Diakonia

(178 -kwiecień2011)

Ołówek

Anna Pełka

Diakonia jako życiowa postawa

Odnoszę wrażenie, że często spłaszczamy rozumienie diakonii zawężając je do aspektu zadaniowego. Dokument ubiegłorocznej Kongregacji Diakonii wymienia kilka możliwości rozumienia diakonii, które funkcjonują równolegle, tzn. diakonia jako życiowa postawa, jako rodzaj działalności w Kościele oraz jako grupa osób. Chciałabym dłużej zatrzymać się przy tym pierwszym. W Akcie Konstytutywnym Ruchu mamy takie słowa "Jesteśmy przekonani, że całe dzieło Oazy opiera się na zrozumieniu tej tajemnicy i nie ma ono innego celu, jak wychowywanie swoich uczestników do coraz głębszego zrozumienia i zrealizowania postawy posiadania siebie w dawaniu siebie Chrystusowi i braciom" i kawałek dalej "o tyle tylko staniemy się Oazą Żywego Kościoła, o ile w zjednoczeniu z Tobą będziemy realizować postawę służby i oddania się Chrystusowi w Jego Kościele."

Zwróćmy uwagę na to, że dwukrotnie przywołana postawa oddania się Chrystusowi. Bez tego można sobie darować wszelkie inne wysiłki, nawet zaangażowania w dziesięć różnych diakonii od rana do nocy. One będą jak brzęcząca miedź albo brzmiący cymbał. Nie chodzi o to, aby nigdy nie doświadczać już jakiejś formy interesowności – od tego się pewnie nie uwolnimy, możemy co najwyżej modlić się słowami Sługi Bożego: Wyzwól mnie, upraszając moc do zwyciężania egoizmu w przyjmowaniu krzyża i do życia dla Światła, dla Boga i braci przez bezinteresowną i miłość.

Chodzi o to, aby każdego dnia powierzać swoje życie Temu, który sam pokazał, na czym polega służba i stał się posłusznym aż do śmierci (Flp 2,7-8). Mamy przecież pełnić diakonię na wzór Chrystusa Sługi. Tu objawia się też wielka tajemnica oddania życia, po to, aby „więcej żyć”. Jeśli oddam komuś długopis, komputer, samochód, to może komuś sprawię przyjemność, ale sama tracę ten przedmiot bezpowrotnie. Nie ma sensu oddanie połowy długopisu czy komputera, bo działa tylko całość. Jeśli oddam całe życie Chrystusowi, dzieje się znacznie więcej. Benedykt XVI wypowiedział takie słowa "Nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej."

Nasza droga do diakonii i trwanie w niej musi być codziennym oddawaniem się Chrystusowi! Nie traktujmy tego jako teorii! Nie chodzi o to, aby wiedzieć, że mam oddawać życie, ale żeby rzeczywiście życie ofiarowywać. Jezus Chrystus nie jest konkurentem dla naszych przestrzeni życiowych. Wspominam o tym, bo czasem wykonujemy wykresy, ile na co przeznaczamy czasu i oddzielamy sfery, które powinny się przenikać (Bóg i różne inne: rodzina, praca, znajomi, zaangażowanie społeczne). A przecież Jezus działa we wszystkich obszarach naszego życia.

Jeszcze sprawa oddawania siebie braciom. Tu chyba jeszcze częściej bronimy się przed oddawaniem, a przecież nie chodzi o niewolnictwo, utratę niepodległości czy tożsamości, więc skąd te opory? W różnych tekstach, gdy mowa o służbie, dodawany jest przymiotnik „bezinteresowna”. Pewnie dlatego, że można stwarzać pozory służby, wypełniać dobre uczynki, ale interesownie, oczekując zysków: samozadowolenia, pochwały, dobrej opinii. Jednak nasza diakonia ma być bezinteresowna. Tylko taka ma sens i tylko taka ma być naszym celem. „Bezinteresowna” oznacza, że nie pełnię jej ze względu na spodziewane gratyfikacje. „Bonusy” wprawdzie uskrzydlają nas i dlatego dobrze, że są, ale nie powinny być motywacją, z powodu której podejmuję zadanie.

Trwanie na drodze diakonii będzie często wymagało poświęcenia czasu, np. kosztem rezygnacji z innych własnych planów. Może przyjdzie nam nie jeden raz zmierzyć się także z koniecznością ustąpienia komuś (bynajmniej – nie miejsca w autobusie). „Posiadać siebie w dawaniu siebie” – to znaczy, że nie zapanuje nad swoim życiem, będzie mi się wymykać, będzie niepełne, jeśli zabraknie w nim dawania. Wychowujmy też innych do takiej postawy, przypominajmy wzorce.

Jeśli tak będzie, to będziemy mieli też ludzi zdolnych do długofalowego zaangażowania i pracy w zespołach diakonijnych, zdolnych do pokonywania wszelkich trudności. Przypomina mi się tutaj filmik Pixara „Partly cloudy”, który krąży od jakiegoś czasu w sieci (można obejrzeć np. na http://vimeo.com/7844978). Kilkuminutowa kreskówka opowiada o tym, jak nieco spersonifikowane chmury „produkują” dzieci, kociaki, szczeniaki i inne maluchy, a bociany roznoszą je do odpowiednich adresatów. Głównym bohaterem jest bocian przypisany do chmury, która produkuje same trudne przypadki, np. agresywnego krokodylka czy kłującego jeżyka. Bocian ma o wiele trudniejszą misję, niż jego koledzy, bo zawsze solidnie obrywa od tych niebezpiecznych przesyłek, traci kolejne piórka. Chociaż widzi, że inni maja łatwiej, nigdy nie rezygnuje ze swojej misji, pełni ją z poświęceniem i jednocześnie z radością. Nie ośmieliłabym się zachęcać nikogo do naśladowania bocianów z kreskówek, ale do wierności w wypełnianiu swojego powołania, swojej diakonii – jak najbardziej.

Aby oddać się Jezusowi Chrystusowi i braciom potrzebujemy mocy Ducha Świętego, bo to On nas uzdalnia do spalania się, czynienia daru z samego siebie, do naszej misji. W dokumencie „Charyzmat i duchowość Ruchu Światło-Życie” czytamy "Wszczepienie w postawę Chrystusa Sługi przez namaszczenie Jego Duchem zapewnia Ruchowi Światło-Życie wewnętrzne i dynamiczne skierowanie ku wielkiej jedności planu Ojca w mocy bezinteresownej służby."

Na zakończenie chciałabym posłużyć się pewnym obrazem. Usłyszałam podobny przykład kilka lat temu, a teraz pozwolę sobie zaadaptować do tematu diakonii. Wyobraźmy sobie ołówek…. Ołówek ma „wnętrze”, czyli wkład, grafit. Co jest naszym wnętrzem w diakonii? Na pewno całe nasze wyposażenie duchowe, mentalne, wszystkie nasze talenty, którymi możemy służyć. Ołówek zostawia ślad na papierze – to są nasze dzieła, które podejmujemy, to wszystko, co widać na zewnątrz. Ale ten ślad zostawiamy dzięki wnętrzu :). I dalej… ołówek aby wypełniał swoją funkcję musi być w czyimś ręku. Sam z siebie nic nie napisze. I tu jest właśnie miejsce na to oddawanie życia Chrystusowi – mamy być w Jego dłoni, abyśmy skutecznie „działali”. Czasem bywa tak, że ołówek od swojej intensywnej działalności stępi się albo złamie. I wtedy można go zatemperować. To pokazuje nam, że trzeba nieustannie dbać o swoją kondycję (duchową i fizyczną, a jakże – chyba każdemu narzucają się odpowiednie sposoby? No i ostatnia sprawa – jeden ołówek łatwo jest złamać, kilka znacznie trudniej. Jeśli w pełnieniu diakonii pracujemy w zespole to jest to po prostu ze wszech miar korzystne: objawia się kolegialność, pomocniczość, solidarność – wszystkie zasady pełnienia diakonii. A i na zwykłe, ludzkie wsparcie można liczyć.