Do ewangelizacji powołany jest każdy chrześcijanin i każda wspólnota chrześcijańska. Wypada więc wiedzieć, do czego konkretnie jestem powołany – choćby po to, by móc zadawać sobie pytanie, czy to powołanie wypełniam
Na początek chciałbym opisać parę sytuacji:
- w parafii odbywają się rekolekcje, podczas których w uzupełnieniu homilii kapłana świeckie osoby mówią świadectwa;
- ktoś prowadzi dyskusje na tematy religijne z niewierzącym kolegą z pracy czy szkoły;
- ktoś wyjaśnia znaczenie jakiegoś symbolu religijnego, święta czy przybliża jakiś aspekt nauczania Kościoła osobie zainteresowanej;
- na drzwiach kościoła wywieszono religijny plakat.
Którą z tych sytuacji możemy nazwać ewangelizacją?
Żadną - tak brzmi odpowiedź na to pytanie. Nie będą bowiem ewangelizacją każde rekolekcje ze świadectwami. Również nie każda religijna rozmowa z niewierzącym będzie mogła być nazwana ewangelizacją. Konkretnie - jeśli np. bronimy Kościoła przed rozmaitymi zarzutami, nie jest to ewangelizacja. Jeśli udowadniamy wyższość religii katolickiej nad innymi, to również nie jest ewangelizacja. Jeśli wreszcie wyjaśniamy komuś jakiś aspekt nauczania katolickiego (np. w dziedzinie etyki seksualnej - częsty temat dyskusji), to także nie jest ewangelizacja. Samo wywieszenie plakatu też nigdy nie będzie ewangelizacją, choć może być częścią akcji ewangelizacyjnej.
A dlaczego to takie ważne wiedzieć, czym jest ewangelizacja? Dlatego, że do ewangelizacji powołany jest każdy chrześcijanin i każda wspólnota chrześcijańska. Papież Paweł VI w podstawowym dokumencie poświęconym ewangelizacji - adhortacji „Evangelii nuntiandi” - pisał w ten sposób: "Obowiązek ewangelizacji należy uważać za łaskę i właściwe powołanie Kościoła; wyraża on najprawdziwszą jego właściwość. Kościół jest dla ewangelizacji" (n. 14). Wypada więc wiedzieć, do czego konkretnie jestem powołany - choćby po to, by móc zadawać sobie pytanie, czy to powołanie wypełniam.
Czym w takim razie jest ewangelizacja? Rozmaite dokumenty kościelne i opracowania nie odpowiadają na pytanie jednym zdaniem. Raczej opisują ewangelizację, wskazują jej istotne cechy. Ja osobiście, po przeczytaniu różnych tekstów na ten temat, widzę cztery najważniejsze elementy, które decydują o tym, że jakieś działanie można nazwać ewangelizacją. Jest to jej treść, metoda, cel i to, co następuje potem.
"Zanoszenie Dobrej Nowiny” tak zaczyna definiowanie ewangelizacji Paweł VI w „Evangelii nuntiandi” (n. 18). Czy każde słowo na tematy religijne możemy nazwać zanoszeniem Dobrej Nowiny? Oczywiście, że nie. Nie będzie więc ewangelizacją ogólna dyskusja na tematy religijne, nie będzie nią tłumaczenie jakichś kwestii doktrynalnych ani szczegółowe pouczenia moralne. Adhortacja w dalszej części bardziej szczegółowo mówi o tym, co ma być treścią ewangelizacji:
"Ewangelizować znaczy przede wszystkim świadczyć zwyczajnie i wprost o Bogu, objawionym przez Jezusa Chrystusa, w Duchu Świętym; świadczyć, że Bóg umiłował ten świat w Synu swoim, w Słowie Wcielonym dał wszystkim rzeczom istnienie, a ludzi powołał do życia wiecznego. (...) [pokazywać] że Stworzycielem jest dla człowieka nie jakaś odległa i bezimienna moc, ale Ojciec.
Ewangelizacja będzie zawsze zawierać - jako fundament, centrum i szczyt całego swego dynamizmu - także to jasne stwierdzenie: w Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, który stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał, ofiarowane jest każdemu człowiekowi zbawienie jako dar łaski i miłosierdzia Bożego" (n. 26, 27).
Tak więc ewangelizacja ma polegać na ukazywaniu miłości Boga i daru, jakim było przyjście Jego Syna. Treść ewangelizacji, którą podejmuje Ruch Światło-Życie oraz większość innych ruchów wyrażają Cztery Prawa Życia Duchowego. Co ciekawe, sformułował je protestant, założyciel ruchu Campus Crusade for Christ Bill Bright. Zawsze uderzała mnie ogromna zbieżność Czterech Praw Życia Duchowego z tym, co jest napisane w adhortacji „Evangelii nuntiandi” - choć przecież papież Paweł VI raczej na pewno o Czterech Prawach nie słyszał a i Bill Bright adhortacją nie mógł się inspirować, gdyż Cztery Prawa są wcześniejsze.
Jednak oczywiście ewangelizacja nie musi koniecznie posługiwać się Czterema Prawami Życia Duchowego. Prawdę o Bożej miłości i o zbawieniu przychodzącym w Jezusie można ująć przecież również w inny sposób.
A w jaki sposób tę prawdę przekazać? Najlepiej przez świadectwo. Może być wiele metod i sposobów ewangelizacji, ale niezmiennym elementem, obecnym zawsze, będzie świadectwo. Ks. Franciszek Blachnicki w podręczniku rekolekcji ewangelizacyjnych pisał: "W przeciwieństwie do ludzkiego przekonywania kogoś o słuszności swojej idei czy ideologii, która jeszcze nie jest zrealizowana i może będzie zrealizowana w przyszłości, głoszenie Ewangelii nie jest przekonywaniem, ale dawaniem świadectwa o rzeczywistości, która już jest. Ewangelizacja nie może być namawianiem kogoś, aby stał się członkiem Kościoła, nie może być jakąś formą walki ideologicznej, nie może polegać na zaprzeczaniu ludzkiej ideologii czy filozofii".
Ewangelizacja musi być świadectwem ludzi, którzy spotkali w swoim życiu Jezusa Chrystusa, odczuli Jego moc, zostali przez Niego przemienieni i nawróceni oraz napełnieni mocą Ducha Świętego.
Najczęściej chyba cytowane zdanie papieża Pawła VI pochodzi z jego przemówienia do Papieskiej Rady ds. Świeckich z 1974 r., zostało powtórzone w adhortacji „Evangelii nuntiandi” (n. 41): "Człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków niż nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami".
Trzecim elementem ewangelizacji jest jej cel. „Celem ewangelizacji jest wewnętrzna przemiana” - czytamy w adhoracji „Evangelii nuntiandi” (n. 18). Przemiana ta polega na tym, że powstają „nowi ludzie, odnowieni przez chrzest i przez życie według Ewangelii”.
Nie może tutaj chodzić tylko o takie ogólne staranie się o to, by stawać się lepszym i odwracać się od grzechów. Każda modlitwa, każde rekolekcje, każde duchowe doświadczenie jakoś nas przemienia. Jeśli jednak Papież wskazuje przemianę jako cel ewangelizacji, jako element jej definicji, to znaczy, że chodzi o coś bardziej fundamentalnego.
Przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela - to sformułowanie, którym posługujemy się w naszej ewangelizacji. O co w nim chodzi? O fundamentalną decyzję, zasadniczy wybór życiowy: chcę iść razem z Jezusem, nawiązać z Nim osobistą relację, uczynić Go swoim Panem i Mistrzem, wybrać Go. Każda ewangelizacja powinna do takiego fundamentalnego wyboru podprowadzać, choć oczywiście nie musi nazywać go „przyjęciem Jezusa jako Pana i Zbawiciela”.
A co ma być po ewangelizacji? Zaproszenie do wspólnoty. I to nie jakiejkolwiek wspólnoty, a wspólnoty katechumentalnej czyli takiej, w której na drodze systematycznej formacji ten, kto wybrał Jezusa, będzie mógł wzrastać w wierze. Ksiądz Blachnicki w podręczniku rekolekcji ewangelizacyjnych zwraca uwagę, że już zespół ewangelizacyjny powinien objawić się jako wspólnota. Rzeczywiście, samo zaproszenie będzie o wiele bardziej przekonujące, jeśli towarzyszyć mu będzie żywe świadectwo wspólnoty.
Wymieniłem na samym początku kilka działań, które nie są ewangelizacją. Czy to, że nie są one ewangelizacją, oznacza, iż nie ma mamy ich podejmować?
We wszelakich dyskusjach o wierze warto, rzecz jasna, zachować roztropność - często przeradzają się w jałowe przerzucanie się argumentami i do niczego nie prowadzą (zwłaszcza gdy w tle są jakieś emocje). Niemniej w wielu sytuacjach najzwyczajniej w świecie nie mamy szans na podjęcie ewangelizacji. Jeśli np. jakiegoś niewierzącego zainteresuje sens piątkowego postu, to możemy jedynie ten sens wyjaśnić. Jasne, że stanowi to dobry punkt wyjścia do pójścia dalej, ale jeśli ten człowiek nie jest tym zainteresowany ani otwarty, to na wyjaśnieniu postu się skończy. I naprawdę warto to zrobić - bo nigdy nie wiemy, kiedy taka zewnętrzna rozmowa o wierze obudzi w kimś pragnienie poznania czegoś więcej. Może nie w czasie tej rozmowy, może za jakiś czas, w zupełnie innych okolicznościach i wobec kogoś innego. Podobnie plakat na drzwiach kościoła może być jedyną szansą dotarcia z Dobrą Nowiną do niewierzącego. Wielu minie go obojętnie, ale być może będzie ktoś, kogo jakoś poruszy. Tak więc rozmaite działania nie będące ewangelizacją mogą stać się niejako wstępem do niej, bez nich do ewangelizacji danej osoby może nigdy nie dojść.
Ale bardzo ważna jest świadomość, że ewangelizacji jeszcze nie było, czy też, że nie jest ona skończona (bo np. mówiliśmy komuś o przyjęciu Jezusa jako Pana i Zbawiciela, ale nie było sposobności, by zaprosić do wspólnoty). Powinna być ona wezwaniem do modlitwy za tę osobę - by Bóg tę ewangelizację dokończył i to niekoniecznie naszymi rękami - bo np. osoby, z którą rozmawialiśmy w czasie ewangelizacji ulicznej, możemy już nigdy nie spotkać.
Pozostaje jeszcze ten aspekt, o którym wspomniałem na początku - do ewangelizacji powołany jest każdy chrześcijanin i każda wspólnota chrześcijańska. Nie zawsze mamy okazję, by ewangelizację podejmować. Nie każda wspólnota jest gotowa, by podejmować zorganizowane działania ewangelizacyjne. Ale w takiej sytuacji powinniśmy jasno stawać w prawdzie i mówić sobie: nie ewangelizuję, nie ewangelizujemy jako wspólnota. I nie mieć spokoju. Nie usprawiedliwiać się, że „i tak dużo robimy”. A w konsekwencji zarówno myśleć o podjęciu ewangelizacji, szukać konkretnych dróg, jak i modlić się o to, by Pan Bóg posłał nas do głoszenia Ewangelii. I oczywiście podejmować zadania ewangelizacyjne, jakie Pan przed nami stawia.