Radość, która ma źródło w Panu Bogu, jest na wyciągnięcie ręki i Pan Bóg naprawdę chce ją dzielić z nami
„Kiedy ci smutno i nic nie wychodzi...” – idź na uwielbienie, a na pewno powrócisz w pełni radości. Czy jednak wypada „fundować” sobie uwielbienie w celu poprawy samopoczucia? Jeśli odpowiadasz, że to interesowne i egoistyczne, ja zadaję inne pytanie: czy płaczącemu dziecku wypada garnąć się w czułe i tulące ramiona mamusi lub tatusia? To przecież jedyne sensowne wyjście w jego sytuacji, a sama obecność i bliskość kochającej osoby daje ukojenie. Kiedy dziecko z całych sił wtula się w to przyjmujące je ramię, zachodzi taka jakby wymiana energii, a raczej pochłonięcie tej energii związanej z trudnymi uczuciami, bólem i łzami, przez siłę wyższą, w której z perspektywy dziecka istnieje totalne bezpieczeństwo.Nasze uczucia są ważne i nie jest bez znaczenia to, w jakim stanie emocjonalnym przychodzimy na modlitwę. Jednak ich proporcja wobec „uczuć”, jakie są w Bogu, jest mniej więcej taka, jaka zachodzi między kropelką wody a oceanem. Nawet gdy taka kropelka zanieczyszczona jest smutkiem, depresją, rozpaczą, to nadal cóż to znaczy wobec czystości i bezmiaru wód oceanicznych?
W Bogu istnieją tylko jasne i dobre uczucia. Czy Pan Bóg chce, aby w nas obecne były te z drugiej strony palety uczuciowych barw? Dopóki trwamy w ciele, obowiązuje nas prawo falowania. Nie możemy przeżywać nieustannie duchowego „haju”. Mistycy, których potężniejąca miłość do Boga wciągała coraz bardziej w Jego obecność już tu na ziemi, tak że niekiedy przebywali jakby poza ciałem, pogrążając się w Bogu, otrzymywali taką łaskę najczęściej na krótką chwilę, wracając następnie do cielesno-duchowej zwyczajności. Droga duchowego rozwoju prowadzi, o ile mi wiadomo, w ogóle do uspokojenia władz osoby, tak aby żadne gwałtowne poruszenia, czy to pozytywne, czy negatywne, nie mogły naruszyć harmonii zjednoczenia z Panem.
Kiedy ktoś jest jeszcze u początku drogi i nie ma zbyt uporządkowanego świata własnych uczuć, wówczas często kontakt z Panem Bogiem powoduje całkiem ciekawe efekty. Tak jak nie radzimy sobie z przeżywaniem trudnych uczuć, przychodzimy na modlitwę totalnie „rozwaleni”, tak następnie po wstrzyknięciu przez Bożego Ducha w nas dużej dawki radości i miłości, mamy gwarantowany stan upojenia i często tzw. głupawki. No ale cóż, nawet na Apostołów w Dzień Pięćdziesiątnicy tak to zadziałało, że brano ich za pijanych – „upili się młodym winem” (Dz 2, 13). A może Pan Bóg chce poprzez swoiste „upojenie” Duchem Świętym nas, otwartych na Jego nieprzewidywalne działanie, zrobić nieco rabanu w świecie, pogrążającym się w ponurej obojętności lub taniej wesołkowatości?
Nie należy się bać tego, co Pan chce w nas czynić. Jeśli Jego przepełnienie nas radością sprawi, że w oczach innych będziemy odebrani jako lekko rozchwiani emocjonalnie, to cóż z tego. Zobaczmy, jak zachowywał się uzdrowiony przez Piotra i Jana chromy w świątyni jerozolimskiej: „zerwał się i stanął na nogach, i chodził, i wszedł z nimi do świątyni, chodząc, skacząc i wielbiąc Boga” (Dz 3, 8). Po dotknięciu Bożą uzdrawiającą łaską człowiek ten nie poszedł uklęknąć lub leżeć krzyżem, by w ciszy swojego serca dziękować za nią Panu Bogu, ale pozwolił, by wybuchła w nim nieskrępowana RADOŚĆ.
Rzecz jasna, do powyższego przykładu można się przyczepić. Chromy człowiek odzyskał zdrowie. No tak, wiadomo, to jakby wygrał na loterii. W jego przypadku uwielbienie rodzi się spontanicznie z wdzięczności za cud, przekraczający zapewne najśmielsze oczekiwania. Według ludzkich kryteriów będzie w porządku, jeśli powstająca w człowieku radość będzie wprost proporcjonalna do otrzymanych darów. Jeśli ktoś przyszedł na uwielbienie tylko z migreną i został uzdrowiony, no to już nie musi aż tak pod sufit skakać. A jeśli ktoś nie doznał żadnego odczuwalnego uzdrowienia, to w ogóle nie musi się wychylać ze zbytnią radością. Odsłaniam tutaj skrzywione „dorosłe” a raczej „domorosłe” myślenie. Poważny ludziu, błagam cię, zacznij być dzieckiem przed Panem Bogiem! „W tej to chwili ROZRADOWAŁ się Jezus w Duchu Świętym i rzekł: «WYSŁAWIAM Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie»” (Łk 10, 21). Uwielbienie idzie w parze z radością. Inaczej się nie da. Radość jest „produktem ubocznym” uwielbienia. Nie da się jej pohamować, gdyż jest wolnym darem Ducha i należy dać się jej ponieść.
Oczywiście, droga naszego wzrostu prowadzi od niedojrzałości ku dojrzałości. Radość jeszcze oparta na ciele ku radości paschalnej, opartej na krzyżu. Na krzyżu Pan Jezus uwielbił Ojca słowami: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46), a setnik na ten widok „oddał chwałę Bogu”. Czy w tym uwielbieniu była radość? Ofiara śmierci musi się dopełnić przecież w bólu i cierpieniu. Znamy dobrze Pieśni o Słudze Pańskim z Księgi Izajasza. Czwarta Pieśń obejmuje cały 53. rozdział tej księgi. Natomiast może zdziwimy się, gdy przeczytamy dwa następne rozdziały:
„Śpiewaj z radości, niepłodna, która nie rodziłaś,
Wybuchnij weselem i wykrzykuj,
Która nie doznałaś bólów porodu!” (Iz 54, 1a)
„Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki
i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw” (Iz 55,2b)
„O tak, z weselem wyjdziecie
i w pokoju was przyprowadzą.
Góry i pagórki przed wami
Podniosą radosne okrzyki,
A wszystkie drzewa polne klaskać będą w dłonie.
Zamiast cierni wyrosną cyprysy,
Zamiast pokrzyw wyrosną mirty.
I będzie to Panu na chwałę,
Jako znak wieczysty, niezniszczalny!” (Iz 55,12-13)
Radość, która ma źródło w Panu Bogu, jest na wyciągnięcie ręki i Pan Bóg naprawdę chce ją dzielić z nami. Mnie wiele razy Pan Bóg przekonywał, że chce mnie uwalniać od koncentracji na swoich małych uczuciach. Małych, bo – choćby nawet pozytywnych – to dotyczących jednej małej kropelki. Uwielbienie charakteryzuje postawa całkowitego otwarcia się na Boga. Zewnętrznie wyrażają to nasze wyciągnięte ku Niemu puste ręce, które mówią: „Panie, kropelka nie chce pozostać sama w sobie, chce pozwolić się przeniknąć Tobie”.