Z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka spotkałem się po raz pierwszy podczas rekolekcji I stopnia w Tyliczu. Podpisałem wówczas deklarację kandydacką, choć prawie nic nie wiedziałem na temat KWC, oprócz tego, ze jest to ruch abstynencki i jego celem jest wyzwolenie naszego narodu z alkoholizmu.
Nigdy nie miałem w rodzinie, ani wśród znajomych nikogo z problemami alkoholowymi. Dalszy wujek pije trochę ponad miarę, ale jest to na tyle daleka rodzina, ze nawet nie wiem, jak on wygląda.
Jednak miałem osobiście (i do tej pory mam) problemy z innym zniewoleniem. Jest to zniewolenie masturbacją. Trwa to już kilkanaście lat, nie pamiętam nawet, kiedy i w jakich okolicznościach się zaczęło.
Na rekolekcjach II stopnia Oazy Nowego Życia w Kosarzyskach usłyszałem wiele świadectw dotyczących KWC. Tam zagadnienie to było ukazane bardziej szczegółowo i bardzo wyraźnie. Wielkim autorytetem duchowym dla mnie stal się mój animator. Na oazie, za tchnieniem Ducha Świętego, podjąłem decyzje, ze podpisze deklaracje ponownie (miałem tego nie robić ze względu na zbliżające się 18. urodziny). Nie wiedziałem tylko, czy mam pozostać kandydatem, czy oddać się cały w ręce Maryi, Niepokalanej Jutrzenki Wolności. Podczas Dnia Wspólnoty w kościele w Krościenku na kolanach prosiłem o światło, które pokaże mi, jak mam postąpić. Podpisałem deklaracje członkowską. Idąc w procesji nie byłem pewien, czy robię dobrze. Dopiero będąc w odległości ok. 10 m od ołtarza, poczułem, ze za rękę złapała mnie koleżanka z oazy, Magda, która już wracała po złożeniu deklaracji. Ten półświadomy gest sprawił, ze przestałem się lękać. Przestałem się bać tego, co robię. Moje serce zaczęło radować się w Duchu. Już wiedziałem, ze właśnie tego Bóg ode mnie oczekuje w tym momencie. Dziękuję Bogu za to, ze pozwolił mi właśnie wtedy oddać się całkowicie pod Jego opiekę, gdyż prawdopodobnie później nie podpisałbym już deklaracji członkowskiej.
Intencja, w której podpisałem deklaracje jest wyzwolenie mnie samego i wszystkich mających problemy z grzechem nieczystości. Wiem, ze sama deklaracja nic nie znaczy. Trzeba włożyć wiele wysiłku, modlitwy, cierpliwości, wiary i wytrwałości, aby zobaczyć działanie żywego Boga. Mimo iż często jeszcze upadam, to widzę, ze Bóg mnie podtrzymuje i pomaga powstać. W każdym momencie, gdy pokusa jest silniejsza ode mnie i sam nie umiem sobie poradzić, On mi dopomaga, nawet, jeśli Go o to w danym momencie nie proszę. W praktyce wygląda to tak, ze, gdy mam ochotę zgrzeszyć, to albo zadzwoni telefon, albo ktoś zapuka do drzwi, albo nawet zawieje mocniej wiatr i mnie wystraszy. W tym wszystkim odnajduje Boże działanie. Wiem, ze samemu z bagna nie wyjdę, ale Jezus Chrystus, który oddal za mnie swoje życie na krzyżu, wyciągnie mnie. Potrzeba tylko wytrwałości w modlitwie i nadziei.
Ufajcie zawsze Panu, a On was nigdy nie zostawi samotnymi.