Trzeba się uczyć żyć ze Słowa, zasłuchać się w Słowie, rozkochać się w słuchaniu
„Światło, nosisz je w sobie…” brzmią słowa jednej z popularnych piosenek. Zgodzę się, że to prawda. Ale czy cała prawda? Nasz ojciec Franciszek wysnuł z matematyczną precyzją tezę, że tylko dwie piąte części światła pochodzą z nas. Zacznijmy jednaj od uściślenia pojęć. Rzecz jasna, mowa tutaj nie jest o świetle w sensie zjawiska fizycznego. Jak dowodzi zacytowany wyżej tekst piosenki, światło rozumie się w ludzkim języku również jako coś abstrakcyjnego – jakąś siłę, energię wewnętrzną, pierwiastek duchowy. Jedno z pierwszych zdań Biblii opowiada o świetle: „Bóg, widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności” (Rdz 1,4). W naturalny sposób światło kojarzymy z dobrem. Ciekawe, że o ciemności Pan Bóg nie powiedział, że jest dobra. A nazwał ją nocą. „Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności” (1 J 1,5b).
Człowiek czuje się niepewnie, gdy ogarniają go tzw. egipskie ciemności, nie jest wówczas w stanie wykonać najprostszych czynności, niekiedy sparaliżowany tak, że nie potrafi zrobić jednego kroku. Uporczywie szuka światła, żeby poczuć się bezpiecznie i móc normalnie funkcjonować. Nie powiem niczego odkrywczego, jeśli analogicznie przełożę tę sytuację na grunt duchowy. Aby człowiek mógł podejmować decyzje i działać, potrzebuje światła. Rozeznawanie kojarzy się bezwzględnie ze światłem.
Idąc dalej tropem tej analogii i wiążąc ją z naszym charyzmatem, którego absolutną podstawą jest rzeczywistość fos-zoe, możemy powiedzieć, że nie ma życia (takiego, o które nam idzie a więc pełnego, życia w obfitości) bez światła, że życie rodzi się ze światła, że życie to światło wcielone.
Przyjrzyjmy się zatem temu światłu tak, jak je widział i rozumiał Sługa Boży (co zostało przez niego wyłożone w jednej z katechez do rekolekcji ORD). Jak wspomniałam, światło według ojca Franciszka zostało rozszczepione na pięć części.
ROZUM – światło na płaszczyźnie naturalnej
W to światło człowiek jest wyposażony z definicji, ponieważ w odróżnieniu od innych istot żywych jest istotą rozumną. Naturalne poznanie rozumowe sprawia, że nie kierujemy się instynktem, popędem i emocjami. Światło rozumu oddziałuje wprost na naszą wolę, która mu się poddaje jako władzy nadrzędnej w stosunku do uczuć i popędów.
Co się dzieje, jeśli osoba, delikatnie mówiąc, ma w nosie światło rozumu? Ano najczęściej robi rzeczy głupie i prymitywne. Niekiedy mówi się, że ktoś ma zaćmienie umysłu. Może być jeszcze taka sytuacja, że ktoś robiąc rzeczy głupie i prymitywne, używa rozumu, żeby wytłumaczyć sobie i innym, że to co robi jest słuszne. Stąd w historii świata powstawały różne ideologie, które przyjęły u podstaw jakieś błędne założenia, jakąś nieprawdę, i w ten sposób sprowadzały ludzi na manowce. Franciszek Blachnicki fascynował się zagadnieniem życia w prawdzie. „Tragedią człowieka jest jego zdolność do takiego wypaczenia swojej wewnętrznej postawy, że dochodzi do życia poza prawdą, a wtedy staje się niewolnikiem swoich namiętności”.
Poszłam w stronę przykładów negatywnych. Wróćmy do pozytywnej roli rozumu. Przyjmując, że człowiek staje w fundamentalnej postawie szczerości z samym sobą i światem, jest w stanie na podstawie samego tylko światła rozumu niejako oddzielić prawdę od fałszu. To nazywa się prawem naturalnym
SUMIENIE – światło duszy
O wyrzutach sumienia mówią nie tylko ludzie wierzący. Sumienie jest również naturalnym narzędziem, w które wyposażony jest człowiek, istota rozumna, jak również duchowa. Ojciec Franciszek nazywa sumienie „prawdą, zapisaną głęboko we wnętrzu człowieka, prawdą dotyczącą poznania dobra i zła”. Sumienie jako delikatny głos, dobywający się z serca, nakłania do dobrego, a przestrzega przed tym, co złe.
Tu trzeba zwrócić uwagę na bardzo istotną rzecz. Można o to światło dbać, czyli być człowiekiem wyczulonym na głos sumienia, a można też je kompletnie zignorować, czyli głos sumienia zagłuszyć i postępować wedle zachcianek i namiętności. Pan Jezus przestrzega przed stanem choroby sumienia: „jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!” (Mt 6,23b)
SŁOWO BOŻE – światło przyjęte przez wiarę
Uwaga, teraz przekraczamy granice natury. Przechodzimy do światła nadprzyrodzonego. Tym światłem nadprzyrodzonym jest Bóg, który objawia się człowiekowi przez Swoje Słowo. Jakże prawdziwe są słowa z Listu do Rzymian: „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17).
Chciałabym porównać to światło Słowa Bożego do świetlistego rydwanu, na który człowiek z własnej nieprzymuszonej woli wsiada i pozwala się wieźć przez życie – i ta podróż nazywa się historią zbawienia. Człowiek jest w nieustannym dialogu wiary z Bogiem, który objawia się w Słowie. Tego trzeba się uczyć, żyć z wiary, żyć ze Słowa, zasłuchać się w Słowie, rozkochać się w słuchaniu i tak się na nim oprzeć, że choćby wszystkie uczucia i rozum mówiły, że Boga nie ma, to wiara w Jego Słowo i obietnice utrzyma człowieka przy życiu.
Tutaj jest jedna bardzo ważna sprawa, którą podkreśla Ojciec Franciszek. Można znać Słowo, ale nie poddawać się Jemu. W tym właśnie miejscu rozgrywa się dramat wolności człowieka. Tu do głosu dochodzi genialny postulat światło-życie, który
domaga się tego, żeby całe swoje życie poddać wymaganiom Bożego planu zbawienia. Bóg ma plan w stosunku do naszego życia i my chcemy je przeżywać zgodnie z tym planem, który poznajemy przez wiarę, przyjmując Słowo Boże.
JEZUS CHRYSTUS – moim światłem i życiem
Tak sobie właśnie pomyślałam, że trzy powyższe źródła światła mogą nas łączyć z Żydami, natomiast dwa następne są właściwe już tylko chrześcijanom.
Pierwsze źródła wystarczyłyby do życia, gdyby nie rzeczywistość grzechu, która nas pogrąża w ciemności. I na nic zda się rozum, sumienie, i nawet Słowo Boże, „przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12b), bo człowiek nie jest w stanie unieść ciężaru swojego grzechu. Jezus Chrystus jest jedyną światłością, której ciemność nie ogarnęła. Tylko poddanie się tej światłości gwarantuje nam, że w naszym życiu może się dokonać jedność światła i życia. Na czym polega to poddanie się światłu Chrystusa? Według ojca Franciszka to życie w egzystencjalnym zjednoczeniu z Jezusem, na wzór św. Pawła: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).
KOŚCIÓŁ – „lumen gentium”
Soborowa konstytucja o Kościele nazywa go „światłością narodów”. Historie wielu nawróceń pokazują jasno, że ludzie szczerze szukający prawdy odnajdują ją w Kościele katolickim i po wielu burzach intelektualnych i niepokojach sumienia znajdują w nim ukojenie. Pan Bóg tak bardzo się o nas zatroszczył. Wie, że człowiek ma tendencję do błądzenia. Dlatego daje mu wspólnotę, która strzeże depozytu wiary i chroni światło Boże przed zaciemnieniem. Jedyny warunek, że to zadziałało w moim życiu: zaufanie i posłuszeństwo. Bezwarunkowa miłość do Kościoła to nie ciemnogród ale czysty światłogród.
Ojciec Franciszek stawia diagnozę, że „podstawowym problemem współczesnego świata jest dezintegracja, rozbicie człowieka a poprzez człowieka – życia społecznego, w którym ciągle odczuwamy brak jedności i jakąś schizofrenię, która przybrała wymiary społeczne”. Antidotum są ludzie, których prawdziwie będzie można nazwać dziećmi światłości.