Pułapki na drodze do świętości
Ks. Franciszek Blachnicki, „gorliwy apostoł wewnętrznej odnowy człowieka”, wykorzystując osobiste doświadczenie w życiu duchowym oraz swój dorobek naukowy opracował program formacyjny zmierzający do wychowania dojrzałych chrześcijan. Skoro naszym celem jest dążenie do dojrzałości chrześcijańskiej w duchowości Ruchu Światło-Życie, to formację a w niej pracę nad sobą można nazwać pedagogią świętości.
Tak określone zadanie formowania dojrzałego chrześcijanina, a w nim praca nad sobą, jest proponowane na wszystkich etapach rozwoju naszego Ruchu i we wszystkich jego grupach wiekowych i stanowych.
Na drodze formacji ku świętości istnieje jednak wiele pułapek, które utrudniają duchowy rozwój.
Pierwszą z nich jest pycha, czyli pragnienie samowybawienia. Sam chciałbym siebie zbawić. Mój własny wysiłek, moja asceza, moja silna wola, moje postanowienie – w nich upatruję źródło poprawy, udoskonalenia siebie. Na tym polega pycha. W pracy nad sobą najwięcej wysiłku wymaga rezygnacja ze swojej pychy i z tego szalonego pędu do samowybawienia.
Gdy opieram się na sobie, to Pan Bóg czeka na mnie cierpliwie, aż się rozczaruję raz i drugi, aż dostanę po głowie, aż skruszeję, stanę się pokorny i wyznam: „Panie, teraz Ty mnie zbaw, bo ja już odkryłem swoje granice. Tylko na Tobie mogę się oprzeć, na Tobie mogę polegać”. Chodzi więc, by kroczyć. drogą dziecięcej, ufnej postawy wobec Boga, by przeżywać swoją słabość w obliczu Boga, który przez długie nieraz lata każe nam przeżywać stale niepowodzenia w życiu wewnętrznym.
Nadgorliwość to kolejna przeszkoda, na którą możemy natrafić. To jedna z pułapek, w którą dość często dają się uwikłać nie tylko uczestnicy rozpoczynając swoją drogę duchową, ale przede wszystkim animatorzy i moderatorzy. Przejawia się ona miedzy innymi w mnożeniu praktyk modlitewnych i ascetycznych. Czasem wynika to z naszego duchowego obżarstwa i pogonią za nowinkami w życiu duchowym. Często jednak dobra wola, gorliwość połączona z nieznajomością zasad życia duchowego i pedagogii nowego człowieka sprawiają, że nakładamy na siebie i na uczestników wymagania i ciężary, których często sami nie potrafimy unieść.
Przypatrzymy się choćby modlitwie, której uczymy. Nierzadko na etapie formacji podstawowej (także w ODB, OND i ONŻ) zamiast proponowanego przez ojca Franciszka codziennego, piętnastominutowego Namiotu Spotkania zachęca się do trzydziestominutowej i dłuższej modlitwy osobistej. Często animatorzy i moderatorzy, którzy uczestniczyli w rekolekcjach ignacjańskich czy innych spontanicznie przenoszą na uczestników praktykę godzinnej medytacji ignacjańskiej czy Lectio divina. Zamiast częstego udziału w Eucharystii wymaga się codziennej obecności. Do tego dochodzi wymaganie bywania na wielu różnych spotkaniach i nabożeństwach. Podczas wakacyjnych rekolekcji można spotkać także wiele praktyk modlitewno-ascetycznych: posty, nocne czuwania, adoracje krzyża, których Założyciel nie przewidywał w programie rekolekcji. A przecież wszystkie elementy programu dnia mają swoją szczególną rolę w wychowaniu nowego człowieka, nie można więc zapomnieć, że codzienne życie, obowiązki i życie wewnętrzne to jedno. Program rekolekcji a także nasza codzienność stwarza mnóstwo bardzo korzystnych sytuacji do pacy nad sobą i wzrostu w świętości. Nie trzeba więc sztucznie szukać umartwień, ćwiczeń, bo codzienna praca przynosi wiele okazji do tego.
Jakże trudno nam uwierzyć, że to wszystko działa, gdy nie ma jakiś spektakularnych przeżyć. I to jest właśnie wielka pułapka. Gdy w nią wpadamy, dostajemy zadyszki. Na dodatek żyjemy w swoistym konflikcie, bo wszystko to dzieje się kosztem obowiązków domowych, zawodowych, szkolnych, zapominając, że ich wierne i dobre wypełnianie to ogromna praca nad sobą,. Nie mówiąc już o odpoczynku. Praca nad sobą koncentruje się wówczas na praktykach pobożnych z pominięciem w pracy nad sobą tego wszystkiego, co winno wynikać z formacji ludzkiej, z obowiązków stanu i co powinno stać się przestrzenią tej pracy. Brakuje w tym wszystkim równowagi i właściwych proporcji.
Jezus – Mistrz i Pedagog przypomina nam, że kto w małych rzeczach jest wierny… i przestrzega: Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą.
Z pewnością u podstaw tych dużych wymagań jest dobra wola, troska o wzrost duchowy uczestników. Brakuje natomiast wiedzy, między innymi na temat podstawowych zasad rozwoju życia wewnętrznego i kierownictwa duchowego. Takimi metodami nie da się jednak przyspieszyć wzrostu. Tak jak nie da się przyspieszyć wzrostu kwiatka, ciągnąc go do góry za płatki, bo kwiatuszek i tak nie urośnie. Straci natomiast sporo płatków i się nie rozwinie. Nadmierne podlewanie ma też opłakane skutki, bo kwiatuszek zgnije. Praw natury ani praw życia duchowego nie da się zmienić. I całe szczęście.
Często spotykamy się z pewnym, często niezdrowym, dopingowaniem nas do wysiłku: musisz mocno postanowić sobie, musisz chcieć i wtedy dojdziesz do tego. Często sami siebie próbujemy tak dopingować, czasem by naśladować czyjąś świętość, innym razem, żeby sobie samym udowodnić jacy jesteśmy mocni. Omijamy przy tym słuchanie Pana Jezusa w Namiocie Spotkania, nie poddajemy rozeznaniu spowiednika czy kierownika duchowego. Mamy pomysł na swoją i cudzą świętość ale rezultaty są wówczas bardzo marne, prowadzą do frustracji, do zniechęcenia, do porzucenia modlitwy, do obrażania się na Pana Boga i na ludzi.
Nie znaczy to, że nie mamy podejmować wysiłku, czy że mamy zrezygnować z maksymalizmu ewangelicznego. Praca nad sobą jest konieczna, jednak żeby podejmować ją zgodnie z Bożą wolą, ważna jest świadomość, z jaką tę pracę podejmujemy.
Proponując pracę nad sobą trzeba zatroszczyć się o fundament, czyli doprowadzić do przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela, a dopiero potem pokazywać cel wysiłków, etapy i środki do celu. Dobrze wiedział o tym Ojciec Franciszek mówiąc, że
Problem właściwej relacji do Chrystusa – Zbawiciela odgrywa kluczową rolę w życiu, zwłaszcza ludzi młodych. Niepowodzenia w pracy nad sobą, słabość woli, trudności ze sobą, szczególnie w okresie dojrzewania, prowadzą często do załamania się ich wiary i ufności, do zniechęcania się, a nawet do rozpaczy. Często nikt nie przychodzi im z pomocą przez głoszenie radosnej nowiny o Zbawicielu, który nie przestaje nas miłować mimo naszych upadków, do którego w każdej chwili możemy powrócić, aby otrzymać odpuszczenie grzechów, który nie przyszedł, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników i który powiedział, że nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz chorzy i źle się mający.
Może właśnie wtedy trzeba zastosować (szczególnie kapłani…) to, co przydarzyło się Ks. Franciszkowi: „Rada, którą otrzymałem dzisiaj przy spowiedzi – naprawdę mogłaby mi wystarczyć jako materiał do pracy nad sobą na całe wakacje: «Pamiętaj, że jesteś kochany!»”