Oboje rodzice byli wierni praktyce codziennego Namiotu Spotkania i to było oczywiste, że na kartach Pisma Świętego szukają „słowa życia”
„Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie” (2 Tm 3, 14-15). Pamiętam, jak kiedyś w czasie Przystanku Jezus bp Edward Dajczak ze smutkiem i bólem zadał na podstawie tego fragmentu pytanie: „Kto z nas może powiedzieć, że od dzieciństwa zna Pismo Święte?” Dzięki moim rodzicom mogę z radością odpowiedzieć: tak, znam.
Małego formatu ilustrowana „Biblia dla dzieci” obecna była w niejednym domu i posłużyła kształtowaniu wyobraźni religijnej niejednego dziecka. Moi rodzice poszli o krok dalej: odwieczny problem „usypiania dzieci” (tych już nieco starszych) realizowali przy pomocy kasety magnetofonowej z nagraniem opowieści biblijnych dla dzieci na podstawie Starego Testamentu. Wiele lat później wygrałem dzięki temu „z marszu” pewien konkursik z Księgi Rodzaju, ale o wiele cenniejsze było oswojenie z historią zbawienia: dzieje patriarchów stały się dla mnie powietrzem, podobnym do opowieści dziadka czy taty, czymś, co się na zawsze nosi w sobie. I one stwarzały przestrzeń dla kolejnych słów Bożych, by mogły się we mnie „przyczepić” i zatrzymać. Pewnie dzięki temu, gdy jako ośmiolatek towarzyszyłem rodzicom w Oazie II stopnia, wręcz ciągnęło mnie do psalmów (wbrew zachętom, by się wyspać, wstawałem i biegłem na śpiewaną jutrznię), a Pieśni Zachariasza nauczyłem się na pamięć. Potem sam chwytałem się za Biblię, zaczytując się zwłaszcza w Księdze Estery i w Apokalipsie – bo w nich „dużo się działo”, a jako chłopak zdecydowanie dawałem pierwszeństwo książkom przygodowym.
Oczywiście, rzecz nie polegała tylko na kupieniu książki czy kasety, „żeby dzieci się zajęły”. Jedno z najsilniejszych wspomnień, jakie noszę w pamięci, to obraz taty siedzącego rano w fotelu z niebieską Biblią Tysiąclecia na kolanach. Oboje rodzice byli wierni praktyce codziennego Namiotu Spotkania i to było oczywiste, że na kartach Pisma Świętego szukają „słowa życia”. Szukaliśmy go zresztą wszyscy – w sobotę wieczorem modliliśmy się nieszporami, a przy okazji czytaliśmy niedzielną ewangelię i rozmawialiśmy o niej, szukając jednego zdania, które potem było wydrukowane i powieszone nad komputerem – czyli w miejscu, gdzie każdy codziennie zaglądał. I choć może ekran komputera przyciągał bardziej, to jednak to słowo Boże tam było, „mieszkając między nami.”
Wszystko to razem składało się na to, że żywy Bóg, przemawiający do nas poprzez Biblię był zwyczajnym członkiem naszej rodziny, był w niej obecny i miał prawo głosu. Przeżywając kolejne lata i etapy dorastania nigdy nie miałem wątpliwości, że Bóg jest – „bo gdzieżby się podział”. Światło wiary czasem migotało, ale nigdy nie zgasło ani na chwilę. Dopiero z czasem uświadomiłem sobie, że wcale tak być nie musi, że jest to wielka łaska. I oczywiście, jak każda łaska, jest darmo dana przez Boga, który „udziela komu chce i jak chce”, ale z pewnością grunt pod nią przygotowali rodzice przez codzienne życie i dzielenie się z nami – swoimi dziećmi – Pismem Świętym. „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10, 17). Nie zwalniało to z trudu budowania osobistej relacji z Bogiem, konieczności ciągłego nawracania się i uczenia się – często na błędach – wprowadzania tego słowa w życie. Ale fundament został raz na zawsze położony i ilekroć coś się w moim życiu psuje, zawsze podstawowym pytaniem (a często już i odpowiedzią) jest pytanie o Namiot Spotkania i o czas poświęcany na czytanie i słuchanie Słowa Bożego. I to jest dar nieocenionej wartości, który otrzymałem od rodziców. Życzyłbym każdemu dziecku, żeby taki dar na całe życie (i wieczność) dostało.
„Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu” (Pwt 6, 4-7). W minione święta Bożego narodzenia pod choinką tak ja, jak i moja siostra ze szwagrem znaleźliśmy ten sam prezent – komplet płyt „Biblia Audio – superprodukcja”, nowe (świetne moim zdaniem) nagranie czytanego Pisma Świętego. Tata kupił sobie i nie mógł wytrzymać, żeby się nie podzielić. No i słucham, zarówno w domu, jak i w podróży, jadąc samochodem. A słowa Pana pozostają w sercu i je uparcie przemieniają…