Wasz dom - małżeństwo i rodzina - niech będzie miejscem, w którym wypełniają się słowa Zmartwychwstałego Chrystusa, w którym przekazywana jest Ewangelia i przeżywana jest Ewangelia
Elżbieta i Jurek Wolscy są parą rejonową rejonu Domowego Kościoła Poznań - Spławie. Na ścianie ich pokoju wisi duże ślubne zdjęcie. Zdjęcie to jest jednak szczególne - różni się od typowych zdjęć ślubnych tym, że między młodą parą, trzymając ich oboje za ręce, stoi papież Jan Paweł II.
- Byliście pierwszą polską parą, której małżeństwo błogosławił papież Jan Paweł II. W jaki sposób udało Wam się zorganizowaćślub w Rzymie i to błogosławiony przez samego Ojca Świętego?
- Studiowaliśmy oboje na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu, tam się poznaliśmy. Na drugim roku studiów, był to rok 1980, powstała myśl zorganizowania pielgrzymki do Rzymu w czasie, w którym mieliśmy już wyznaczoną datę ślubu. Wówczas ktoś z naszego roku zaproponował: „To niech Ojciec Święty udzieli wam ślubu”. Wszyscy przyjęli to jako dowcip. W nas jednak od tego momentu myśl o ślubie w Rzymie trwała.
- Od razu się zdecydowaliście?
- Wyjazd do Rzymu wiązał się z kosztami. Trzeba było wybrać: albo wyjazd albo uroczyste przyjęcie ślubne. Wybraliśmy pielgrzymkę do Rzymu.
Napisaliśmy list z prośbą do Ojca Świętego. Odpowiedź z Sekretariatu Stanu nadeszła w marcu 1981 r. I była to odpowiedź... negatywna „ze względów praktycznych”.
- Bardzo byliście rozczarowani?
- Chyba nie, gdyż za bardzo nie liczyliśmy, by sam Ojciec Święty mógł nam pobłogosławić. Nastawiliśmy się na to, że ślub weźmiemy w bazylice św. Piotra i dlatego staraliśmy się o niezbędne dokumenty kościelne, zwłaszcza o licencję.
- Kiedy nastąpił wyjazd?
- W drugie święto wielkanocne, 20 kwietnia 1981 r. W przeddzień, a więc w pierwsze święto, ubraliśmy się po raz pierwszy oficjalnie w nasze ślubne stroje, prosząc rodziców o błogosławieństwo na nową drogę życia. Potem ubrania schowaliśmy do specjalnej walizki.
Do Rzymu przyjechaliśmy w piątek 24 kwietnia wieczorem. Zamieszkaliśmy w Domu Pielgrzyma na Via Cassia. Dyrektor domu, ks. Sokołowski, powiadomił nas, że na następny dzień, tj. na sobotę rano, mamy zaproszenie na mszę św. u Ojca Świętego w jego prywatnej kaplicy.
- Ta msza była z góry zaplanowana?
- Nie, całkowicie nas to zaskoczyło. Księża, którzy prowadzili naszą pielgrzymkę, doradzili nam, by na tę Eucharystię ubrać się w stroje ślubne i w nich prosić Ojca Świętego o błogosławieństwo dla siebie, a potem wziąć ślub w Bazylice. Elżbieta przebierała się w suknię ślubną na półpiętrze w papieskim pałacu. Przez to weszliśmy do kaplicy ostatni i uklękliśmy tuż za Papieżem, modlącym się przede mszą.
- Jak zareagował Ojciec Święty, gdy was zobaczył?
- Wstając z klęcznika odwrócił się i zobaczył nas w ślubnych strojach. Długo na nas patrzył, ale nic nie powiedział.
- To kiedy dowiedzieliście się, że jednak Papież udzieli Wam ślubu?
- W trakcie mszy św. nie było żadnej homilii, tylko po Ewangelii zapanowało dłuższe milczenie. W pewnej chwili Papież skinął na księdza Dziwisza i usłyszeliśmy, jak mu szepnął: „Pobłogosławię im osobiście związek małżeński”. Ksiądz Dziwisz podszedł do nas i powiedział: „Ojciec Święty udzieli Wam ślubu osobiście. Proszę o obrączki. Czy macie polski rytuał ślubny?”
- Mieliście?
- Oczywiście, że i o tym pomyśleliśmy. Gdy podaliśmy ks. Dziwiszowi, powiedział:
„No to proszę do ołtarza”.
- I od razu rozpoczęła się ceremonia zaślubin?
- Tak. Ojciec Święty przewiązał nasze dłonie stułą i mocno nas przez nią chwycił. Płynął od niego olbrzymi spokój, który udzielił się także i nam. Powtarzaliśmy za Nim słowa przysięgi małżeńskiej, potem w imieniu Kościoła Katolickiego potwierdził i pobłogosławił. Następnie z Jego dłoni wzięliśmy obrączki z wyrytymi na nich krzyżykami i nałożyliśmy je sobie nawzajem na znak zawartego sakramentu małżeństwa
- Dalej msza przebiegała według ślubnego rytuału?
- Po „Ojcze nasz” była przepisana na tę chwilę modlitwa za nowożeńców, potem my przyjęliśmy Komunię Świętą pod dwiema postaciami. Po końcowej modlitwie Ojciec Święty krótko przemówił do naszej pielgrzymki, kierując na koniec specjalne słowa do nas. Powiedział: „A równocześnie zwracając się do nowożeńców, Jerzego i Elżbiety, którzy tutaj w czasie waszej pielgrzymki przybyli, ażeby pobłogosławić ich związek małżeński, życzę ażeby słowa, któreście wypowiadali swoimi ustami, stały się zasadą całego życia waszego. Ażebyście na nich mogli budować swój ludzki dom. A ten wasz ludzki dom - małżeństwo i rodzina - niech także będzie miejscem, w którym wypełniają się słowa Zmartwychwstałego Chrystusa, w którym przekazywana jest Ewangelia i przeżywana jest Ewangelia, bo ona jest źródłem życia i świętości. Właśnie tego życia i świętości życzymy wam wszyscy zgromadzeni, uczestnicy waszego ślubu. Na progu nowego okresu życia, który dzisiaj rozpoczęliście, niech wam błogosławi na tej drodze Chrystus, który prowadzi was, prowadził dotąd przez swoją miłość wskazując wam wasze powołanie na drodze waszej miłości. A odtąd pragnie prowadzić przez sakrament, o którym Paweł Apostoł mówił, że jest wielki”.
- Ten tekst wisi obok Waszego ślubnego zdjęcia. A kiedy ono zostało zrobione?
- Po mszy świętej wszyscy zaczęli przechodzić do papieskiej biblioteki. Na korytarzu czekał na nas ksiądz Dziwisz. Powiedział: „Głęboka wiara wasza sprawiła, że dostąpiliście tej łaski. A teraz dajcie, proszę, wasze dokumenty”. Przeszliśmy do biblioteki. Za chwilę zjawił się w niej Ojciec Święty. „To wy macie dzisiaj ładną uroczystość” - powiedział. Był wyraźnie radosny. Przywitał się z każdym, zamieniając po kilka słów i wręczając książkę „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Na koniec zbliżył się do nas. Podarowaliśmy mu stułę, dostaliśmy od niego różańce: Elżbieta biały, Jurek czarny w czerwonym etui. Obejmując nas mówił o wadze zawartego sakramentu. Ojciec Święty udzielił specjalnego błogosławieństwo Elżbiecie jako przyszłej matce i na czole nakreślił znak krzyża. Potem powiedział: „To teraz chcę mieć zdjęcie z całą rodziną” - obok stali świadkowie, którymi byli brat Jurka, Kazimierz i siostra Elżbiety, Urszula, oboje również studenci Wydziału. Po tym zdjęciu Ojciec Święty zażyczył sobie: „A teraz portret z młodą parą”, po czym pocałował nas po ojcowsku w czoło i pożegnał.
- Było przyjęcie weselne?
- Gdy przechodziliśmy przez Spiżową Bramę, spotkaliśmy jezuitę ojca Kazimierza Przydatka. Zagadnął nas, słysząc polską mowę. Dowiedziawszy się o niecodziennym wydarzeniu, zaprosił wszystkich do pobliskiej restauracji Alfredo a san Pietro na godzinę 13. W międzyczasie zwiedzaliśmy Rzym. Gdy przyszliśmy do Alfredo a san Pietro przywitał nas na czarno ubrany kelner. To był nasz weselny obiad i wtedy po raz pierwszy i ostatni podczas tej pielgrzymki jedliśmy tak dobrze. Włosi śpiewali na naszą cześć Tanti aguri, bo w restauracji od razu się rozeszło, że Papież udzielił nam ślubu.
- Teraz chciałbym wrócić do nieco wcześniejszych czasów. To nie było, Jurku, Twoje pierwsze tak bliskie spotkanie z Ojcem Świętym.
- Najpierw zobaczyłem go jako kardynała na dniu wspólnoty w Tylmanowej w 1974 r. Śpiewał razem z nami i od razu było widać, że doskonale zna oazowe piosenki. Potem, w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski byłem w Nowym Targu razem z całą pielgrzymką Ruchu. Niosłem do ołtarza kosz z Pismem Świętym i miałem to szczęście, że Ojciec Święty wręczył mi je ze słowami „Przekazuj dalej”. To spowodowało, że zacząłem studiować na wydziale teologicznym. Uznałem, że jeśli mam przekazywać Ewangelię innym, to muszę ją najpierw dobrze poznać.
A potem byłem na pierwszej oazie rzymskiej. Z Papieżem widzieliśmy się w sumie sześć razy. Raz podczas mszy świętej czytałem nawet lekcję. Po niej rozmawiał z każdym z nas. Powiedziałem mu, że jestem z Poznania i że mam zamiar studiować na Wydziale Teologicznym. Prosiłem o błogosławieństwo. Wtedy myślałem, że widziałem go po raz ostatni tak z bliska.
- Chciałem jeszcze zapytać, jaka była Wasza dalsze droga w Ruchu, już po ślubie.
- Najpierw widzieliśmy swoje miejsce jeszcze w oazie młodzieżowej - w Domowym Kościele były wtedy przeważnie rodziny z dużym stażem małżeńskim, w wieku naszych rodziców. W parafii prowadziliśmy grupę młodzieży, podczas wakacji posługiwaliśmy na Oazie Dzieci Bożych. Ale już wkrótce włączyliśmy się do nowo powstałego kręgu Domowego Kościoła przy poznańskiej farze. W 1984 r. współorganizowaliśmy pierwszą oazę rodzin w archidiecezji poznańskiej w Kiekrzu. Pilotowaliśmy kręgi w różnych parafiach. Jurek pełnił posługę w Diecezjalnej Diakonii Jedności, uczestniczył w Nadzwyczajnej Kongregacji Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie. Od dwóch lat jesteśmy parą rejonową.
- Macie troje dzieci.
- Karola, Marysię i Piotra. Oni wszyscy przeszli formację Ruchu.
- Czy spotkaliście się jeszcze później z Ojcem Świętym?
- Na piętnastą rocznicę ślubu pojechaliśmy do Rzymu. Trzykrotnie spotkaliśmy się wtedy z Ojcem Świętym. Najpierw podczas audiencji generalnej. Potem byliśmy zaproszeni na święcenia kapłańskie do Bazyliki św. Piotra. W niedzielny wieczór natomiast byliśmy na prywatnej audiencji w Sali Klementyńskiej. Karol trzymał nasze zdjęcie ślubne, dzięki któremu Papież nas sobie przypomniał. Jurek poinformował Go, że przyjechaliśmy w rocznicę i pokazujemy dzieciom te miejsca, gdzie byliśmy przed 15 laty. Marysia podarowała namalowany przez siebie Jego portret, a Piotrek wręczył Mu stułę. Był to dla nas wielki zaszczyt, gdyż było powiedziane, że Ojciec Święty prezentów nie przyjmuje osobiście. A jednak...
Byliśmy też na pogrzebie Ojca Świętego. Po czternastogodzinnym oczekiwaniu udało nam się dostać do bazyliki św. Piotra, gdzie mogliśmy oddać Mu hołd.