Posłuszeństwo

(221 -maj -czerwiec2018)

O sumieniu

o. Bartłomiej Parys SVD

W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny

O sumieniu mówią zarówno wierzący jak i ci, którzy określają się jako będący poza światem wiary. Pewną oczywistością dla ludzi wierzących wydaje się być to, że powinni postępować zgodnie ze swoim sumieniem.  W naszej formule życia Światło-Życie, jednym z źródeł życiodajnego światła jest również światło sumienia. 

Sprawa wydaje się więc być stosunkowo prosta. Czy tak jest rzeczywiście? I tak, i nie. Przyjrzyjmy się więc nieco bliżej kwestii podążania za głosem sumienia oraz pojęciu w ostatnim czasie głośnym, choć wcale nie nowym, jakim jest tak zwana autonomia sumienia.

Klasyczny tekst soborowy, który opisuje współczesne rozumienie sumienia ludzkiego znajdujemy w 16 punkcie soborowej konstytucji „Gaudium et Spes”: 

"W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony. Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa."

Kościół jednak w swoim nauczaniu o sumieniu uznaje, że nie każde sumienie w człowieku musi być właściwie uformowane. Sumienia mogą chorować, mogą być zaślepiane przez idolatrię własnego egoizmu a w konsekwencji prowadzić człowieka na manowce. Własne sumienie można zatwardzić tak, aby nie słyszało głosu Bożego objawiającego się w prawie i porządku moralnym. O ile więc wezwanie do posłuszeństwa głosowi własnego sumienia jest istotnie wiążące dla człowieka, to jednak człowiek nie jest zwolniony z obowiązku rozwijania własnego sumienia. Katechizm Kościoła Katolickiego pisze o tym w następujących słowach: 

"Wychowanie sumienia jest nieodzowne w życiu każdego człowieka, który jest poddawany negatywnym wpływom, a przez grzech – kuszony do wybrania raczej własnego zdania i odrzucenia nauczania pewnego. Wychowanie sumienia jest zadaniem całego życia. Od najmłodszych lat wprowadza ono dziecko w poznawanie i praktykowanie prawa wewnętrznego, rozpoznawanego przez sumienie. Roztropne wychowanie kształtuje cnoty; chroni lub uwalnia od strachu, egoizmu i pychy, fałszywego poczucia winy i dążeń do upodobania w sobie, zrodzonego z ludzkich słabości i błędów. Wychowanie sumienia zapewnia wolność i prowadzi do pokoju serca" (KKK 1783-1784).

Powinniśmy więc podążać za głosem własnego sumienia i ono powinno być naszym kompasem w podejmowanych wyborach oraz oświecać spojrzenie na nasze dokonane już wybory i czyny. Czy więc oznacza to, że sumienie człowieka jest całkowicie autonomicznym podmiotem? Głosy, które ku takiej wizji się kierują, pojawiają się w kościelnych kręgach. Nie są to wcale głosy nowe, choć obecnie w związku z ożywioną dyskusją wewnątrzkościelną po opublikowaniu „Amoris Letitia” bywają bardziej słyszalne. 

Gdzie leży istota problemu? Chodzi o dwie wizje życia i podążania za sumieniem, z których pierwsza uznaje prymat sumienia ludzkiego a druga jego autonomię. Jakkolwiek wydają się te stwierdzenia bliźniacze, to nie są one identyczne. Pierwsze bowiem zakłada (jak wcześniej mogliśmy zobaczyć to w słowach Konstytucji Duszpasterskiej Vaticanum II) iż sumienie jest przestrzenią recepcji prawdy, choć ta recepcja może być zaburzona. Druga wizja natomiast stawia sumienie w roli twórcy prawdy oraz definiowania dobra i zła. 

Kwestia ta stała się na tyle paląca w latach 90. ubiegłego wieku, że była bardzo szeroko opisana i poddane krytyce przez św. Jana Pawła II w encyklice „Veritatis Splendor”. Nieprzypadkowo encyklika adresowana jest wprost do biskupów Kościoła. Papież bowiem miał świadomość, że treści które poddane są osądowi i krytyce w jego dokumencie są rozpowszechnione w niektórych miejscach w Kościele, w seminariach i na Wydziałach Teologicznych. Istotę tego problemu papież kreśli w 32 punkcie „Veritatis Splendor”: 

W niektórych nurtach myśli współczesnej do tego stopnia podkreśla się znaczenie wolności, że czyni się z niej absolut, który ma być źródłem wartości. W tym kierunku idą doktryny, które zatracają zmysł transcendencji lub które otwarcie deklarują się jako ateistyczne. Sumieniu indywidualnemu przyznaje się prerogatywy najwyższej instancji osądu moralnego, która kategorycznie i nieomylnie decyduje o tym, co jest dobre, a co złe. Do tezy o obowiązku kierowania się własnym sumieniem niesłusznie dodano tezę, wedle której osąd moralny jest prawdziwy na mocy samego faktu, że pochodzi z sumienia. (…) Powstała tendencja, by przyznać sumieniu jednostki wyłączny przywilej autonomicznego określania kryteriów dobra i zła oraz zgodnego z tym działania. Wizja ta łączy się z etyką indywidualistyczną, według której każdy człowiek staje wobec własnej prawdy, różnej od prawdy innych. 

Do tej kwestii wrócił papież Franciszek w swoim przesłaniu do konferencji naukowej o „Amoris Letitia” zorganizowanej przez włoski episkopat w listopadzie ubiegłego roku. Przypomniał w nim, że rolą duszpasterzy nie jest zastępowanie sumień ale ich wychowywanie. Jednocześnie przestrzegł przed pomyleniem prymatu sumienia z absolutyzacją jego autonomii. 

Jesteśmy więc obowiązani podążać za własnym sumieniem, ale również jesteśmy obowiązani aby poddawać je pod osąd innego autorytetu, jakim jest dla nas Objawienie i prawda, którą komunikuje nam Bóg przez słowo Boże i magisterium Kościoła, strzegące czystości jego przekazu.

Warto przypomnieć w tym miejscu słowa świętego Pawła z pierwszego listu do Koryntian: „Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią” (1 Kor 4,4).

Dobrze będzie w tym miejscu przywołać klasyczną koncepcję sumienia niepokonalnie błędnego oraz pokonalnie błędnego. W pierwszym przypadku osoba działając w zgodzie z własnym sumieniem postępuje dobrze – nawet jeśli wybiera niezgodnie z normami moralnymi. Będzie tak w sytuacji, gdy ta osoba nie ma możliwości poznania prawdy. Może to wynikać z tego, że nawet nie będzie podejrzewać, iż w  jakiejś dziedzinie zasady postępowania są inne – nie będzie więc szukać tych zasad. Może też być tak, że będzie w takim miejscu/środowisku, iż prostu nie pozna prawidłowych norm. Jeśli więc w takich sytuacjach dana osoba będzie przekonana, że tak należy postępować, tak będzie mówić jej sumienie, to choć obiektywnie będzie to nieprawidłowe, powinna kierować się sumieniem. Trzeba jednak pamiętać, że jej moralne wybory, które są obiektywnie złe, nie stają się przez to dobre. 

Drugie sumienie, pokonalnie błędne dotyczy osoby która mogłaby z łatwością poznać prawdę ale przez swoje zaniedbanie tego nie czyni. Weźmy za przykład katolika, który ma świadomość, że przynależy do wspólnoty Kościoła a w tym Kościele istnieje nauczenie, które pomaga mu rozeznać dobro i zło. Osoba ta jednak całkowicie o to nie dba, nie interesując się tym, co Kościół uczy. Wybiera według własnego uznania, co powoduje że niekiedy dokona złych wyborów. Nie wie wprawdzie, że te wybory są złe, ale gdyby tylko chciała, mogłaby się tego dowiedzieć (poznając nauczanie Kościoła). Wówczas nie będzie wolna od odpowiedzialności za popełnione zło.

Osobną kategorią jest taka postawa (raczej powszechna, nawet wśród katolików), kiedy ktoś poznaje zewnętrzną normę moralną, jednak swój własny autorytet uznaje za autonomiczny wobec poznanej prawdy. Tradycyjnie określa się takie postępowanie określeniem: „jestem katolikiem, ale…”. „Jestem katolikiem, wiem że Kościół uczy, iż jako małżonek powinienem być otwarty na życie, ale moim zdaniem…” U takich osób nie można mówić o sumieniu niepokonalnie błędnym ale raczej o chorobie sumienia, o której pisze papież Jan Paweł II. Podobnie może się mieć sprawa z osobą niewierzącą, która poznaje naukowe fakty o początku życia ludzkiego a mimo wszystko swoim własnym wyborem nie przyznaje godności osoby ludzkiej dziecku na etapie prenatalnym, spokojnie przyzwalając na zabijanie poczętego życia. 

W istocie przyznawanie sumieniu całkowitej autonomii w decydowaniu o dobru i złu w oderwaniu wobec jakiejkolwiek zewnętrznej instancji, jest kolejnym bardzo subtelnym ale i konkretnym promieniowaniem rzeczywistości grzechu pierworodnego. 

Wołanie o całkowitą autonomię sumienia nie jest wszakże zjawiskiem całkowicie nowym. Pisał o nim w XIX wieku, jeden z moich ulubionych autorów błogosławiony John Henry Newman, którego słowami pozwolę sobie zakończyć tę refleksję: 

Sumienie ma swoje prawa, ponieważ ma obowiązki; ale w obecnym wieku spory odłam publiczności domaga się prawa i swobody sumienia w dyspensowaniu się z sumienia, czyli prawa do ignorowania Prawodawcy i Sędziego, do wyzwolenia się od niewidzialnych obowiązków… Sumienie jest surowym nadzorcą, ale w tym wieku zastąpiono je fałszywką, o której poprzednie osiemnaście wieków w ogóle nie słyszały, a gdyby o niej słyszały, nie pomyliłyby ją z sumieniem. Na miejsce sumienia podstawiono prawo do samo-woli.