Miłość, seksualność
(183 -styczeń2012)
z cyklu "Wieczernik dla Ciebie"
Przedmałżeńskie wyjazdy
Mateusz Łoskot
Przed nami gorący czas. Zapytacie: „Jak to «gorący», skoro zima – przynajmniej teoretycznie – w pełni?”. Otóż odpowiedź jest prosta. To czas gorących dyskusji, jakie najpewniej będzie prowadziła niejedna (głównie „chrześcijańska”, a już na pewno „oazowa” – reszta zapewne nie będzie widzieć żadnego problemu) para. No bo czym byłaby przerwa międzysemestralna bez narciarskiego szaleństwa w górach? A jeśli wyjeżdżać, to z kim, jak nie z ukochaną/ukochanym? No i pojawia się problem: czy tak aby na pewno „wypada”...?
Jeśli stoimy przed jakimś problemem, wymagającym podjęcia decyzji, to większość metod duchowego rozeznawania (np. św. Ignacego Loyoli) zaczyna od podstawowego kroku – zebrania informacji. Dla ułatwienia można je podzielić na kilka kategorii, np.:
1. Aspekty osobowe – związane z osobami, których sprawa dotyczy – mam tu na myśli dziewczynę i chłopaka planujących wspólny wyjazd. Należałoby tu wziąć pod uwagę ich osobowość, historię życia, duchowość, a także dotychczasowe doświadczenia w zakresie walki o czystość. Mówiąc o osobowości mam na myśli siłę woli, temperament, koniunkcję zasad moralnych itp. Historia życia także jest ważna – na przykład silne kompleksy wynikające z braku poczucia własnej wartości czy negatywny przykład w rodzinie mogą sprzyjać zachowaniom permisywnym. Ale oczywiście te same mechanizmy mogą działać także w drugą stronę – dobre przykłady będą sprzyjać trwaniu przy wyznawa-nych wartościach. Bardzo istotna jest duchowość – czystość to przede wszyst-kim łaska dana od Boga. No i trzeba także wziąć pod uwagę dotychczasowe doświadczenia w zakresie walki o czystość. Jeśli komuś jest ciężko nawet w warunkach „sprzyjających” wstrzemięźliwości, to tym bardziej będzie atakowany przez złego w trudniejszych sytuacjach; z drugiej strony jeśli ktoś już nie raz oparł się pokusie, to ma już większą wiedzę tym zakresie i prawdopodobnie będzie zachowywał się rozsądnie niż „laik”.
2. Aspekty rzeczowe – związane z samą sytuacją. Do nich należy długość wyjazdu, ilość osób towarzyszących, warunki noclegowe – jeden czy dwa pokoje, a jeśli jeden, to z iloma łóżkami itp.
Nie jest to rzecz jasna katalog zamknięty; każdy powinien – indywidualnie oraz wspólnie ze swoją sympatią – przemodlić i przemyśleć wszystkie te sprawy, które są ważne w jego przypadku. Dopiero na takiej podstawie można pokusić się o odpowiedź na kluczowe pytanie: czy taki wyjazd przyniesie nam obojgu „korzyść” (w „Pawło-wym” rozumieniu tego słowa)? Czy przybliży nas to do siebie i do Boga? Czy też odwrotnie – będzie to silna pokusa do grzechu...?
Przykładowo: dokonujemy wyboru filmu, na który chcemy iść do kina/zobaczyć w domu. Co należałoby wziąć pod uwagę przy ocenie, czy dany tytuł nadaje się do obejrzenia? Przede wszystkim naszą wewnętrzną wrażliwość, którą oszacować – na podstawie znajomości samych siebie oraz doświadczeń z przeszłości – musimy sami. Jedni mogą bez konsekwencji oglądać „Skazę” ze jej wszystkimi „śmiałymi” scenami, inni muszą zatrzymać się na poziomie „Bravehearta”, a jeszcze inni nie powinni – dla własnego dobra – oglądać nic ponadto, co pokazane jest w „Fireproof”. Na drugim miejscu powinna być kwestia warunków, w jakich film będzie oglądany: czy będzie to pusty dom/mieszkanie, w którym będziemy sami/z sympatią, czy też wypełnione po brzegi kino, do którego udajemy się wraz z całą rodziną? Wszystkie te czynniki składają się ostatecznie na efekt, jaki wywoła w nas dany seans. Dokładnie tak samo jest z wyjazdami.
Jeżeli jednak – pomimo zastosowania się do wszystkich wymienionych wyżej zaleceń – ocena ex-ante całej sytuacji nie daje jednoznacznych wskazówek, umożliwiających podjęcie decyzji, konieczne może być przedstawienie konkretnego problemu osobie trzeciej: spowiednikowi (najlepiej, gdyby był on wspólnym spowiednikiem obojga), przyjacielowi lub jakiemuś autorytetowi w tych tematach. Może się jednak zdarzyć i tak, że nawet on nie będzie w stanie pomóc; wtedy pozostają sprawdzone, biblijne metody: post i modlitwa.
W przypadku, gdy decyzja o wspólnym wyjeździe została podjęta, warto zastanawiać się – zarówno w trakcie jego trwania, jak i po zakończeniu – czy przyniósł on dobre owoce? Jeśli skutki okazałyby się pozytywne, to najprawdopodobniej dokonany wybór był słuszny. Jeśli jednak zaczęłoby się dziać coś złego, to wówczas należałoby od razu (bez myślenia, że „może następnym razem będzie lepiej” – bo prawie na pewno nie będzie) działać, zmieniając warunki wyjazdu; do jego natychmiastowego przerwania włącznie. Byłby to czytelny znak, że albo popełniono błędy w analizie sytuacji, albo też szatan chce wyjątkowo mocno zaszkodzić danej relacji i osobom w niej będącym. Wszystkie te doświadczenia (i płynące z nich wnioski) powinno się brać pod uwagę planując podobne wydarzenia w przyszłości.
Jeśli ktoś spodziewał się, że w tak szczegółowej sprawie jasnej i konkretnej odpowiedzi udzielił już Kościół, to może poczuć się rozczarowany: oficjalne dokumenty są bardzo ogólne, a wypowiedzi poszczególnych duchownych – zróżnicowane. Także doświadczenia samych narzeczonych i małżonków
(z „przedślubnych” czasów) są bardzo różne.
Doskonale pokazuje to złożoność problemu, który nieco przypomina sytuację wspólnego zamieszkiwania par bez uprzedniego zawarcia sakramentalnego małżeństwa. O ile jednak w tym przypadku Kościół wypowiada się jednoznacznie negatywnie, o tyle ocena moralna wspólnych wyjazdów nie jest już taka oczywista. Można bowiem natknąć się na opinię, iż wystarczy spać na osobnych łóżkach/posłaniach (w przypadku incydentalnych lub krótkookresowych noclegów) lub w osobnych pokojach (w przypadku dłuższych wyjazdów). Czy jednak pobyt w pustym, przytulnym domku na wsi/w górach nie będzie stwarzał zbyt silnych pokus, choćby miał i dziesięć oddzielnych pomieszczeń? Każdy, kto choć raz był w podobnej sytuacji, doskonale wie, o czym mówię.
A z drugiej strony: jeśli ktoś chce koniecznie brnąć w grzech, to może popełnić go nawet w swoim własnym domu, z rodzicami będącymi w pokoju obok. Gdzie leży więc ta granica, po przekroczeniu której niepotrzebnie narażamy się na grzech...?
Reasumując: problem wspólnych wyjazdów nie jest prosty ani w teorii, ani w praktyce. Nie istnieją (a przynajmniej autorowi niniejszego artykułu nie udało się ich znaleźć) ustalone kryteria, które mogłoby jednoznacznie ocenić dowolną sytuację. Co więc może być pomocą w takim wypadku? Najpewniejszy moralny „kompas”, który każdy ma zawsze przy sobie – nasze sumienie (pod warunkiem rzecz jasna, iż jest ono dobrze ukształtowane – ale to już temat na osobny artykuł...). Pozwala nam ono patrzeć na każdą sytuację przez pryzmat wiary, sprowadzając w zasadzie każdy problem do pytania: „Co na moim miejscu zrobiłby Jezus?” Jeśli szczerze odpowiemy sobie na to pytanie i będziemy się nim kierować w naszym postępowaniu, to możemy być pewni, że wszystkie nasze decyzje będą wynikać z prawdziwej miłości – zarówno do Boga, jak i do innych ludzi i nas samych. A stąd już prosta droga do świętości – której sobie i Wam życzę.