, każdy w swej oddzielnej celi, ale pod jedną regułą, jednym przełożonym i z zobowiązaniem trzech ślubów. Chociaż są na samotności, nie są całkowicie sami i nie brak im pomocy ze strony współbraci. Wszyscy są na tej samej samotności jakby w domu Pana i każdy ma korzyść z towarzystwa wszystkich innych. Tak więc, gdy jeden upadnie, drugi go podniesie, jeśli jeden jest dręczony przez wroga (diabła), to ten zostaje pokonany przez wielu. Swymi dobrymi uczynkami dodają sobie wzajemnie gorliwości i wzajemnie mogą sobie służyć tymi koniecznymi do zbawienia środkami, które Święty Kościół nakazuje… Życie ich jest w następujący sposób złagodzone: mają korzyści życia w posłuszeństwie i we wspólnocie, ale bez wielości zajęć i rozproszeń, które mają mnisi żyjący w klasztorach; mają słodką i pełną szczęścia ciszę i spokój samotności bez żadnego z niebezpieczeństw życia samotniczego."
Paweł Justiniani przez całe swoje życie pragnął męczeństwa. Odczuwał łaknienie udania się do dalekich krajów, aby w ten sposób dać świadectwo Chrystusowi wśród niewiernych. To świadectwo miało być niemym głoszeniem Chrystusa, przez sam przykład życia całkowicie oddanemu Bogu, a wyrażonemu zewnętrznie przez złożenie ślubów. Każdy z nas jest wezwany do takiego „niemego kaznodziejstwa”, dawania świadectwa o Chrystusie swoim życiem.
Niech te słowa samotnika z Monte Corona rozpalą w nas na nowo płomień miłości Bożej: "W pierwotnym okresie dziejów Kościoła, w epoce tyranów i męczenników, to ci ostatni przez śmierć świadczyli, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i że religia chrześcijańska jest jedyną drogą zbawienia. Podobnie w naszych czasach, pośród powszechnej tyranii grzechów panujących wśród mnóstwa ludzi, wielkich i małych, którzy nie wierzą, albo prawie nie wierzą, chrześcijanin, który mogąc żyć wygodnie, opuszcza świat, nie przez słabość albo przez przygnębienie, świadczy, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem. Jakby przez dobrowolne męczeństwo świadczy, że nasza wiara jest słuszna i prawdziwa, i że jest rzeczą niemożliwą dla grzesznika zbawić się bez czynienia pokuty."