Spokojnie, w tytule nie ma błędu drukarskiego ani przejęzyczenia autora, ani tym bardziej herezji. Jest to całkiem zamierzona i zupełnie celowa zamiana pierwotnych słów wypowiedzianych wobec Anioła przy Zwiastowaniu. I chociaż na początku wydaje się, że to dziwna zamiana, jednak po chwili refleksji okazuje się, iż użycie słowa „uczennica” zamiast „służebnica” nie jest wcale bezzasadne. Maryja jako Służebnica Pańska, decydując się twierdząco odpowiedzieć na Bożą propozycję, przyjmuje również związany z nią obowiązek uczenia się Bożej wizji świata i wizji Jej osobistej przyszłości. Przecież zaskoczona chce wiedzieć: „Jakże się to stanie...”. Powszechnie wiadomo, że uczenie polega na stawianiu mądrych pytań i szukaniu na nie mądrych - co wcale nie znaczy wygodnych - odpowiedzi. Maryja jest więc Tą, która zadaje pytanie i otrzymuje odpowiedź. Realizacją tej odpowiedzi będzie całe życie Bożej Rodzicielki. Jednocześnie taka postawa Dziewicy z Nazaretu pokazuje człowiekowi, że prawdziwa służba nierozerwalnie związana jest z koniecznością ciągłego uczenia się. Nie można uczyć się nie służąc i nie można służyć nie ucząc się. Jeżeli jedno jest pozbawione drugiego dochodzi do rutyniarstwa lub zaskorupienia.
Powszechnie uważamy, że czynność „uczenia się” zarezerwowana jest dla ludzi w młodym wieku, podlegającym tzw. „obowiązkowi szkolnemu”. I chociaż zdawałoby się, że na tym etapie można zakończyć edukację, to jednak każdy otwarty umysł nie ograniczy się tylko do wiedzy zdobytej w szkole i to jeszcze na szczeblu podstawowym czy nawet gimnazjalnym. Mądrzy ludzie mówią, że „człowiek uczy się przez całe życie, a i tak głupim umiera”, co wcale nie powoduje rezygnacji ze zdobywania coraz to nowej wiedzy i umiejętności. Uczymy się korzystając z mądrości i doświadczeń, które są bogactwem całej ludzkości i zostały wypracowane przez naszych przodków, ale też bazując na własnych odkryciach i spostrzeżeniach przyswajamy sobie nową wiedzę, bądź gruntujemy tę zdobytą wcześniej. Każdy człowiek staje przed nieustanną koniecznością uczenia się. Nie jest to jednak perspektywa, która miałaby przerażać. Raczej pozwala ona dostrzec ciągłą możliwość rozwoju i przekraczania siebie. Nie wolno jednak zapomnieć, że chociaż powszechne jest twierdzenie, iż uczymy się dla siebie, to jednak nasza wiedza i umiejętności mają służyć pożytkowi wspólnemu. Skrajnym przejawem egoizmu byłoby gromadzenie wiedzy i zatrzymywanie jej dla siebie. Nawet będąc uczniem, czyli zbierając dopiero swoją mądrość, nie powinno się rezygnować z konfrontowania jej z innymi. Taka konfrontacja pozwala nie tylko uniknąć błędów ale umożliwia poszerzanie horyzontów i pełniejszy rozwój osobowy.
Kiedy zastanawiamy się co znaczy być Chrystusowym uczniem, trzeba nam szukać w historii takich osobowych wzorców, które spotykając Chrystusa na swojej drodze nie tylko przyjmowały Jego naukę jako oczywistość ale chciały się uczyć, jak ją mają realizować. Cały Stary Testament jest przepełniony postaciami „uczącymi się” Pana Boga , ale też jest w nim wiele takich osób, które nie mają najmniejszej ochoty uczyć się czegokolwiek. Szukając w Nowym Testamencie znajdziemy również osoby, których postawa jest nieustannym uczeniem się Chrystusa. Pierwszą z nich jest właśnie Ta, która odpowiedziała Aniołowi: „oto ja służebnica....”.
Maryja uczyła się Boga jeszcze przed zwiastowaniem. Może właśnie dlatego często w scenie pojawienia się Bożego Wysłańca Maryja przedstawiona jest jako ta, która trwa w rozmodleniu lub lekturze. Można by pokusić się o stwierdzenie, że Maryja się uczy. Przy czym jedno nie przeszkadza drugiemu, bo przecież można się uczyć modlitwy, rozmyślania, bycia z Bogiem. Pewnym jest natomiast, że odpowiedź dana Bogu była dla Matki Najświętszej wielkim wezwaniem do nauki macierzyństwa, ale też prawdziwej służby opartej na całkowitym oddaniu i wskazaniem drogi trudnych, ale prawdziwych odpowiedzi. Maryja, jak każda matka jest tą, która pierwsza uczy się swego dziecka - Chrystusa, wtedy kiedy nosi Go pod swoim sercem. „Uczy się” Go wtedy, gdy przyszedł czas rozwiązania w Betlejem, wtedy gdy przemawiał w świątyni, gdy umiera na krzyżu i gdy zmartwychwstały przysyła Ducha Pocieszyciela. Maryja jak sumienny uczeń nie opuszcza Nauczyciela nigdy. Nie chodzi na wagary a powierzone zadania odrabia sumiennie „rozważa-jąc wszystko w swoim sercu”. Pragnie być przy swoim Synu zawsze i w każdej sytuacji, słuchając, wyciągając stosowne wnioski i postępując ciągle w swoim rozwoju. Maryja jest wzorem dla wędrujących za Chrystusem uczniów czyli dla nas. Spoglądając w Jej stronę uczeń rozumie co znaczy czynić wszystko cokolwiek powie Syn. Odkrywa jak iść przez życiowe doświadczenia nie załamując się, a wręcz przeciwnie, czerpiąc z nich siłę na dalszą drogę.
Będąc gorliwą Uczennicą Maryja jednocześnie staje się więc nauczycielką każdego człowieka. Wiedza i mądrość, które są jej udziałem nie zostają zatrzymane dla Niej samej. Ona jak najlepszy pedagog ma świadomość, że wiedza rozdawana innym może być „początkiem mądrości”. Dlatego właśnie pragnie dzielić się z ludźmi swoim doświadczeniem Boga i dlatego ludzkość tak ufnie do Niej przychodzi po naukę i pomoc. Jest przecież Matką gotową pomagać nieustannie, jak dobry nauczyciel, który nie limituje czasu poświęconego uczniom dźwiękiem dzwonka ale stanem zdobytych umiejętności.
Dzisiaj, kiedy obserwujemy kryzys nauczania i niechęć do przyswajania sobie wiedzy, cierpliwość i delikatność Bożej Nauczycielki powinna być tęsknotą niejednego nauczyciela, a wytrwałość i otwartość w zdobywaniu mądrości dążeniem każdego ucznia, tak aby każdy człowiek mógł uczciwie powiedzieć: „oto ja uczennica, albo oto ja uczeń pański...”. Jednocześnie autor powyższych słów nieustannie zadaje sobie pytania: „na ile Maryja jest dla mnie wzorem ucznia?” i „jakim ja jestem uczniem?”. Autor ośmiela się jednocześnie zaprosić do takiej refleksji wszystkich, którzy czytają te słowa, życząc prawdziwych i dobrych odpowiedzi.