Kontynuowaliśmy leczenie mając na względzie fakt, że to nie my decydujemy o momencie poczęcia, ale nasz Stwórca
Rodzicielstwo było dla nas oczywistą i nieodzowną częścią małżeństwa, ale jak się okazało długo musieliśmy się starać o dziecko. Wiedzieliśmy, że zajście w ciążę nie zawsze następuje od razu, jednak po wielu miesiącach bezowocnych starań zaczęliśmy szukać pomocy i szczególnie modlić się o dzieciątko. Najpierw było leczenie u „typowego” ginekologa, zabiegi, jednak okazały się one bezskuteczne. W pewnym momencie trafiliśmy na prelekcję dr Laury Grześkowiak dotyczącą naprotechnologii – słuchając jej odkryliśmy nieznane nam sposoby leczenia niepłodności, a jej osobowość dodatkowo zachęciła nas do skorzystania z jej pomocy.
Proces diagnostyczny był bardzo szczegółowy, a w wielu momentach także zadziwiający, gdyż mogliśmy się dowiedzieć jak skomplikowanym organizmem jest ciało człowieka i że nawet chory ząb może skutkować brakiem potomstwa. Był to okres wymagający sumienności, terminowości, zmagania się z krytycznymi opiniami innych lekarzy. Mieliśmy też chwile zwątpienia, gdy leczenie nie było w naszym odczuciu skuteczne i walczyliśmy z wizją bezdzietności. Na szczęście każda kolejna wizyta wlewała w nas mnóstwo nowej nadziei.
Pojawiła się także sytuacja, w której musieliśmy ponowić pewne badania w konkretnym terminie. Niestety w tym czasie nasz „zaprzyjaźniony” punkt był zamknięty ze względów urlopowych i byliśmy skazani na badanie w ośrodku reklamującym się „leczeniem” niepłodności metodą in vitro. Być może to tylko przypadek, ale zauważyliśmy, że akurat wtedy wyniki, jakie otrzymaliśmy były znacząco gorsze od dotychczasowych. Od razu na miejscu zaproponowano nam także skorzystanie z in vitro. Nikt nie analizował szczegółowo naszego stanu zdrowia, dotychczasowych prób zajścia w ciążę, naszych przeżyć. Było to ciężkie doświadczenie, które spotyka wiele podobnych małżeństw. Ostatecznie badanie wykonaliśmy ponownie w poprzednim laboratorium, gdy okres urlopowy się zakończył. W tym laboratorium wyniki wróciły „do naszej normy”.
Kontynuowaliśmy zatem leczenie mając na względzie fakt, że to nie my decydujemy o momencie poczęcia, ale nasz Stwórca. No i właśnie…