Słowo Boże

(155 -styczeń2008)

z cyklu "Wieczernik dla Ciebie"

O nieśmiałości i niskiej samoocenie

Kasia i Tomek Jarosz

Zuzia pisze: Jestem bardzo mało rozmowną osobą i nie wiem o czym mam rozmawiać z ludźmi. Przez to ludzie uważają, że jestem nudna. W klasie jestem uważana za osobę nieśmiałą i wstydliwą. Jest mi z tym bardzo ciężko, bo trudno jest mi się zgłaszać do tablicy i prawie nigdy tego nie robię. Co może mi pomóc w tym abym się otworzyła i zaczęła normalnie rozmawiać?

Nieśmiałość, małomówność często nam w życiu przeszkadzają, bo utrudniają normalne kontakty z ludźmi. Ludzie nieśmiali nieraz nie wykorzystują wielu szans tylko dlatego, że boją się odezwać, boją się odrzucenia czy wyśmiania. Mimo, iż mają często dużą wiedzę i mnóstwo zdolności to lęk, który tkwi w nich samych paraliżuje ich i nie pozwala zabrać głosu. W szkole oceniani są jako mało aktywni, bo nie zgłaszają się do odpowiedzi ani nie zabierają głosu w dyskusji. Na spotkaniach towarzyskich boją się zaprezentować swoją opinię i nie opowiadają dowcipów. Z zazdrością spoglądają na rozgadanych znajomych podziwiając ich swobodę i entuzjazm. 

Jak można poradzić sobie z nieśmiałością? Czy można ją pokonać? Jak pozbyć się strachu przed publicznym wystąpieniem?

Tak naprawdę ani nieśmiałość ani małomówność nie jest wadą, tylko po prostu cechą charakteru. Nie można zatem ani nawet nie trzeba całkowicie zmieniać siebie, bo musielibyśmy stać się całkowicie inną osobą, a czy warto zatracać swoją tożsamość? Nikt nie jest nudny przez sam fakt, że jest małomówny. Ponieważ jednak to przeszkadza w życiu, proponujemy kilka ćwiczeń, które pomogą nam w nabraniu śmiałości i przełamaniu lęku przed rozmową. Zacznijmy od drobiazgów: spytania kogoś na ulicy o godzinę czy ulicę – nawet jeśli nie potrzebujemy tej informacji. W supermarkecie spytajmy sprzedawcę, gdzie stoi jakiś towar. Można też zacząć pisać na jakimś internetowym forum dyskusyjnym. W ten sposób odważymy się odezwać do obcych ludzi, przełamiemy się. Na lekcji jeśli naprawdę jesteśmy czegoś pewni, to spróbujmy zgłosić się, jeśli nauczyciel pyta o coś drobnego, co nie będzie od nas wymagało długiej prezentacji. To wprawdzie wymaga walki ze sobą, ale podnieśmy rękę nawet wbrew sobie, na siłę – jeśli nauczyciel nas zauważy to już nie będzie odwrotu i będziemy musieli się odezwać – a to będzie nasz sukces. Każdy sukces zaś doda nam odwagi i pewności siebie i zachęci do kolejnych kroków. Nie musimy zmieniać się od razu, róbmy to pomalutku. Zobaczycie, że zanim się obejrzycie w stosunku do obcych będziecie się zachowywać tak samo jak wśród swoich. 

Ważne jest byśmy spróbowali też częściej się uśmiechać. Tak po prostu. Nie musimy na początku nawet więcej mówić, tylko więcej się uśmiechać. Twarz wyraża bardzo wiele. Jeśli odwracamy wzrok, nie patrzymy w oczy, jeśli nasza twarz jest twarzą kogoś przerażonego to przez otoczenie może być odbierana nawet negatywnie – jako kogoś, kto nie ma ochoty na kontakt, jest nieuprzejmy lub wyniosły. Jeśli się uśmiechniemy, nikt nas za takiego nie będzie uważał. A potem zacznijmy od drobnych rozmów np. pożyczmy od kogoś długopis lub poczęstujmy osobę z którą siedzimy paluszkami. Potem możemy powiedzieć, że lubimy słone paluszki i spytajmy tą drugą osobę jakie ona lubi. To taki malutki kroczek, ale może wiele dać. Dajmy się poznać jako osoba życzliwa. Jeśli nauczyciel prosi, żeby ktoś się zgłosił do zrobienia czegoś, do pomocy to spróbujmy się zgłosić. Pomału ludzie zaczną nas inaczej odbierać. Dobrze jest też przygotować sobie kilka tematów, w których dobrze się czujemy. O swoim hobby, o ostatnio przeczytanych książkach lub obejrzanych filmach, o podróżach itp. Jeśli uczestniczymy w rozmowach to jeśli coś nas zaciekawi to o to pytajmy. Starajmy się czasem też wtrącić jakąś uwagę. To jest oczywiście trudne w sytuacji, gdy wszyscy mówią, a my nie mamy możliwości otworzyć buzi, bo dzieje się to za szybko. Dlatego pewnie wiele razy się nie uda, ale może czasem nam się powiedzie. W każdym razie nie unikajmy towarzystwa, uśmiechajmy się i kiedy możemy, próbujmy coś mówić. Trzeba po prostu ćwiczyć i nie zniechęcać się od razu. Jeśli będziemy wytrwali i nie będziemy się zrażać niepowodzeniami to z czasem okaże się, że to my mówimy a ludzie nas słuchają.

A jak pomóc osobie, która ma niską samoocenę? Która ma gdzieś głęboko w sobie poczucie, że nie zasługuje na przyjaźń, miłość? Komuś, kto uważa, że jest bezwartościowy i nie ma żadnego talentu?

To niemożliwe, aby ktoś nie miał żadnego talentu. Może umiesz gotować, robić na szydełku albo układać kwiatki? Może po prostu jesteś silny i przerzucić tonę węgla to dla Ciebie „pryszcz”? Może potrafisz naprawić zegarek? A może po prostu potrafisz słuchać innych? To wszystko są bardzo duże talenty i otwierają pole do popisu – do pomocy innym. Dzięki temu możesz pomóc babci, sąsiadce, możesz zacząć działać w wolontariacie, możesz wysłuchać i pocieszyć koleżankę. Działaj pomalutku i szukaj w sobie czegoś co lubisz i rozwijaj to.

Wydaje nam się, że niska samoocena jest często sygnałem jakichś problemów wewnętrznych: z samoakceptacją, z relacją w rodzinie, może jest pochodną jakiegoś zranienia. Najważniejsze jest zatem zbudowanie swojego pozytywnego wizerunku, dojście do ładu ze sobą, bo nie można pokochać kogoś jeśli nie kocha się siebie. Trzeba najpierw siebie polubić, uwierzyć, że jest się wartościowym człowiekiem, że można sobie poradzić z problemami i że otoczenie wcale nie czyha na nasze potknięcia. Bo to jak inni nas widzą zależy też od nas samych. Znamy ze swego otoczenia wiele osób, zupełnie przeciętnych, które swoim sposobem bycia, mówienia, zachowaniem sprawiają wrażenie mądrzejszych, bardziej pewnych siebie, po prostu „duszy towarzystwa”. Są też ludzie bardzo inteligentni, a małomówni i nikomu nie przyjdzie do głowy wybrać ich na przywódcę czegokolwiek. Tak więc nasze zachowanie wpływa na postrzeganie nas przez innych. 

Dopóki nie zaakceptujesz, nie pokochasz siebie, nie będziesz w stanie pokochać kogoś. Bo miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka. A miłować mamy kogoś „jak siebie samego”. A jeśli siebie nienawidzisz, to Twoją miarą jest nienawiść a nie miłość. Zapytaj zatem siebie czego w sobie nienawidzisz. Tylko nie mów: „wszystkiego”. Konkretnie, wymieniaj. Czego? Wyglądu? Jeśli tak to czego najbardziej? Włosów, figury? Jeśli stylu bycia, to czego? Nieumiejętności wysławiania się, nieumiejętności nawiązania kontaktu? Weź kartkę i pisz po kolei czego nienawidzisz. Zrób sobie całą listę. To jest plan szatana wobec Ciebie. Zniszczyć Cię przez tę listę tego czego w sobie nienawidzisz. Ty z lubością realizujesz – nie wiedząc o tym – jego plan samozniszczenia. 

A teraz weź tę kartkę. To będzie też Twój plan. Plan samozachowania. To co w sobie znienawidziłeś, musisz oswoić. Nie mówimy, że pokochać, bo to może Ci się nie udać. Zresztą ciężko kochać krzywe zęby czy jąkanie się. Ale oswoić. Zrozumieć, że to jesteś Ty, to jest cząstka Ciebie. Pomyśl: gdyby ukochana przez Ciebie osoba miała taki problem (któryś z wymienionych na tej kartce) to byś był na nią zły, wściekły czy byś ją objął, przytulił, powiedział, że i tak kochasz. No powiedz jakbyś zareagował? Jesteśmy przekonani, że odniósłbyś się z miłosierdziem. A zatem podaruj sobie odrobinę tego miłosierdzia. Podaruj sobie tę odrobinę litości swojemu ciału, duszy. Jesteś dziełem Boga. Realizuj metodą małych kroków wobec siebie taką litość jaką byś obdarzył inną osobę w podobnej sytuacji. Próbuj! Wzywaj Jezusa, bo On na pewno Ci pomoże. Jeśli tylko zechcesz. 

Wasze listy

Mam 22 lata i nie mam przyjaciół. Studiuję, jestem wolontariuszem, chodzę na różne spotkania, obracam się w tłumie ludzi a mimo to w tym tłumie jestem samotna, nie mam z kim porozmawiać, komu się zwierzyć tak po prostu, po ludzku. Czasem chciałabym poczuć fizycznie czyjąś dłoń na ramieniu. Odkąd pamiętam miałam problemy z utrzymywaniem kontaktu z rówieśnikami –tak było w szkole podstawowej, potem liceum, teraz na studiach i mimo, że jestem osobą bardzo aktywną i obracam się wśród ludzi to nie potrafię z nikim się zaprzyjaźnić. Nie wynika to też z nieśmiałości, bo raczej nie mam oporów w kontaktach z innymi. Mój problem polega na tym, że tych znajomości nie potrafię utrzymać, ja po prostu odstraszam ludzi. Nie wiem co mam już robić, czy w ogóle to życie ma sens skoro nikomu nie jestem potrzebna…

Agnieszka

Nie napisałaś w jaki sposób „odstraszasz” ludzi. Wątpliwe, czy w ogóle tak jest, no bo na czym miałoby to polegać? Przecież nikogo nie przeganiasz, nie obrażasz. Może wydajesz się niedostępna, może nie podtrzymujesz rozmowy, może pierwsza się nie odzywasz lub nie proponujesz spotkań? Jeśli tak jest to inni myślą, że Ty tego nie chcesz i się nie narzucają. Powstaje też pytanie czego Ty oczekujesz od innych, jakiej relacji, jak bliskiej. Bo znajomość a nawet przyjaźń zakłada też swobodę. To nie jest tak, że koniecznie musimy widzieć się codziennie. Może tak być, ale nie musi i nie można tego wymagać, bo każdy ma mnóstwo zajęć. A może ludzie spostrzegają Cię jako osobę tak zapracowaną, że myślą, że nie masz (albo naprawdę nie masz?) czasu dla nich? Może parę razy zdarzyło Ci się odmówić spotkania z tego powodu? Może zawsze się spieszysz? A może boisz się wejść w głębszą relację, może boisz się otworzyć i opowiedzieć coś o sobie? Bo żeby nawiązać relację, potrzeba zaufania. To zaufanie buduje się powoli, najpierw jest zwykła znajomość, poznawanie się, odkrywanie zbieżności, zainteresowań i poglądów. Zaufać możemy komuś, kto nie stawia barier, kto się nie zamyka, kto chce nas wysłuchać. Słuchasz ludzi? A może za szybko dajesz rady? A może stworzyłaś wizję siebie jako osoby samowystarczalnej, zaganianej i ukrywasz, że potrzeba aby ktoś Ciebie wysłuchał?

Zrób eksperyment. Zaproś jakąś koleżankę do kina lub na kawę. Albo nawet jakieś większe grono. Zorganizujcie jakąś wycieczkę. Po prostu zaproponuj np. zwiedzanie miasta czy wizytę w ogrodzie botanicznym. Ogłoś, że kto jest chętny to wtedy i wtedy zbiórka. Np. po Mszy św. niedzielnej kto ma ochotę to idziemy do parku a potem na herbatę. Myślę, że będą chętni, bo dużo jest osób samotnych, a na studiach, z dala od domu tej bliskości szczególnie potrzeba. Nie zniechęcaj się. Jesteś potrzebna. Jesteś, skoro działasz w wolontariacie, we wspólnotach. Tylko może jeszcze nie odkryłaś bratniej duszy. A takie dusze są i nie wiedzą, że Ty jesteś „bratnia”. Wyjdź z inicjatywą. Spróbuj, odwagi!