ks. Mirosław Kiedzik: Na oazach byłem do tej pory bodajże dwadzieścia dziewięć razy. Na samym trzecim stopniu - siedem, w tym pięć razy jako moderator i raz jako animator. Trzy razy były to rekolekcje według starego programu i cztery razy według nowego. W 1977 roku byłem jako uczestnik pierwszy raz na rekolekcjach trzeciego stopnia. Prowadziła je siostra Maria Stecka i Marian Koprowski, a odbywały się one w Krościenku nad Dunajcem. Wtedy dopiero tak naprawdę zacząłem poznawać ks. Franciszka Blachnickiego. Pierwszy raz usłyszałem o nim co prawda w 1974 roku, będąc uczestnikiem młodzieżowej Oazy Żywego Kościoła I stopnia w znajdującym się wówczas na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej sanktuarium maryjnym w Żegocinie. Z opowiadań księży pozostała jednak wyłącznie świadomość, że jest on założycielem ruchu oazowego. Niewiele więcej dowiedziałem się o nim w czasie rekolekcji II stopnia przeżytych w 1976 roku w Niepokalanowie. Tym razem zaś mogłem go poznać osobiście.
Pierwszy raz zobaczyłem Ojca Franciszka, gdy przewodniczył Mszy Świętej sprawowanej na rozpoczęcie rekolekcji dla wszystkich oaz znajdujących się w Krościenku i okolicy. Mieszkałem na Avenie - taką nazwę domowi nadał ks. Franciszek, nawiązując do nazwiska właścicielki domu pani Marii Owsiankowej (avena to łacińska nazwa owsa). A Avena była pod Kopią Górką, gdzie mieszkał o. Franciszek. Zdarzało się więc, że wracając z odprawianych przez niego Mszy Świętych dla wszystkich oaz z okolicy w nieistniejącej już dziś kaplicy Chrystusa Dobrego Pasterza, wędrowałem z nim i rozmawiałem na różne tematy. O czym jednak wówczas rozmawialiśmy - dziś nie potrafię sobie przypomnieć. Pamiętam tylko, że początkowo robił na mnie wrażenie osoby sztywnej i oschłej - ale to było tylko wrażenie i, jak się okazało, nieprawdziwe. Poznanie Ojca Franciszka jest to więc szczególny rys moich pierwszych rekolekcji III stopnia.
W: Na kolejnych był Ksiądz już moderatorem...
ks. M.K.: W lutym 1978 roku uczestniczyłem w Kodzie, której moderatorem był o. Andrzej Madej, ale niezmiernie interesujące i istotne prelekcje wygłaszał także ks. Franciszek Blachnicki. Gdy tego samego roku przyjechałem w wakacje letnie do Krościenka, Ojciec - ku mojemu zaskoczeniu - od razu mianował mnie moderatorem III stopnia oazy młodzieżowej z siedzibą na znanej mi dobrze Avenie. Zgodziłem się na to pierwsze samodzielne moderatorowanie bez większych oporów. Byliśmy bowiem pod samą Kopią Górką, Ojciec był blisko, zawsze można było się poradzić, uzyskać pomoc... Muszę dodać, że nie byłem wówczas księdzem czy nawet seminarzystą. Do seminarium wstąpiłem za rok. Swoją wiedzą i posługą kapłańską służył nam wtedy przebywający na urlopie w Krościenku student Papieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie, ks. Zbigniew Kiernikowski, dzisiejszy biskup siedlecki. W tym czasie oazy w Krościenku i okolicy rzadko miały moderatora księdza. Ruch zaczynał być coraz bardziej znany, grup było więcej niż kapłanów mogących je poprowadzić. Pocieszające było to, że kapłani również coraz liczniej przyjeżdżali na rekolekcje, specjalnie dla nich organizowane przez Ojca, by zapoznać się z Ruchem. I z biegiem czasu oazy zaczęły się coraz bardziej przenosić na teren diecezji.
Ale problemem rekolekcji wakacyjnych był nie tylko brak księży. Któregoś wieczoru, przybiegł ktoś z Kopiej Górki i powiedział, że Ojciec natychmiast mnie wzywa. Poprosiłem więc kogoś z animatorów, by przejął odpowiedzialność za grupę i udałem się na Kopią Górkę. Zjawiłem się przed Ojcem, który krótko oznajmił mi powód wezwania mnie. Powiedział, że dostał informację, że na Kopiej Górce będzie rewizja i trzeba wywieźć zgromadzone tutaj materiały (podręczniki oazowe, śpiewniki), bo mogą zostać przez milicję czy ubecję zarekwirowane. Poznałem wtedy wszystkie tajne miejsca, schowki na Kopiej Górce - a niewiele osób je znało. Byłem zaskoczony zaufaniem, jakim obdarzył mnie Ojciec - najpierw, gdy kazał mi być moderatorem, a teraz wprowadzając mnie w tajniki Kopiej Górki - i jestem wdzięczny mu za to. Gdy jedna z pań z Kopiej Górki trochę „panikowała”, wówczas Ojciec powiedział takie mniej więcej słowa: „Nie przejmujcie się. Ta trudna sytuacja jest dla nas znakiem, że służymy Bożej sprawie, skoro diabeł tak zamiata ogonem”. Siłą swego charakteru i słów, siłą swojego zawierzenia Bogu potrafił pocieszyć i dodać ducha. Jeździliśmy Fiatem 125p Ojca na zmianę z jego kierowcą przez całą noc, wywożąc materiały oazowe do jednej ze stodół w pobliżu Kątów. Dzisiaj, patrząc z perspektywy minionego czasu, muszę stwierdzić, że byliśmy dość naiwni. Kopia Górka była przecież bardzo dokładnie obserwowana. Nad podziw szybko trafiono do stodoły pod Kątami i zarekwirowano wszystkie wspomniane materiały oazowe...
W czasie tych samych wakacji, w drugim turnusie byłem jeszcze na Avenie animatorem na trzecim stopniu, którego moderatorem był już tym razem ksiądz - ks. Witold Pietrasiuk.
W: Następne wakacje, kolejne rekolekcje III stopnia i znowu przełom. W 1980 roku poprowadził Ksiądz „trójkę” według nowego programu. Nie były to jedyne rekolekcje III stopnia w Polsce, ale były unikatowe, dlaczego?
ks. M.K.: Trzeba zacząć od tego, że ten nowy program o. Blachnicki przygotował na rekolekcje w Rzymie. Poprowadził je w roku 1979 ks. Andrzej Madej i była to jedyna oaza III stopnia w tym roku (młodzież, która miała jechać wtedy na III stopień, jechała na KODA, a oaz rodzin III stopnia jeszcze nie było). Z tym też jest związana ciekawa historia. Ojciec Andrzej jechał nie w pełni jeszcze spakowany na lotnisko, a drugim samochodem goniły go z resztą bagażu materiały, które ks. Franciszek ledwo co zdążył przygotować. Materiały do prowadzenia tych rekolekcji zostały mu przekazane w rękopisie Ojca.
Można powiedzieć, że ten program jest mocno zakorzeniony w rzymskich realiach. Zadanie, które otrzymałem od Ojca w 1980 roku - poprowadzenie oazy III stopnia w Polsce - było więc zadaniem pionierskim o tyle, że należało ten program przeszczepić nie tylko na polskie warunki ale jeszcze warunki pienińskie.
Byłem wtedy po pierwszym roku seminarium. Oaza miała jednak swojego kapłana - ks. Bolesława Dziurdzio. Pełnił on obowiązki kapłańskie - celebrował Msze, głosił nauki i jednocześnie poznawał też Ruch. Ja zaś, dzięki Bogu wspierany przez Ojca, odpowiadałem nade wszystko za przebieg tych rekolekcji od strony przygotowań, organizacji.
W: Na czym polega novum tych rekolekcji, czym różniły się one od oaz według starego programu?
ks. M.K.: Pierwotny program Oazy Nowego Życia był zbudowany w ten sposób, że I stopień koncentrował się wokół hasła „ja”, czyli poznawania siebie; drugi - według hasła „Ty”, a więc poznawania Boga, a trzeci - według idei „my”, czyli wdrażania we wspólnotę chrześcijańską, międzyludzką. Dzisiaj program ten w dużej mierze możemy przeżywać na nowo. Ks. Marek Sędek bowiem wykorzystał idee w nim zawarte do przygotowania trzech stopni rekolekcji dla gimnazjalistów. Oaza Nowej Drogi według tego programu pierwszy raz odbyła się w 2004 r. Dwa lata później odbywały się już wszystkie stopnie - I, II i III.
Warto może dla porównania ze współczesnymi „trójkami” zwrócić jeszcze uwagę na rozkład dnia dawnego trzeciego stopnia: 6.30 - pobudka, 7.00 - jutrznia, 7.30 - Zgromadzenie Eucharystyczne, 9.00 - śniadanie 10.00 - szkoła animatora liturgicznego. Trzeba zaznaczyć, że pierwotny program kładł duży nacisk na przygotowanie liturgiczne do różnych posług na wszystkich trzech stopniach. Powstawał przecież w ramach Krajowego Duszpasterstwa Służby Liturgicznej, za które Ojciec był odpowiedzialny. O 12.00 był czas wolny, potem obiad i przechadzka. O 15.00 odbywały się spotkania ewangeliczne - „Szkoła Chrystusa”, a po kolacji, o 19.00 była celebrowana Godzina Słowa Bożego. Po pogodnym wieczorze, który trwał od 20.00 do 21.00, na zakończenie dnia był jeszcze Namiot Spotkania. O 22.00 trzeba zaś było być już w łóżkach.
Pamiętam, że nowy program powstawał stopniowo. A więc najpierw pierwszy stopień, na następny rok drugi, potem trzeci. Ciekawe, że Ojciec układając nowy program, starał się zachować elementy ze starego. W dalszym ciągu schemat „ja” - „Ty” - „my” został w jakimś stopniu zachowany, tyle że bardziej w obszarze liturgii. Np. nowy II stopień to Exodus - wyjście z niewoli grzechu. Celebracja liturgiczna i szkoła liturgiczna są zaś w dużej mierze ukierunkowane na relację człowieka do Boga („Ty”).
Program, z którego korzystamy i dziś na rekolekcjach III stopnia, nie jest jakoś szczególnie przeładowany. Początek dnia to modlitwa czytań i jutrznia (7.00). Potem, po śniadaniu, statio, czyli nawiedzanie na wzór pielgrzymki kościołów i poznawanie znaku miejsca. Następnie medytacja i wspólna modlitwa, której centrum jest Eucharystia. Kolejne punkty programu to posiłek (13.00), rozmowa ewangeliczna (16.00), różaniec Niepokalanej Matki Kościoła i śpiew (17.30), kolacja (18.30), spotkanie z żywym Kościołem (19.15), pogodny wieczór (20.00), nieszpory i synteza dnia (21.00). Jak już wspomniałem, rekolekcje według tego programu pierwszy raz odbyły się w Rzymie. Ojciec był więc szczególnie zainteresowany wdrożeniem tego nowego schematu i możliwością przeżywania go w Krościenku i okolicy. Dlatego podczas oazy w 1980 roku każdego dnia wieczorem szedłem do Ojca, składałem sprawozdanie z przebiegu dnia i wspólnie ustalaliśmy, dokąd udać się nazajutrz, by móc jak najlepiej zrealizować przypadający na dany dzień program. Do tej pory mam odnotowane miejsca, do których w poszczególne dni się udawaliśmy.
W: No właśnie... Dzisiaj rekolekcje III stopnia organizuje się na przykład w Krakowie. Tam jest nagromadzenie kościołów, klasztorów. A jak udało się zrealizować statio podczas trzeciego stopnia w Krościenku?
ks. M.K.: Nie było to wcale łatwe. Pamiętam jak braliśmy z Ojcem schematyzmy diecezjalne i szukaliśmy właściwych miejsc. Pielgrzymowaliśmy począwszy od Kopiej Górki po Biegonice (Nowy Sącz) czy Nowy Targ. Były też Sromowce Niżne, Grywałd... A wtedy nie było busów, PKS-y też za często nie jeździły, no i młodzież nie miała zbytnio pieniędzy, żeby pozwalać sobie na bilety kursowe. Więc szliśmy na stopa i jak kto mógł. Nieraz złapało się ciężarówkę, to wtedy jechało się większą grupą. Warto przypomnieć, że oazy w tym czasie miały po stu uczestników, a niekiedy nawet przekraczały tę liczbę.
Ale i tak kościołów w okolicy nie było wystarczająco. Wykorzystywaliśmy też kaplice. Na przykład jak się skręca na Grywałd jest mała kapliczka pod wezwaniem Matki Bożej Śnieżnej. Więc akurat to statio wybitnie pasowało. Był też dzień, kiedy tym kościołem był „kościół pod niebem” - Sokolica, Czertezik czy góra Zamkowa, na której odprawialiśmy Mszę Świętą na ruinach zamku i dawnej pustelni.
Muszę jednak powiedzieć, że mimo, iż nie mieliśmy własnego środka lokomocji ani nawet nie można było wynająć jakiś busów, tylko szliśmy na żywioł, to wszyscy zdążyliśmy dojechać, wrócić i zrealizować program.
W nowym programie są też spotkania z żywym Kościołem. Dużym plusem Krościenka było to, że przyjeżdżały tu różne grupy, z różnych wspólnot, z różnych ruchów, najwięcej protestanckich typu Agape, ale też focolarini czy inne grupy włoskie. Była więc możliwość spotkań tego typu.
Ostatecznie więc okazało się, że rzymski program III stopnia można adaptować nawet do przeżywania go w Krościenku i okolicy. Potwierdziło się to także w następnym turnusie, gdy znowu z polecenia Ojca prowadziłem III stopień z siedzibą na Avenie razem z ks. Mirosławem Brzozą. Udało się to również w Nidzicy, gdzie w 1981 roku prowadziłem oazę razem z Grażyną Wilczyńską. Choć stamtąd było jeszcze o wiele trudniej dotrzeć do odpowiednich miejsc, by realizować statio - byliśmy przecież zupełnie na uboczu. Na dodatek nie mieliśmy księdza i z posługi kapłana korzystaliśmy wielokrotnie w ramach Mszy Świętej parafialnej. Ciekawym dla mnie doświadczeniem był też w roku 1982 kolejny trzeci stopień, który tym razem prowadziłem z o. Andrzejem Madejem.
On miał doświadczenia rzymskie, ja doświadczenia polskie i razem je konfrontowaliśmy.
W: Gdyby miał Ksiądz poprowadzić rekolekcje trzeciego stopnia, to...
ks. M.K.: Myślę, że jako biblista jestem bardziej przydatny na rekolekcjach drugiego stopnia. Prowadzę więc w Krościenku dwójki dla studentów.