Aniołowie

(154 -listopad -grudzień2007)

z cyklu "Czego uczy nas Tora?"

Pierwsze spotkanie Józefa z braćmi (Rdz 42, 1-38)

Karol Madaj

Głód nie ominął Kanaanu. Jakub „zobaczył” (BT - „dowiedział się”), że w Egipcie było zboże (w.1). Ujrzał je u sąsiadów, albo, jak chcą rabini, w wizji prorockiej. Był to dla niego bodziec do działania. Widzimy, że mimo podeszłego wieku nadal był głową rodziny. Zganił swoich dorosłych synów za brak inicjatywy i wysłał dziesięciu najstarszych „na zakupy” do Egiptu. (Beniamin, oczko w głowie ojca, nie został wysłany. Po stracie Józefa Jakub bał się rozstawać z drugim synem ukochanej Racheli.)

Tora daje nam tu już pierwszą lekcję: Gdy odkrywamy, gdzie można znaleźć niezbędną nam pomoc, powinniśmy udać się tam bez ociągania się, nie bacząc na trud czy wstyd. Tym bardziej, gdy pomoc potrzebna jest naszej duszy. Środki do życia duchowego możemy znaleźć w Chrystusie. Trzeba jednak do Niego przyjść i o nie poprosić. Tak jak bracia udali się do Józefa i pokornie prosili go o łaskę (w. 6).

Józef był władcą kraju i sam kontrolował sprzedaż zboża. Być może liczył na to, że prędzej czy później przybędzie do Egiptu jego rodzina. Gdy jednak nadeszła ta chwila, udał, że nie rozpoznaje braci. Potraktował ich surowo, nie z chęci zemsty - choć wiemy, że bracia w pełni zasłużyli na karę (por. Rdz 37) - ale dla ich nawrócenia. Podobnie Bóg czasem twardo rozmawia z tymi, których kocha (Ap 3,19), nie po to, by ich pognębić, ale by ich oczyścić z grzechów.

Józef kilkakrotnie zarzucił braciom szpiegostwo (w. 9.12.14.16). Zarzut był przerażający w swojej absurdalności. Synowie Jakuba bronili się, mówiąc, że są braćmi. Żaden ojciec nie wysłałby przecież dziesięciu synów razem na tak niebezpieczną misję. Józef ponowił zarzut, by dowiedzieć się czegoś więcej o Beniaminie, mógł bowiem podejrzewać, że i on został skrzywdzony. Gdy okazało się, że Beniamin żyje, kazał jednemu z braci go przyprowadzić. Zdaniem rabinów, nikt się nie zgłosił, gdyż wiedzieli, że ojciec nie powierzy żadnemu z nich życia najmłodszego syna. Józef - nadal grając groźnego władcę - wtrącił przybyszów na trzy dni do więzienia. Tam mieli okazję poznać strach, który towarzyszył Józefowi, gdy czekał na śmierć w studni (Rdz 37,24). Po upływie trzech dni, powołując się na szacunek wobec Boga Izraela, Józef złożył braciom łagodniejszą propozycję: tym razem tylko jeden z nich miał pozostać jako zakładnik w więzieniu, a reszta mogła zanieść żywność rodzinie.

Po trzydniowym rozmyślaniu braci ruszyło sumienie i dostrzegli w tych wydarzeniach karę za swoje dawne przestępstwo (w. 21). Józef, podsłuchując nieświadomych tego synów Jakuba, dowiedział się, że Ruben nie przyłożył ręki do sprzedaży i do tej pory nie wiedział, co naprawdę stało się z Józefem (por. Rdz 37,29n). Syn Racheli głęboko wzruszył się tą pierwszą oznaką nawrócenia braci. Jego plan nie był jednak skończony, a solidarność synów Izraela wypróbowana.

Józef wybrał na zakładnika Symeona, drugiego najstarszego z braci. To właśnie on, współtwórca masakry w Sychem (Rdz 34,25), zdaniem rabinów najgwałtowniej występował przeciwko Józefowi i teraz jego pokuta musiała być najcięższa. Ruben jako najstarszy byłby dobrym zakładnikiem, ale Józef nie uwięził go z wdzięczności za to, że nie przyłożył ręki do przestępstwa (w.22).

Bracia dostali od Józefa na drogę nie tylko ziarno, ale i pieniądze. Jednak ludzie o nieczystym sumieniu dobro mogą brać za zło. Bracia, odkrywszy pieniądze, pytali przerażeni: „Cóż to nam Bóg uczynił?”
(w. 28). Podobnie Jakub, gdy usłyszał, że Symeon stał się zakładnikiem (w. 29-35), podejrzewał, że bracia sprzedali go i powiedział: „We mnie przecież godzi to wszystko” (w.36). A przecież „to wszystko” Bóg zaplanował nie przeciw niemu, ale dla niego i dla jego rodziny. Nie tylko po to, by nie umarli z głodu, ale głównie dlatego, by na nowo zbudować psute przez lata rodzinne relacje.

Tora pokazuje nam tu, że także i my często traktujemy zsyłane nam przez Boga oczyszczenie jako karę. Gdy coś idzie nie po naszej myśli, gdy jesteśmy upokorzeni lub gdy straciliśmy coś, do czego byliśmy bardzo przywiązani, z reguły nie widzimy w tym danej nam od Boga szansy na zaparcie się siebie i zbliżenie do Niego. Jesteśmy jak Jakub, który myśli, że jego rodzina nie ma przyszłości, a on skończy w Szeolu (w.38). Podobnie jak Jakub nie wiemy, że ostatecznie to wszystko prowadzi nas do szczęścia jakiego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić (46,29n).

Karol Madaj