Skąd mam wiedzieć, że ta propozycja jest dla mnie, że jest faktycznie wolą Pana, abym ją podjął?
Oferta pracy
Solidna i renomowana firma Królestwo Boże zatrudni od zaraz osoby na stanowisko:
sługa w winnicy
Wymagamy od kandydatów: chęci do pracy, dyspozycyjności wobec propozycji Ducha Świętego, umiejętności słuchania, utrzymywania serdecznego kontaktu z Szefem firmy oraz współsługami, pragnienia ciągłego uczenia się by osiągnąć poziom służby Szefa, gotowości utraty wszystkiego co się posiada, pełnego zaufania do strategii gospodarczej prowadzonej przez firmę.
Gwarantujemy: umowę o pracę na czas nieokreślony, wynagrodzenie przekraczające potrzeby sługi, fachowe szkolenia pod kierunkiem najlepszego przewodnika i doradcy – Ducha Świętego, pełen pakiet potrzebnych do pracy „narzędzi”, darów i umiejętności.
Po zakończeniu pracy, Szef obiecuje przekazanie swojej firmy wszystkim Jego sługom.
Zainteresowanych tą ofertą prosimy o bezpośredni kontakt z Szefem na modlitwie lub Jego przedstawicielami w dowolnym miejscu na całej kuli ziemskiej.
Tak mogłoby wyglądać zaproszenie, jakie współczesnym językiem napisałby Jezus, gdyby dzisiaj chodził po ziemi i szukał ludzi chcących podjąć pracę dla Jego Królestwa. Myślę, że taka bezpośredniość przekazu wielu by zaskoczyła, może nawet wystraszyła albo wzbudziła lekki niepokój czy wręcz zgorszenie. Na szczęście Pan Jezus jest bardziej subtelny, delikatny i dyskretny w tych swoich zaproszeniach, które dziś kieruje do wchodzących w grono Jego uczniów. Jeśli bowiem jesteś uczniem Jezusa, to wcześniej czy później taką ofertę od Jezusa otrzymasz. Forma jest dostosowywana indywidualnie dla każdego.
Na początku, poza zaproszeniem: „Czy podejmiesz służbę dla Mnie w/dla…… (odpowiednie wpisać)?”, niewiele wiemy o czekającej nas drodze. Wielu z zaproszonych orientuje się w gwarancjach, wymaganiach i obietnicy Jezusa, o których mowa w w/w ofercie, po wielu latach służby :-). Jednak nie będziemy tym się zajmować. Nas interesuje co zrobić, gdy usłyszymy owo: „Czy podejmiesz…?”. Wtedy bowiem pojawia się pytanie: skąd mam wiedzieć, że ta propozycja jest dla mnie, że jest faktycznie wolą Pana, abym ją podjął – bo może to tylko moje ambicje, marzenia, nieuporządkowane pragnienia lub zwykła ludzka spychotechnika moich „współbraci”? Pytanie to jest ważne. Jeśli na nie sobie odpowiem, w pełnej wolności i uzyskam przekonanie (może z czasem), że do tej, a nie innej służby wzywa mnie Bóg, wówczas w chwilach trudnych czy kryzysowych będę miał siłę trwać „na stanowisku”.
Jakie zatem istnieją kryteria, które powinno się wziąć pod uwagę podczas rozeznawania podjęcia danej służby? Czy są jakieś uniwersalne zasady, którymi należy kierować się w tej sprawie?
Podjęcie posługi jest w pierwszej kolejności DECYZJĄ i to decyzją WIARY, która dokonuje się na modlitwie. To nie tylko decyzja woli. Mogę chcieć służyć, ale podjęcie konkretnej posługi (rodzaj, miejsce, sposób i czas) jest odpowiedzią na ZAPROSZENIE Ducha Świętego, jak u proroka Izajasza (por. Iz 6,1-8). Najpierw widzimy swoją niewystarczalność, skończoność, ułomność i słabość w konfrontacji z Bożą chwałą, a mimo to w duchu zawierzenia w łaskawość, wierność i mądrość Boga odpowiadamy: „Oto ja, poślij mnie!”.
Wchodząc w proces rozeznawania, trwając w klimacie modlitwy, dobrze jest zadać sobie kilka pytań.
Czy jest taka potrzeba?
Dotyczy ono zarówno małych, jak i dużych posług, które Duch Święty pozwala nam dostrzec, że „przydałyby się”. Może to być tak prosta rzecz jak ustawianie krzeseł na jakieś wydarzenie, czy przygotowanie kartek z tekstami Namiotu Spotkania na Dniu Wspólnoty dla tych, co zapomnieli Biblii, posprzątanie salki, posługa stołu podczas jakichś wspólnych spotkań, itp. itd. Może to dotyczyć też dużych spraw. Np. w ciągu kwartału spotykam osoby, które mówią mi o swoim pragnieniu służby na rzecz ubogich i pojawia się myśl o zawiązaniu Diakonii Miłosierdzia. Inny – mam fachowe wykształcenie językowe i poproszono mnie o poprowadzenie w ramach wolontariatu zajęć dla seniorów w parafii, których nie stać na naukę języka a mają takie pragnienie. Przykłady można mnożyć.
Czy podjęcie tej służby nie koliduje z moimi obowiązkami?
Odpowiedź na to pytanie nie zawsze jest prosta, gdyż pokrętna „czarna strona duszy” (czytaj: egoizm) zrobi wszystko, żeby odpowiedzieć na to pytanie: TAK, koliduje. :-) Zakładając jednak naszą gotowość do służby, warto sobie odpowiedzieć na to pytanie: czy nie zaniedbam czegoś z moich obowiązków zawodowych, domowych, rodzicielskich, małżeńskich. I nie chodzi tu o to, że być może trzeba będzie coś zmienić w swoim harmonogramie dnia, organizacji życia rodzinnego czy nawet zastanowić się nad zmianą pracy w pewnych uzasadnionych przypadkach, ale o to, co faktycznie rzuca się ewidentnie w oczy, np. ojciec rodziny ma natchnienie, żeby pojechać na misje i jest o tym głęboko przekonany, że tego chce od niego Bóg. Jednak pierwsze są jego obowiązki względem żony i dzieci, a wyjeżdżając obowiązki te zaniedba (chyba, że jest to pragnienie całej rodziny i jadą wszyscy).
Czasem jest sytuacja, że już jesteśmy w coś zaangażowani, a przychodzi zaproszenie do kolejnej posługi i wtedy potrzebna jest mądrość – czy to dobro do wykonania jest dla mnie, czy nie będzie to kosztem rodziny, pracy i relacji z Jezusem. Tak – relacji z Jezusem! Zdarza się, że można pomylić służbę z Tym, któremu służymy. Postawić na pierwszym miejscu fakt posługiwania a nie osobę Jezusa i zaniedbać modlitwę, sakramenty, kontakt ze Słowem Bożym. Dlatego tak ważna jest przestrzeń modlitwy w naszym życiu, aby w jej duchu rozeznawać swoje miejsce pracy w Bożej winnicy.
Czy mam konieczne do tej posługi „wyposażenie”?
Tu odpowiedź jest jeszcze trudniejsza niż na pytanie poprzednie. Czasami są sytuacje jasne: nie umiem grać na żadnym instrumencie i „słoń nadepnął mi na ucho”, zatem oczywiste jest, że za tworzenie diakonii muzycznej się nie zabiorę – co nie znaczy, że nie mogę komuś innemu zaproponować włączenia się do takiej posługi.
Może być jednak i tak, że posiadam umiejętność gry na instrumencie (nawet dobrą) i widzę potrzebę zawiązania owej diakonii, ale nie mam jasnego zaproszenia do tego zadania, choć np. podejmuję posługę muzyczną w czasie Mszy św., spotkań i czy rekolekcji – to akurat mój osobisty przykład :-).
Jednak zdarza się, że nie do końca widzę u siebie to wyposażenie w postaci darów, charyzmatów, umiejętności. Dzieje się to najczęściej wtedy, gdy propozycja podjęcia konkretnej służby przychodzi jako zaproszenie od osoby z zewnątrz lub jako rozeznanie wspólnoty, w której jestem. Wówczas cennym jest poprosić o uzasadnienie wyboru swojej osoby przez zapraszającego nas do posługi, żeby dostrzec to, czego nie widzę – ten Boży zamysł wobec mnie. Warto też prosić osoby nam życzliwe: przyjaciół, spowiednika czy kierownika duchowego o radę, o opinię, jak oni mnie w tym widzą. Wszystko po to, aby mieć jak najlepszy, najjaśniejszy ogląd, który pozwoli mi podjąć właściwą decyzję. Nawet jeśli widzę u siebie pewien niedostatek, brak do wykonania posługi, to nie oznacza, że nie jestem do niej wezwany. Przykłady: mogę nie umieć rozdzielać zadań we wspólnocie, ale mogę się tego nauczyć. Nie wiem jak przygotowuje się Dzień Wspólnoty, ale mogę o to zapytać i poprosić innych o pomoc. Nigdy nie byłem odpowiedzialny za diakonię, do której należę, ale przede mną byli inni i mogą mnie na początku w tym poprowadzić, jeśli o to poproszę.
Czy jestem gotów?
Czy jestem gotów zaufać, że Duch Święty wyposaży mnie w łaskę i dary konieczne do służby? Czy jestem gotów zaufać, że Bóg zatroszczy się wspaniale o każdą moją potrzebę i moich bliskich w czasie, gdy będę Mu służył?
Czy jestem gotów na stratę? Czy jestem gotów stracić siebie – swoje „ego”, swoją wizję posługi, swoje plany na życie, swoje ambicje, marzenia, wygodę, czas, siły, zdrowie, twarz, opinię i pieniądze? Co z tego jestem gotów stracić dla Jezusa?
Czy jestem gotów na porażkę? Porażkę mojej służby, nie zobaczenia owoców, na brak sukcesu, na kroczenie w ciemności, na bycie głupim dla Jezusa, na odrzucenie przez tych, którym służę? Czy jestem na to gotów?
Wysoka poprzeczka – ale nie jest sługa nad swego Pana. Czy jestem na to gotów?
Co mną kieruje?
To najważniejsze pytanie i dotyczy moich motywacji: dlaczego tą służbę chcę podjąć?. Jak przyjrzymy się sobie w prawdzie, to może się okazać, że „niezłe z nas ziółko” - bo „własny ogródek” przy okazji pracy na Bożej roli chcielibyśmy uprawić. A to poklasku nam trzeba, a to pochwały i zachwytu otoczenia, a to samozadowolenia „jacy to świetni jesteśmy i jak się poświęcamy” albo „kto zrobi to tak świetnie jak nie ja?”. :-)
A tak naprawdę chodzi w tym wszystkim o miłość!!! Jeśli znajdziemy w sobie miłość, wszystkie powyższe pytania nie będą nam potrzebne. By podjąć służbę w Królestwie Jezusa wystarczy wiara, która działa przez miłość i tego się trzymajmy. :-)