Spróbujmy spojrzeć w całości na oazę I stopnia, zobaczyć wizję i naprawdę przemyślany plan, który ma poprowadzić uczestników
Jak długie powinny być rekolekcje? Oazowiczowi to pytanie może się skojarzyć z powracającymi co jakiś czas dyskusjami na temat skrócenia rekolekcji oazowych. Ktoś nie mający nic wspólnego z oazą pewnie bez zastanowienia powiedziałby: kilkudniowe. Ale gdyby to pytanie zadać twórcy samej idei rekolekcji czyli św. Ignacemu Loyoli, odpowiedź mogłaby nas zdziwić. Mianowicie rekolekcje ignacjańskie w pierwotnym zamyśle trwały 40 dni! Później dopiero podzielono je na kilka części. Co jednak ciekawe, w ostatnim czasie czterdziestodniowe rekolekcje ignacjańskie przeżywają renesans.
Jak to jednak jest z długością rekolekcji oazowych? Ks. Blachnicki początkowo prowadził kilkudniowe rekolekcje dla ministrantów zlecone mu przez kurię. Jak wiemy, był człowiekiem przekraczającym schematy, nie przyjmował więc bezkrytycznie powszechnej wówczas metody prowadzenia rekolekcji. Był świadom, że tradycyjne wykłady i milczenie nie będą przemawiać do chłopów ze szkoły podstawowej. Cały czas szukał jak najlepszego sposobu dotarcia do nich. W ten sposób stopniowo wypracował metodę zupełnie nową - metodę rekolekcji przeżyciowych, metodę oazy, która znalazła zastosowanie nie tylko u dzieci, ale również u młodzieży i dorosłych.
Jednym z elementów tej nowej metody była właśnie długość rekolekcji. „Rekolekcje przeprowadzone metodą przeżyciową, aby były skuteczne, nie mogą trwać trzy dni, ale co najmniej dziesięć dni lub dwa tygodnie" - stwierdził ks. Blachnicki. Był to element na tyle ważny, że choć kolejne rekolekcje odbywały się co roku od 1951 r. i choć stopniowo wprowadzano do nich nowe treści, za pierwszą oazę ks. Blachnicki uznał dopiero rekolekcje przeprowadzone w 1954 roku, które trwały dwa tygodnie.
Ta długość rekolekcji oazowych pociąga za sobą określone konsekwencje. 15 dni to sporo czasu i ten czas trzeba umieć zagospodarować. Nie da się przeżyć tylu dni w jednakowym napięciu, w nieustannie wielkim skupieniu uwagi. Stąd pewien rytm rekolekcji przewidziany przez podręczniki - niektóre dni mają charakter szczytów, inne stanowią czas jakby zwolnienia tempa i oddechu.
Skupmy się więc teraz na oazie I stopnia. Spróbujmy spojrzeć na nią w całości, zobaczyć wizję i naprawdę przemyślany plan, który ma poprowadzić uczestników przez 15 dni.
Przypomina mi się w tym miejscu rozmowa tocząca się w kręgu Domowego Kościoła, który kiedyś pilotowaliśmy. Oto pierwsza para, która pojechała na oazę, dzieliła się swymi przeżyciami. „To były rekolekcje o różańcu?" - padło w pewnym momencie pytanie/stwierdzenie z kręgu. „O różańcu?" - zdziwił się uczestnik oazy. „Nie, różańca tam nie odmawialiśmy". Dopiero po chwili, ustawiony do pionu przez żonę przypomniał sobie, że różaniec był odmawiany, codziennie jedna dziesiątka.
Ta wymiana zdań pokazuje pewną bardzo ważną prawdę: gdy z zewnątrz patrzy się na rekolekcje oazowe, na pierwszym miejscu widać tajemnice różańca, przy bliższym przyjrzeniu się jednak okazuje się, iż nie odgrywają one wcale tak wielkiej roli.
Tajemnice różańca stanowią warstwę najbardziej zewnętrzną. Niektórzy się dziwią, że w żaden sposób nie zmieniono programu rekolekcyjnego po wprowadzeniu przez Jana Pawła II tajemnic światła. Nie było to niezbędne, bo program wcale nie jest oparty na tajemnicach różańca, a treści tajemnic światła są nim od dawna obecne - najdobitniejszym przykładem jest piąty dzień, w którym mówi się o chrzcie w Jordanie. Przede wszystkim jednak dotychczasowe tajemnice wyznaczają najbardziej ogólne ramy rytmu rekolekcji. Tajemnice różańca dzielą mianowicie 15 dni oazy na trzy równe części. Najpierw jest część radosna - mocne wejście w rekolekcje, potem część bolesna - czas wyciszenia i zwolnienia tempa, na końcu część chwalebna - wielki, bardzo intensywny finał.
Bardzo dobrze to można zobaczyć, gdy przejdziemy do drugiej, już bardziej zasadniczej warstwy programu rekolekcyjnego. Jest nią mianowicie rok liturgiczny - przez 15 dni przechodzi się przez okresy liturgiczne, przeżywa główne uroczystości. W tajemnicach radosnych przeżywamy najpierw Adwent (liturgia w pierwszych dwóch dniach nie nawiązuje do tajemnic różańca), zaraz potem Boże Narodzenie i związane z nim święta (Ofiarowanie, Chrzest Pański). W tajemnicach bolesnych nie ma praktycznie żadnych uroczystości - liturgia zaczerpnięta jest z Wielkiego Postu i to (wbrew treści tajemnic) nie z jego części pasyjnej a części pierwszej, pokutnej. W dziesiątym dniu jest liturgia z Podwyższenia Krzyża Świętego. Tajemnice chwalebne natomiast to nagromadzenie uroczystości i świąt - Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha Świętego, święto Matki Kościoła (w dniu Wniebowzięcia). Już z tego zestawienia bardzo wyraźnie widać falujący rytm rekolekcji.
Kalendarz liturgiczny jest więc drugą warstwą programu rekolekcyjnego. Ale jest jeszcze warstwa trzecia - najbardziej fundamentalna, wynikająca wprost z tematyki danego stopnia.
Znów możemy podzielić całe rekolekcje na trzy części (ewentualnie na dwie - wtedy drugą by trzeba podzielić na dwie podczęści).
Pierwsze cztery dni I stopnia mają charakter ewangelizacyjny. Uczestnicy przypominają sobie albo poznają podstawowe prawdy ewangelizacyjne wyrażone w Czterech Prawach Życia Duchowego.
Ewangelizacja zawsze kończy się wezwaniem do podjęcia decyzji, do pójścia za Jezusem, powierzenia Jemu swojego życia. Tak samo jest na oazie I stopnia. Czwarty dzień oazy to dzień przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela, uczestnicy są w tym dniu wezwani do decyzji wiary.
Jest to najważniejszy dzień rekolekcji, swoisty punkt zwrotny, kluczowy moment w całym programie I stopnia, zamknięcie pierwszego etapu oazy.
Od piątego dnia zaczyna się drugi etap. Na czym on polega? Skoro w czwartym dniu jest wezwanie do podjęcia decyzji pójścia za Jezusem, zawierzenia Jemu, postawmy sobie pytanie, co dzieje się z człowiekiem, który uwierzy w Jezusa? Przychodzi do wspólnoty Kościoła, by prosić o chrzest i rozpoczyna katechumenat.
Oaza I stopnia - na którą jadą ludzie już ochrzczeni - jest rozpoczęciem deuterokatechumenatu. Nie kończy się on siłą rzeczy przyjęciem chrztu, natomiast jego szczytem jest uroczyste odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych podczas Triduum Paschalnego przeżywanego w formie rekolekcyjnej.
To jest po oazie, natomiast już na samej oazie I stopnia przeżywamy jakby deuterokatechumenat w pigułce. W podręczniku oazy czytamy: „Po przyjęciu Chrystusa jako osobistego Pana i Zbawiciela przez wiarę powinno w życiu chrześcijańskim nastąpić włączenie się do grona uczniów Chrystusa w celu poddania się systematycznej formacji w Jego szkole. Oazowa «grupa odkrywcza» musi odtąd coraz bardziej przybierać charakter grupy uczniów Chrystusa, cała oaza zaś charakter «szkoły Chrystusa»".
Począwszy od piątego dnia uczestnicy podczas rozmów ewangelicznych poznają prawdy będące treścią katechumenatu poczynając od kluczowego pojęcia życia kierowanego przez Chrystusa. Modlitwę powszechną na Mszy św. w dniach siódmym, ósmym i dziewiątym kończy specjalna modlitwa egzorcyzmu nad uczestnikami zaczerpnięta z obrzędów katechumenatu. To wszystko przygotowuje do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych wieczorem dnia dziesiątego.
Ten wieczór dziesiątego dnia jest właściwie wigilią dnia następnego - dnia Zmartwychwstania. W ogóle cały dzień dziesiąty, choć podejmuje temat śmierci Jezusa, rozważa go w kontekście śmierci dającej życie czyli bardzo wyraźnie podprowadza pod Zmartwychwstanie. Jako piosenkę dnia proponuje się „Wstań, który śpisz..."
To jest drugi szczyt oazy I stopnia, zamknięcie drugiego etapu. Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych odpowiada przecież momentowi przyjęcia sakramentów w katechumenacie. Człowiek, który uwierzył i przeszedł katechumenat, staje się członkiem Kościoła.
Napisałem, że ewentualnie można by mówić o drugiej części podzielonej na podczęści, gdyż przyjęcie sakramentów wcale nie kończy katechumenatu - katechumeni są następnie wprowadzani w praktykę życia Kościoła. Można więc powiedzieć, że zasadniczy przełom - podjęcie decyzji wiary - jest w czwartym dniu, dzień dziesiąty otwiera natomiast kolejny etap będący konsekwencją tej decyzji.
Trzecia część oazy, podobnie jak w katechumentacie, jest takim swoistym „wprowadzeniem w praktykę". Przede wszystkim przygotowuje do życia po rekolekcjach. Zachęca do podjęcia dalszej formacji, mówi o zasadach chrześcijańskiego wzrostu (rozmowa ewangeliczna w dziesiątym dniu), trwaniu w nowym życiu (rozmowa ewangeliczna w jedenastym dniu), głoszeniu Ewangelii jako zadaniu wierzących (rozmowa ewangeliczna w dwunastym dniu i wyprawy) i o byciu w Kościele (trzynasty dzień i rozmowa ewangeliczna w czternastym dniu).
Ten podział oazy na trzy części jasno pokazuje nam szczytowe, przełomowe dni I stopnia - dzień czwarty oraz dzień dziesiąty. Są to dni najważniejsze w całym programie rekolekcji. Ale, jak wspomniałem, finał oazy jest intensywny - kolejne dwa dni szczytowe są takie same na wszystkich oazach. W Zesłanie Ducha Świętego jest Dzień Wspólnoty - przeżycie Kościoła, wyjście poza wspólnotę rekolekcyjną. Wszystko kończy dzień Ukoronowania - ostatni dzień oazy, uroczyste zamknięcie przeżyć rekolekcyjnych.
Cała sztuka w prowadzeniu oazy polega na tym, by właśnie te cztery punkty wydobyć, wyakcentować, tak zrobić, by nie przesłoniły ich inne wydarzenia.
Dlaczego to jest ważne? Najpierw można wskazać na wymóg prostej uczciwości: jeśli ktoś jedzie na oazę I stopnia, to ma prawo oczekiwać, że będzie uczestniczył właśnie w takiej oazie, jaką zaplanował ks. Blachnicki, jaką proponuje Ruch Światło-Życie. Wspólnota wysyłająca swoich uczestników ma prawo spodziewać się, że przeżyją oni te same treści, które przeżywają i przeżywali wszyscy inni biorący udział w rekolekcjach I stopnia.
Przede wszystkim jednak trzeba powiedzieć, że oaza I stopnia daje znakomity fundament pod budowanie dojrzałej wiary. Świadoma decyzja pójścia za Jezusem, osadzona następnie w odnowieniu przymierza sakramentu Chrztu, we odnowieniu chwili kiedy zostaliśmy przyjęci do Kościoła to jest właśnie ten początek od którego powinno się zaczynać wszelką chrześcijańską formację. Zadaniem prowadzących I stopień jest, by właśnie ten fundament (a nie żaden inny) został położony.
Aby to zrobić, nie trzeba dokonywać niczego nadzwyczajnego. Przede wszystkim wystarczy wiernie realizować program rekolekcji. A realizując go zwracać po prostu uwagę, skąd i dokąd idziemy. Gdy sam przeżywałem mój I stopień, bardzo dla mnie istotne było wskazanie rankiem czwartego dnia, że właśnie dziś jest bardzo ważny moment w rekolekcjach. Wyakcentowaniu ważności czwartego dnia sprzyja inny jego układ - nabożeństwo ewangelizacyjne, Eucharystia wieczorem, procesja do źródła. Dobrym pomysłem jest też spotykanie się kilku oaz na wieczornej liturgii. W następnych dniach można po prostu wspomnieć raz czy drugi, że przygotowujemy się do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, że będzie to kolejny ważny punkt. Naturalnym momentem będzie choćby wspomniana modlitwa zamykająca modlitwę wiernych - trzeba przecież wyjaśnić, dlaczego nagle pojawia się modlitwa czytana z mszału i o co w niej chodzi. Ale oczywiście taki wątek prowadzenia może pojawiać się również w homiliach czy wprowadzeniach w jutrzni.
Pozostałe szczytowe dni rekolekcji - wspólne dla wszystkich oaz - akcentują się właściwie same. Dzień wspólnoty, jeśli tylko się go przeprowadzi zgodnie z programem, jest w istocie rzeczy samograjem. Wyjazd, spotkania z innymi - to wszystko sprawia już automatycznie, że ten dzień jest wyjątkowy. Kłopot może polegać tylko na tym, że niekiedy nie ma w okolicy innych oaz albo trzeba jechać do nich dość daleko. Warto poświęcić nieco trudu, by dotrzeć na prawdziwy, liczny dzień wspólnoty. Właściwie w każdym turnusie zdarzają się oazy, które do Krościenka potrafią jechać dobrze ponad 100 km - wiedząc, że tam dzień wspólnoty będzie przeprowadzony dobrze i będzie rzeczywiście spotkaniem Kościoła w całej jego różnorodności. Ale wspaniałe dni wspólnoty są praktycznie wszędzie, gdzie spotka się nawet kilka oaz.
Również ostatni dzień oazy wystarczy przeprowadzić według wskazań podręcznika. A więc w pierwszym rzędzie nastawić całą wspólnotę, że ma to być prawdziwe ukoronowanie a nie dzień schyłkowy czy pożegnalny. W tym dniu sumują się przeżycia całych rekolekcji i trzeba po prostu przyłożyć się do staranności liturgii i do uroczystej agapy. Godzina świadectwa właściwie dzieje się sama.
Tak naprawdę więc przede wszystkim powinno się zadbać o to, by wczytać się w program rekolekcji i wiernie go przeprowadzić.
W tym momencie niestety trzeba trochę miejsca poświęcić radosnej twórczości prowadzących oazy. Bo 15 dni rekolekcji rodzi takie niebezpieczeństwo. Niektórych aż korci, by - skoro jest tyle czasu - jakiś jeden czy drugi dzień zagospodarować po swojemu, co nieco odchodząc od założeń programu albo by rekolekcje „uatrakcyjnić" dokładając jakieś przeżycie. Tymczasem - powtórzmy - rekolekcje są dość precyzyjną konstrukcją. Jeśli dołożymy jakiś swój „szczyt", to wyprze on szczytowy punkt przewidziany przez Założyciela. Stanie się to tym łatwiej, że jeśli ktoś dokłada coś swojego, to jest do tej propozycji przywiązany znacznie bardziej niż do tego, co proponuje program i właśnie w tę swoją rzecz włoży najwięcej serca. Zaś szczytowych punktów z definicji nie może być zbyt wiele. Poza tym mocne przeżycie jednego dnia sprawia, że w następnym człowiek odruchowo raczej będzie nastawiony na kontemplowanie tego co przeżył, niż otwarty na nowe treści.
Zagrożeniem dla czwartego dnia może być dzień trzeci. Być może ktoś się oburza, że nie Narodzenie jest najważniejszym dniem w pierwszej części rekolekcji. Cóż, Boże Narodzenie obchodzimy 25 grudnia, a oaza nie ma tworzyć konkurencji dla tego święta (i dla żadnego innego). Wspominamy w liturgii i w różańcu tajemnicę Bożego Narodzenia i stanowi to punkt wyjścia do rozważenia trzeciego Prawa Życia Duchowego, które mówi o Jezusie przychodzącym po to, by wyzwolić z niewoli grzechu. Sprzeczne jednak z treścią tego dnia jest organizowanie jakiejś uroczystej Wigilii, jeszcze połączonej z łamaniem się opłatkiem, czy nawet nocnej pasterki. Jeśli zafundujemy sobie takie przeżycia, bardzo trudno będzie przeżyć następny dzień jako najważniejszy w całych rekolekcjach.
Inne „uatrakcyjnienie" - pojawiające się na oazach rodzin - to organizowanie pod koniec oazy wesela. Najpierw jest msza z odnowieniem przysięgi małżeńskiej a potem przyjęcie z zabawą, wystrojem sali i wszelkimi weselnymi zwyczajami, jakie przyjdą organizatorom do głowy. Gdy słucha się wspomnień o takiej oazie, to wesele jest momentem, o którym wszyscy opowiadają na pierwszym miejscu. Nic dziwnego - jest to przecież wydarzenie niezwykłe, robione z rozmachem, przywołujące najpiękniejszy dzień w życiu małżeństw. Któż nie chciałby przeżyć jeszcze raz swego wesela? Tyle, że wszystkie przeżycia i treści zamierzone na oazie przez ks. Blachnickiego giną w cieniu tej imprezy i jest realne ryzyko, że niewiele po nich zostanie.
Na przeciwległym biegunie zdarzają się propozycje całodziennych postów. Taki post też jest przeżyciem, też może zdominować doświadczenie oazy. A jeśli będzie miał miejsce w dziesiątym dniu na pewno stanie się ważniejszy niż wieczorne nabożeństwo odnowy Chrztu.
Oprócz tego możemy spotkać dodatkowe czuwania, nieprzewidziane programem nocne modlitwy - najczęściej gorliwość idzie w kierunku mnożenia przeżyć duchowych. Bywa też odwrotnie - że główną atrakcją rekolekcji staje się jakaś extra wycieczka. Oaza może (realizując oczywiście w całości program) wyjechać gdzieś, ale trzeba planować to rozważnie, zastanawiając się, jak wpłynie to na przeżycie całości rekolekcji.
Można wreszcie przeakcentować punkty przewidziane w programie. Pamiętam drogi krzyżowe z krzyżem tak wielkim i ciężkim, że cała oaza z najwyższym trudem go dźwigała, ze wspinaniem się na autentyczną górę i wbijaniem gwoździ przez wszystkich uczestników. Jakoś z takiej oazy kompletnie nie jestem w stanie sobie przypomnieć odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych.
Program przewiduje również na każdej oazie celebrację sakramentu pojednania. Ale naprawdę nie chodzi o to, by wszystkich nakłaniać spowiedzi generalnych i by to nabożeństwo trwało po wiele godzin.
Organizując i prowadząc oazę powinniśmy skoncentrować się na tym, jak najlepiej przeprowadzić uczestników przez szczytowe punkty rekolekcji wynikające z programu, a nie kombinować, co można by jeszcze do programu dołożyć.
Na koniec odpowiedzmy na pytanie: czy uczestnicy oazy po jej przeżyciu powinni być świadomi tego, jakie były jej punkty szczytowe? Niekoniecznie. Jako uczestnicy nie muszą przecież prowadzić analizy programu rekolekcyjnego. Ważne by odpowiednie punkty zaistniały z całą wyrazistością i nie były przesłonięte przez inne. Czy uwidoczni się to w świadomości uczestników, to zupełnie inna sprawa.
Podobnie nie możemy wymagać, by o tych akurat punktach mówiono na godzinie świadectwa. Duch wieje kędy chce i przemawia przez wszystko, co dzieje się na rekolekcjach. Świadectwa mogą więc mówić o wszystkim. To, że ktoś nie powie o przyjęciu Jezusa jako Pana i Zbawiciela nie oznacza, że tego momentu nie uzna (zwłaszcza z pewnej perspektywy) za przełomowy w swoim życiu.