Pewien teolog sformułował kiedyś tezę, że współczesny Kościół jest "Kościołem śpiącym", bo zdecydowana większość wierzących wchodzi do niego śpiąc, jako małe dzieci. W tezie tej zawarta jest krytyka zarówno letniego podejścia do spraw wiary większości deklarujących przynależność do Kościoła, jak i faktu chrztu małych dzieci. O ile z pierwszą krytyką trudno się nie zgodzić, o tyle warto zastanowić się nad praktyką chrzczenia niemowląt.
Wątpliwości dotyczące chrztu dzieci pojawiają się nie tylko w skrajnych grupach protestanckich czy sektach, które zakładają wyłącznie chrzest dorosłych. Myślę, że pytanie o to, w jakim wieku powinno się chrzcić, w pewnym momencie stawia każdy chrześcijanin, który zastanawia się nad swoją wiarą. Bo z jednej strony ma Nowy Testament, gdzie z natury rzeczy brakuje rodzin chrześcijańskich od pokoleń. Z drugiej strony obecnie spotyka wielu ludzi ochrzczonych, z mniej lub bardziej wierzących rodzin, dla których chrzest jest nic nie znaczącym znakiem z przeszłości, całkowicie nie związanym z obecnym życiem. Ktoś podjął za nich decyzję, której sami na pewno by nie podjęli.
Tak się składa, że za kilka dni chcę prosić o chrzest naszego miesięcznego synka, dlatego temat chrztu małego dziecka jest czymś bardzo aktualnym w moim przeżywaniu wiary. Napiszę więc, z jakich powodów uważam, że Antek powinien być ochrzczony już teraz, a nie w wieku, kiedy będzie mógł sam zdecydować o swojej wierze.
Na początek sprawa historii. Zgadza się, że w Biblii wspomniani są z imienia wyłącznie dorośli przyjmujący chrzest. Niemniej w Dziejach Apostolskich i w kilku Listach jest mowa o ludziach, którzy "przyjmowali chrzest razem z całym domem", czyli z całymi rodzinami (i niewolnikami). Ponieważ poświadczone źródła historyczne milczą o tym, by dwadzieścia wieków temu popularny był częsty współcześnie model rodziny „dwa plus pies", należy z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że już w najpierwotniejszym Kościele dzieci były chrzczone. Natomiast z całkowitą pewnością można stwierdzić, że już w II wieku w rodzinach chrześcijańskich chrzest dzieci był praktyką powszechną, o czym wspominają żyjący wówczas pisarz Tertulian i św. Hipolit. A zatem jeszcze w czasach, gdy za wiarę w Chrystusa można było spotkać na arenie głodnego lwa, rodzice chrześcijańscy starali się dla swoich dzieci o dar tego sakramentu.
Tu można postawić zasadnicze pytanie: po co dziecku chrzest? Zapewne najczęściej udzielaną odpowiedzią byłoby: chrzest gładzi grzech pierworodny. Jest to odpowiedź prawidłowa, ale bardzo uproszczona i niepełna. Dlatego że całkowicie pomija najistotniejszy aspekt chrztu, mianowicie wiarę. Sprowadzenie chrztu do magicznego obrzędu „odczyniania uroku Adama i Ewy" pozbawia sakrament fundamentu wiary. Oczywiście nie chodzi o wiarę dziecka w tym momencie. W obrzędzie chrztu dzieci podstawą jest wiara rodziców. A częścią tej wiary, wyrażaną publicznie w sakramencie małżeństwa i chrztu jest pragnienie przekazania jej swoim dzieciom. W znaku chrztu rodzice składają w swoim dziecku ziarno wiary po to, by w przyszłości je pielęgnować i troszczyć się o to, aby dla dziecka wiara była z czasem coraz bardziej własnym wyborem, a nie tylko masą spadkową, czasem cenną, kiedy indziej kłopotliwą. To ziarno składane w sakramencie nie jest tylko ich intencją, lecz czymś dużo bardziej konkretnym, zaproszeniem Boga do życia dziecka tak mocnym, że na grzech pierworodny nie ma już w dziecku miejsca.
Pierwsze miesiące życia dziecka to dla rodziców czas trudny, a zarazem piękny. Nosząc Antka, szczególnie gdy w środku nocy jest bardzo spokojnie, nieraz zastanawiam się, jaki będzie w przyszłości. I bardzo zależy mi wtedy na tym, żeby był wierzącym człowiekiem, żeby Chrystus był dla niego Kimś najważniejszym. Chciałbym nauczyć go bardzo wielu rzeczy, ale na tej zależy mi najbardziej. I modlę się o to, by sakrament chrztu był dla niego początkiem drogi, na której kiedyś całkiem sam, bez pomocy i zachęt rodziców, pójdzie drogą Chrystusa.