Procesja z darami już od czasów apostolskich była integralną częścią obrzędu łamania chleba. Święty Justyn w swojej apologii pisze, że kogo stać na to, a ma dobrą wolę, ofiarowuje datki, jakie chce i może, po czym całą zbiórkę składa się na ręce przełożonego. Ten roztacza opiekę nad sierotami, wdowami, chorymi, lub też z innego powodu cierpiącymi niedostatek, a także nad więźniami oraz obcymi głoszącymi w gminie; jednym słowem spieszy z pomocą wszystkim potrzebującym. Czyniono to prawdopodobnie, tekst nie jest jednoznaczny, na koniec Eucharystii. Zśw. Justyna można wyróżnić dwie charakterystyczne cechy składania darów, mianowicie dobrowolność ofiary i przeznaczenie datków dla potrzebujących.
Późniejsze przemiany liturgii sprawiły, że procesja z darami zanikła. Przywróciła ją soborowa reforma liturgiczna.
W odnowionej liturgii po II Soborze Watykańskim procesja z darami rozpoczyna obrzęd przygotowania darów. Jest to czas składanie darów, zarówno duchowych jak imaterialnych. Każdy wierzący na mocy kapłańskiej misji Chrystusa jest zaproszony do składania ofiar, do ofiarowywania samego siebie. Nie jest to jednakże składanie ofiar na sposób starotestamentowy, na rzecz przebłagania Najwyż-szego i otrzymania Jego przychylności. Ofiara chrześcijanina jest inna. On wie, że nic nie może dać z siebie, bo wszystko co otrzymuje jest darem Pana. Chrześcijanin wie, że to Bóg przyszedł do niego, gdy on jako człowiek sam z siebie nie miał ani przesłanek, ani środków, ani możliwości, by dotrzeć do Boga. To Bóg z własnej inicjatywy zatroszczył się o człowieka i chrześcijanin wie, że dla niego samego jest i zawsze będzie najlepiej, kiedy on pozwala Bogu siebie samego przemieniać w dar, stosownie do zawsze dobrej woli Boga. Chrześcijanin przedstawia Bogu swoje życie w oparciu o doświadczenie ią, że Bóg je już przemienił, a jednocześnie z prośbą, by stale je przemieniał w dar dla innych, oraz z bojaźnią, by on sam przez jakikolwiek swój program nie wytrącił siebie z planu Boga.
Człowiek ostatecznie nic innego nie może zrobić przed Bogiem, jak tylko uczynić znak wyrażający gotowości otwierania się wobec Niego, wobec Jego daru. Składanie ofiary, także materialnej, nie jest w tym ujęciu żadną akcją dobroczynności człowieka, ani nawet wynikającym ze sprawiedliwości gestem czy obowiązkiem dzielenia się, lecz znakiem-prośbą, wyrażeniem potrzeby bycia przemienionym i wyzwolonym z bycia dla siebie (co jest naturalne u każdego człowieka). Dlatego człowiek potrzebuje zewnętrznego znaku, poprzez który wyraża potrzebę pozbywania się czegoś, co normalnie mógłby używać na swoją korzyść. To wyzbywanie się jest znakiem wołania, aby Bóg przemienił rzeczywistość człowieka i by człowiek stał się żyjącym z Boga.
Wołanie o przemianę to gotowość otwarcia się na działanie Boga, to gotowość by być dla. Bycie dla odnosi się do osoby. Tą osobą jest Bóg i bliźni. W tym realizuje się posługa miłości. Nie bez przyczyny liturgia przygotowania darów nazywana jest liturgią miłości. We Mszy Wieczerzy Pańskiej, w samym mszale podana jest jako pieśń na ten czas antyfona Gdzie miłość wzajemna z odpowiednimi strofami. Tak realizuje się wezwanie Chrystusa do otoczenia troską tych najmniejszych i najbardziej potrzebujących. Tak realizuje się naśladowanie Chrystusowej miłości, miłości bezinteresownej, miłości agape.
Dlatego też procesja z darami od samego początku chrześcijaństwa miała ważny udział w sprawowaniu Ofiary. Zawsze to były przede wszystkim dary materialne: żywność, ubrania, przedmioty domowego użytku. Wydaje się jednak, że i pieniądze, jako wygodny w użyciu środek płatniczy, znalazły od początku zastosowanie w datkach zbieranych na zgromadzeniach eucharystycznych.
Jak czytamy w Dziejach Apostolskich, chrześcijanie pierwszych wieków byli tak hojni, że dla rozdzielania tych składek między potrzebujących ustanowiono nową posługę - diakonat, dostępną dla mężczyzn i kobiet. To pierwsza diakonia miłosierdzia w pierwotnym Kościele. Składkę przeznaczano przede wszystkim dla potrzebujących, na wszelkiego rodzaju działalność charytatywną. Diakoni na tyle byli rozeznani w sytuacji wierzących, że byli w stanie dotrzeć z pomocą do najbardziej potrzebujących. Dzisiaj, w obliczu przywrócenia stałego diakonatu w Polsce, można ufać, że diakoni pozostaną wierni swemu przeznaczeniu do posługi miłosierdzia. Część składki, jak to można też przeczytać u św. Justyna, przeznaczona była na utrzymanie głoszących słowo Boże. Ciekawostką jest, że Justyn mówi tylko o obcych głosicielach. W pierwszych wiekach normalną rzeczą było, że ówcześni kapłani (biskupi, prezbiterzy, diakoni) utrzymywali się z pracy wzawodzie (jak to wielokrotnie podkreśla św. Paweł). Wraz z wykształceniem się postawy, że kapłani poświęcają się zupełnie służbie Bożej, ciężar utrzymania duchownych spoczął na wiernych. Budowanie kościołów w późniejszych czasach spowodowało, że i o stan kościoła musieli zatroszczyć się wierni. I taka sytuacja trwa do dziś wściele polskim.
W takim świetle należy widzieć wszystkie dary składane na mszy, w tym również tak zwaną tacę. Taca ta ma niezbyt dobrą sławę wśród wiernych. Traktowana jest jako konieczna zbiórka pieniędzy dla księdza proboszcza podczas mszy. Zwłaszcza, gdy widzą, że tacę zbierają księża, co budzi powszechne poruszenie, bo trzeba dać więcej, bo przecież proboszcz widzi. A tymczasem, w świetle powyższych rozważań złożenie ofiary na tacę należałoby traktować, i tu uwaga na słowo, jako przywilej. Tak, to nie pomyłka. Czy kiedykolwiek przyszło komuś do głowy, że to właściwie wielki dar, że jest to realizacja dawania siebie, tak mocno obecnego w Ruchu Światło-Życie? I nieważne jest w tej chwili, co ksiądz zrobi z tymi pieniędzmi, czy rozda je biednym, czy dołoży do zakupu nowego samochodu. Nieważne też jest, ile złotych damy, każdy, jak pisze św. Justyn, daje tyle ile może. Dla jednego będzie to 50 groszy, dla innego 50 złotych (przypomina się przypowieść o wdowim groszu).
Aby taca - dar z siebie, miała ten wymiar przemieniania, o którym wspominaliśmy, muszą być spełnione pewne liturgiczne warunki. Przede wszystkim, wierni uczestniczący w Eucharystii powinni być pouczeni o teologicznym wymiarze tacy. Bez tego jakiekolwiek zmiany, jakie proponujemy niżej nie odniosą sensu i zostaną niezrozumiałe. Taca powinna być zbierana w odpowiednim momencie. Jakim? Po modlitwie wiernych, nie wcześniej, jak to się często zdarza. Jeżeli jest procesja z darami, to taca powinna iść jako pierwszy dar. Należałoby więc poczekać z procesją, aż kolekta będzie zebrana. Do tego powinna być określona liczba ludzi, którzy będą ją zbierać, tak by czynność ta była przeprowadzona jak najsprawniej. A kto powinien ją zbierać? W mojej wizji parafii marzeń, te osoby, które w parafii odpowiadają za finanse (Rada Ekonomiczna), ci, którzy na co dzień wykonują zawody kasjera, księgowej. I taca powinna być podawana z rąk do rąk (często spotykana forma na Zachodzie), ale w polskiej kulturze, a może jej braku, ten sposób jest raczej trudny do zrealizowania. Groźba kradzieży jest bardzo prawdopodobna. Taca powinna być postawiona, zarówno, gdy uczestniczy w procesji czy też nie, pod ołtarzem, aby była widocznym znakiem, że jest darem ołtarza, wyrazem naszego otwarcia na przemianę naszego serca i na drugiego człowieka. Niedopuszczalne wręcz jest jej chowanie gdzieś do ambo-ny czy od razu do zakrystii. Zbie-ranie tacy też nie może trwać całą mszę. Czasami zdarza się, że zak-rystianin (bo to on najczęściej zbie-ra tacę) zbiera aż do komu-nii. Tymczasem czynność ta wrazie powinna się skończyć przed modlitwą nad darami (bo taca to przecież dar).
Finanse Kościoła są drażliwym tematem. Z reguły każdy z nas najlepiej wie, na co idą pieniądze ztacy, a przypadki przesadnego okazywania bogactwa wśród księży dostarczają niezbitych dowodów. Iżemy się zżymać na ten stan rzeczy, ale wliturgii nie oto chodzi, nie jest najważniejsze co będzie z tymi pieniędzmi. Oczywiście, przejrzystość finansowa parafii w tej kwestii powinna być znana, na tablicach ogłoszeń należałoby oczekiwać umieszczenia bilansu dochodów i wydatków. Ale w tacy, wgeście rzucania czegoś ze swojego, najważniejsza jest nasza gotowość do przemienienia się, do bycia dla, do rezygnacji z czegoś co moje.
Literatura:
Z. Kiernikowski, Eucharystia i jedność.
B. Nadolski, Ukochać Mszę świętą.
Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego.