Chrześcijanin w życiu publicznym
(188 -wrzesień -październik2012)
z cyklu "To lubię"
Przywrócić pamięć
Krzysztof Ławniczak
Gdy byłem dzieckiem, myślałem o zrobieniu drzewa genealogicznego mojej rodziny. Mogłem się wtedy opierać tylko na wiadomościach uzyskanych z przekazu słownego, a i tak bardzo skąpego, ponieważ dziadek, po którym noszę nazwisko, zmarł, gdy mój tata miał 16 lat. Myślę, że fakt, iż nie znałem dziadka, powodował duże pragnienie poznania tożsamości moich przodków.
Kilka lat temu z rozmowy z moim tatą wynikało, że on właściwie nie jest pewien jak miał na imię jego dziadek (którego też osobiście nie znał). I tak rozpoczęła się moja pasja. Postanowiłem na poważnie zająć się poszukiwaniami genealogicznymi. Przeraziło mnie, że pamięć o człowieku tak szybko może zniknąć – mijają dwa pokolenia i nawet nie jesteśmy pewni imie-nia.
W poszukiwaniach genealogicznych pracuje się według pewnego schematu. Na początku zawsze należy zacząć od wywiadu z rodziną bliską i dalszą na temat szukanej osoby (imiona, daty urodzin, ślubu, śmierci oraz miejsca tych zdarzeń). To źródło jednak szybko się wyczerpuje, a i tak nie zawsze pokrywa się z prawdą jeżeli jest oparte tylko na przekazie słownym (gdy nie ma dokumentów tożsamości np. metryk, aktów itp.) Kolejne kroki należy skierować do archiwum, a są tu dwie możliwości:
– archiwum państwowe – gdzie znajdujemy akta narodzin, ślubów, zgonów z poszczególnych Urzędów Stanu Cywilnego. Można znaleźć materiały powstałe od latach siedemdziesiątych XIX w. (gdy powstały USC) do takich, które mają minimum sto lat (dokumenty w USC przebywają sto lat od daty wystawienia, po tym czasie zostają przekazane do archiwum państwowego). Osobiste korzystanie z zasobów archiwów jest bezpłatne. Niesamowitym wrażeniem jest, gdy mogę mieć w ręce księgę mająca co najmniej sto lat, w której jest zapisana atramentem żywa historia, która w tym momencie przestaje być pojęciem abstrakcyjnym. Można dotknąć np. autentycznego podpisu swojego przodka – to tak prawie jakby dotknąć jego samego.
– archiwum kościelne – poszukiwania w tej instytucji są trudniejsze (tak przynajmniej jest w Poznaniu). Korzystanie jest odpłatne, należy umówić się na termin wizyty na kilka tygodni wcześniej i to na określoną ilość czasu. Wszystkie dostępne zbiory są zmikrofilmowane, odczytuje się je na specjalnym czytniku (nie dostaje się do ręki oryginalnych dokumentów). W archiwum kościelnym materiały są oczywiście starsze – w zależności od powstania parafii.
Pomocą w poszukiwaniach jest też Internet . Są różne strony genealogiczne, na których można dowiedzieć się np. jak stworzyć własne „drzewo”, a także fora gdzie można wymienić się doświadczeniami i uzyskać pomoc. Gdy zaczyna się etap poszukiwań archiwalnych, zasadniczo jest się zdanym tylko na siebie (no i św. Antoniego). Wyznacza się cel i na zasadzie prawdopodobieństwa, nieraz kartka po kartce księgi z kilku lat, dąży się do celu, czasami niestety bez efektu. Jednak, gdy dopisze szczęście i uda się odnaleźć to czego się szuka, radość jest nie do opisania. Właściwie zrozumiała tylko dla poszukiwacza. Poszukiwania wymagają dużo cierpliwości i pokory. Czasem oczekiwania bywają rozbieżne z rzeczywistością zapisaną na kartach historii. Czas w archiwum płynie znacznie wolniej niż czas poza jego murami. Na dzień dzisiejszy w moich poszukiwaniach jest impas (i tak bywa). Potrzebny jest pewien dystans by wymyślić jakąś nową koncepcję działania, ale i tak dziękuję Bogu, za tych moich przodków, których „poz-nałem” (od połowy XIX wieku). Mogę modlić się za ich duszę, a jestem im to zobowiązany, choćby za materiał genetyczny, który mi dali, ale przede wszystkim za wiarę i tożsamość narodową, a żyli w czasach wcale nie łatwiejszych niż nasze.
„Spieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą…”, bo tak szybko o nich zapominamy.