Jezus codziennie, w każdej chwili, zawsze schodzi do tego symbolicznego miasta ciemności, grzechu, do Jerycha, przechodzi koło mnie
Już niedługo w Kościele Powszechnym rozpocznie się Rok Wiary. Dla każdego katolika jest to zatem okazja i zaproszenie do refleksji nad „podwojami wiary (por. Dz 14, 27), które są dla nas zawsze otwarte”. Czy jednak pozwalam sobie przejść przez drzwi wiary, przekroczyć próg, zgłębiać to czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć…? I czy w końcu daję Bogu możliwość, by złożył dar wiary w moim sercu?
Jestem jak ślepiec z Jerycha. Czy doświadczam miłości? Bity, popychany, wyśmiewany, wytykany palcami, poniżany. Żebrak, nad którym nikt się nie chce pochylić, zapytać czy nie trzeba pomocy. – Dajcie mi choć okruszynę chleba! – Ulitujcie się nade mną! Jak głodny pies, który skomli na widok pożywienia. Pogarda zamyka serce człowieka. Lęk i niepewność zalewa człowieczeństwo… Obraz duszy niejednego człowieka. Czy niewidomy jest skazany na stagnację do końca życia? Proszę księdza, on się już nie zmieni. Mało to razy próbowałem i nic nie wychodziło. I znowu to samo. Nie da rady… wiedziałem. Jest coś dziwnego w zachowaniu tego żebraka z Jerycha. Wykracza trochę poza pewną logikę. Powiew łaski Bożej? Słysząc, że tłumy ludzi przechodzą zaczyna pytać, dowiadywać się. Ale cóż to!?! Patrzcie, co się dzieje. Bartymeusz! On zaczyna wołać! Uciszany, jeszcze głośniej krzyczy: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! (Łk 18, 38).
Pierwszy krok w kierunku wiary: pytać. Powinienem pytać, bo człowiek, który nie pyta jest obojętny. Taki człowiek nie żyje refleksyjnie, nie zastanawia się, nie ma swojego zdania. Taki człowiek nie ma także trudności w wierze i dlatego jego wiara nie może się rozwijać, nie ma możliwości rozwoju, bo nie ma żadnego namysłu. Tylko człowiek szukający, zadający sobie i innym pytania może rozwijać swoją wiarę, może dostrzec przechodzącego Jezusa. „Panie jeśli istniejesz daj mi siebie poznać”. „Jak to się stanie skoro nie znam męża?” „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczęśladu gwoździ…”
Ślepiec woła. Uciszany nie dość, że nie przestaje wołać , ale wręcz krzyczy: Jezu ulituj się nade mną (…) Panie, abym przejrzał. Kiedy wołam to znaczy, że idę już na całego. Zaczynam wyrywać się ze schematów. Wyciągam do Ciebie Boże ręce. Jak zeschła ziemia pragnie Cię moja dusza. Staję przed Bogiem z pustymi rękami, które są gotowe przyjąć nasiona, ziarno na zasiew, a nie takie, którym się wydaje, że mają już owoce na ofiarę. Ja sam z siebie nic nie mogę, ale On – Bóg może. Panie, powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja. Wiara jest oddaniem wszystkiego w ręce Boga. To On ma działać.
Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła. Czy to nie w tym właśnie momencie następuje szczególne doświadczenie miłości? Miłości, która się pochyla, która pragnie dobra, która leczy wszystkie rany, która podnosi z upadku, która sprawia, że wiara rośnie?
Niewidomy otrzymuje to, o co prosił. „Miłość Chrystusa przynagla nas…”. Szedł (potem) za Chrystusem wielbiąc Boga (…) Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu. Każda łaska rodzi postawę dziękczynienia. Cóż Ci oddam, Panie za wszystko, coś mi wyświadczył.
Jezus codziennie, w każdej chwili, zawsze schodzi do tego symbolicznego miasta ciemności, grzechu, do Jerycha, przechodzi koło mnie. Czy ja pytam, czy zastanawiam się, czy wyciągam ręce, czy wołam, czy z wiarą klękam przed majestatem Boga i mówię: Panie, abym przejrzał?
Wołam do Ciebie Panie, niech nad ranem dotrze do Ciebie moja modlitwa. Wołam do Ciebie w nocy mego życia i wiem, że zaświta światło poranka. I co będzie dalej? „Jezu, ufam Miłosierdziu Twemu”.