Małżeństwo

(210 -maj -czerwiec2016)

z cyklu "Ze wszystkich narodów"

Na szczytach gór

Karolina Jankowiak

Co przypuszczalnie chciałby robić w wakacje student filologii romańskiej? No cóż, prawdopodobnie rozważa wyjazd do kraju francuskojęzycznego w celu doskonalenia języka. Co statystycznie (nie opierając się co prawda na żadnych konkretnych statystykach) wybiera większość wyjeżdżających? Różne wakacyjne prace, takie jak praca au pair czy winobrania i tym podobne. Co wybiera animator Ruchu Światło-Życie zaprawiony w wolontariatach w Centrum Ruchu? Wolontariat! I to w nie byle jakim miejscu: w samym sercu (no… chyba bliżej skraju) Alp w sanktuarium Matki Bożej z La Salette.

Jak to zwykle bywa, wszystko wydarzyło się przypadkiem – choć, jak to również zwykle bywa, z biegiem czasu okazuje się, że na pewno to nie był przypadek. W każdym razie pod koniec lipca ubiegłego roku trafiłam na cały miesiąc i 10 dni do francuskiego sanktuarium.

Wydaje mi się, że istnienie samego sanktuarium jest raczej znane w Polsce (w końcu przyjeżdża tam wiele polskich pielgrzymek), jednak nie wiem, na ile znana jest historia samego objawienia (od razu się przyznaję, że ja na przykład nie miałam o niej pojęcia). Historia ta jest już całkiem długa, ponieważ w tym roku sanktuarium będzie obchodzić 160 rocznicę swego istnienia. To właśnie 19 września 1846 roku Maryja ukazała się dwóm pastuszkom – Melanie i Maximinowi – pracującym przy wypasie krów z pobliskiej wioski Corps. Dzieci ujrzały kobietę siedzącą wewnątrz jasnej kuli światła i płaczącą. Twarz miała zakrytą dłońmi, a łokcie wsparte na kolanach. Potem przybliżyła się do nich i przekazała im słowa nazwane później orędziem Matki Bożej z La Salette, po czym uniosła się w górę i zniknęła. W tej historii objawienia podoba mi się fakt, że Maryja była ubrana w strój typowy dla okolic Corps oraz że kiedy dzieci nie zrozumiały jej słów po francusku, przeszła na okoliczną gwarę. To niesamowite – pokazuje, że dla Boga nie istnieją żadne ludzkie granice, że zawsze znajdzie drogę do człowieka.

Nie do końca wiem jak wygląda La Salette od strony pielgrzyma, chociaż oczywiście wolontariusze uczestniczą także we wszelkich wydarzeniach skierowanych do pielgrzymujących. Jak natomiast wygląda wolontariat w La Salette? W dużym skrócie, można by powiedzieć, że to trochę jak wolontariat w Krościenku, tylko że w rozmiarze XXL. Bo i samo miejsce pielgrzymowania jest większe, i więcej pielgrzymów, i góry wyższe (sanktuarium położone jest na wysokości 1800 m n.p.m., na pobliski Gargas – wysokości 2207 m – idzie się niecałą godzinę). No i wolontariuszy więcej. Jak można się spodziewać najwięcej wolontariuszy – przynajmniej w okresie wakacji – przyjeżdża z Polski. Jest też wielu Francuzów, Ukraińców, Słowaków, krótko mówiąc przeważa Europa środkowo-wschodnia. Wolontariuszy można spotkać wszędzie, pracują w każdym „sektorze” – w zakrystii, w bazylice, w kaplicy, w restauracji, w jadalni dla księży, w sklepie, w pralni, w prasowalni, w kuchni, w snack-barze, przy zmywaniu i przy sprzątaniu pokoi. Wraz ze stałymi i sezonowymi pracownikami tworzą zespół, na którym w dużej mierze opiera się funkcjonowanie sanktuarium.

Na wolontariat może przyjechać niemal każdy – młodszy, starszy, z bliska czy z daleka, nie trzeba nawet znać języka francuskiego. Mimo że pracy jest nieraz bardzo wiele, jest też dużo czasu na odpoczynek i zaczerpnięcie także tego, co w sanktuarium najważniejsze. Podczas pobytu (minimalny czas wolontariatu to zasadniczo miesiąc, chociaż oczywiście można przyjechać na dłużej, nawet na cały sezon trwający od marca do listopada) wolontariusze tworzą prawdziwą wspólnotę zbierającą się regularnie na wspólnych modlitwach i mszach świętych oraz innych spotkaniach, których częstotliwość i tematyka zależy od nich samych. Mieliśmy więc seanse filmowe, zajęcia fitness, kurs tańca, turniej ping-ponga czy piłkarzyków oraz liczne wieczorki narodowościowe, podczas których mogliśmy nawzajem poznawać swoje kraje i kultury. W czasie dni wolnych od zajęć (każdy ma taki jeden dzień w tygodniu) można było wziąć udział w wycieczkach organizowanych specjalnie dla wolontariuszy i dzięki temu poznać lepiej okoliczne miejscowości oraz alpejską przyrodę. A w razie problemów, szczególnie duchowych, mogliśmy zwrócić się do duszpasterza wolontariuszy, a także innych księży i sióstr.

 

Co zyskałam dzięki pobytowi w La Salette? Doskonaliłam znajomość języków obcych. Nabyłam sporo praktyki w tłumaczeniach ustnych. Oglądałam wschody słońca ze szczytów gór i nocą spadające gwiazdy. Widziałam świstaki. Pochodziłam po górach i pozwiedzałam sporo miejscowości w departamencie Isère i sąsiednich. Poznałam wielu wspaniałych ludzi. Ale przede wszystkim spędziłam ponad miesiąc w sanktuarium, w sercu pielgrzymowania – to nie może pozostać bez echa. I chociaż tego nie widzi się i nie czuje od razu, na pewno wiele zyskałam także od tej strony bardziej duchowej – co teraz, z perspektywy czasu, umiem dostrzec. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzę La Salette i znowu będę mogła podzielić się tym, co mam oraz zaczerpnąć z tego górskiego źródła.