Chyba wszyscy rodzice to znają. Jak przetrwać mszę świętą z dziećmi? Nie być totalnym zgorszeniem dla innych, ale i nie rezygnować, kiedy nie trzeba, z rodzinnego wyjścia do kościoła.
Agaja
Dominikanie w Szczecinie mają sposób: jest w kościele taka specjalna kaplica, do której są osobne drzwi, kapliczka ma szybę i w środku głośnik. W ten prosty sposób rodzice z „mikrusami” ;) słyszą i widzą mszę, ich dziecko może się rozpłakać, roześmiać itp. i nie rozproszy całej reszty zgromadzonych...
AsiaQgler
A mnie się nie podoba pomysł z kaplicami, zawsze jestem tam wyganiana, bez względu na to, czy moje dzieci przeszkadzają czy nie. Stamtąd nie widać ołtarza, a poza tym rodzice te miejsca traktują, jak plac zabaw, gdzie dzieciom wszystko wolno. To nie jest wychowanie do prawidłowego uczestnictwa we mszy...
Ja moim dzieciom czasem zabierałam jakiś soczek, czy ciastko, ale tylko kiedy były bardzo małe, taka moja Emilka to już wie, że w kościółku się nie je, ani nie pije i się o to nie domaga.
Ja wszystkie moje dzieci zabieram na niedzielną mszę od urodzenia, bo uważam, że najlepszą nauką dla nich jest po prostu przyzwyczajenie, że tam zawsze jesteśmy, oczywiście do czasu, kiedy już można tłumaczyć, po co.
Wiem, że niektóre dzieci ciężko zdyscyplinować, ale ja zawsze im to wpajam, że nie wolno biegać, krzyczeć, bawić się itp... wiedzą o tym od zawsze i na szczęście starają się stosować, jak jest sytuacja krytyczna, wtedy na chwilę wychodzę.
Niektórzy rodzice się nie przejmują, co ich dzieci robią, uznając koszmarne zachowanie za prawa dzieciństwa.
Stanie na mszy poza kościołem też niczego nie rozwiązuje, bo swobodnie biegające po placu kościelnym dziecko jest pozbawione szansy od małego uczenia się bycia w kościele. A już pozostawianie w domu całkowicie odpada...
Niestety, dobre zachowanie dziecka wymaga od rodzica czasem nie lada poświęcenia, ale cóż, my jako rodzice jesteśmy do tego powołani, czasami na mszy pot leciał mi po kostkach, a czasami się denerwowałam, być może nie miałam za wiele z tej mszy, ale podejrzewam, że gdybym stała na zewnątrz byłoby to samo
Christina
My zawsze chodzimy na mszę św. z dziećmi. Nie nosimy żadnych zabawiaczy, zapychaczy. Siadamy zawsze w pierwszej ławce, trochę z boku, nie centralnie przed ołtarzem, ale dzieci wszystko widzą. Staramy się unikać, niestety, mszy św. dla dzieci, bo ile razy na takiej byliśmy, odnieśliśmy wrażenie, że nasze maluchy nawet nie zauważyły, że były w kościele, tak były rozbawione kontaktami z innymi dziećmi. Według mnie na mszach dla dzieci jest za wiele luzu, dzieci biegają, skaczą ze stopni schodów „kto dalej”, rodzice nie reagują.
Dobrze na nie wpływają za to msze św. akademickie z gitarami. Synkowie mają nawet swoje cicho brzmiące grzechotki, na których grają razem z zespołem. A na kazaniu czasami do ucha im szepczemy nasze kazania przetłumaczone z tego „dorosłego”.
mip
Ja mam za sobą różne doświadczenia. Jak nasza najstarsza córka była malutka, to chodziliśmy niestety na zmianę. Nie dało się inaczej - nasz ówczesny kościół parafialny chlubi się rewelacyjną akustyką i każde miaukniecie było niemal lepiej słyszalne w kościele niż gdzieś na uboczu.
Potem z każdym dzieckiem było lepiej - nabieraliśmy doświadczenia i pewnie mniej się przejmowaliśmy. Oczywiście, w bocznej nawie (w miarę możliwości blisko ołtarza, przynajmniej na początku mszy).
W każdym razie staraliśmy się w miarę możliwości chodzić do kościoła razem, pomimo braku entuzjazmu ze strony jednej panienki i chodzenia do toalety „dla zabicia czasu” (bo to w końcu też jest jakieś urozmaicenie, nie?).
Agaja
U nas na mszy ksiądz chodzi między dziećmi, zadaje pytania, a jak dobrze odpowiedzą, dostają naklejki. Jak jakąś ilość tam zdobędą, dostają nagrodę. Naprawdę, dzieciaki bawią się super, śpiewają, uczą się nowych wiadomości o Bogu.
mala_zaba
U nas dodatkowo kazania są ilustrowane na mszach dla dzieci. Jakieś rysunki czy przedmioty, czasem nawet scenkę uda się przygotować :)
ja-dia
My chodziliśmy z Olą od początku - było łatwo - spała. Później było coraz trudniej: jak się nauczyła chodzić - chodzenie po kościele, najlepiej po schodach. Później gadanie - wcale nie cicho, przed tacą - „mama zapłać i wychodzimy” , „długo jeszcze?”, „nudzi mi się” itd. I wtedy pomogły książeczki (o tematyce religijnej) - oglądała, pytała, a my odpowiadaliśmy po cichu.
A potem zaczęło się najgorsze - zmęczenie i znudzenie - kładła się na ławce, stukała butami, jęczała, że już dłużej nie wytrzyma - i wtedy odpuściliśmy... Ola w domu, a my zaczęliśmy chodzić osobno na msze... To było trudne i smutne doświadczenie. Ale wygodne dla nas. Nie musieliśmy się napinać, wściekać, wstydzić... mogliśmy w „pełni i z pożytkiem korzystać z mszy św.” Pozornie... Ola otrzymała w ten sposób komunikat - jak się jest niegrzecznym na mszy, to można nie chodzić do Kościoła.
Na szczęście, dość szybko zdaliśmy sobie sprawę, że tak nie może być, bo w ten sposób dziecko nie widziało ani ojca ani matki na Eucharystii, a od kogo ma się uczyć uczestnictwa?
Postanowiliśmy - chodzimy razem, na mszę dla dzieci i jest to reguła naszej rodziny. Koniec, kropka. Nawet, jak Ola jęczy, to nie ma zmiłuj. Jak już przekroczy próg kościoła, jest OK. Tzn. nie jest idealna, ale dajemy jej prawo do kręcenia się, do pytania o coś, nie naciskamy na nic (np. nie wymagamy, że musi stać czy klęczeć, kiedy jest na to czas - sama zaczęła to robić widząc innych). Widzimy postępy i cieszy nas to bardzo.
MagdaL
Byłam ostatnio świadkiem, jak mama przyszła z małym dzieckiem na mszę św. i rozłożyła mu w pierwszej ławce tuż przed nosem księdza kredki i kolorowanki. Dodatkowo była jeszcze wyposażona w wielkiego misia. Wyglądało to co najmniej komicznie, bo dziecko nie miało tak naprawdę pojęcia, gdzie i po co przyszło.
JoaD
Pierwsza ławka, miś i kredki z kolorowankami to dla mnie przegięcie.
Ale: zeszyt/kartka + ołówek czy długopis w trakcie kazania to całkiem niezłe rozwiązanie, jeśli kazanie raczej nie na poziom dziecka. Ja to nawet zastosowałam u 7-latka na rekolekcjach w ub. roku - i potem prezentowałam ks. moderatorowi graficzny zapis jego kazania - chłopczyk narysował walczących Egipcjan - całkiem to było niezłe :] No, z kazaniem związane pośrednio. :)
Agaja
Nie ma jednego dobrego rozwiązania.
Posiłkowanie się „fajnym księdzem” też nie zwróci uwagi dziecka na istotę mszy św., tylko na tego księdza. To tak wychodzi bardzo analogicznie do kredek Agai - na swój sposób dziecko przeżywa mszę świętą według lekko innego „rytu”, ale przeżywa razem z rodzicami i ze wspólnotą.
Ja ze swoim synkiem (bardzo aktywnym) nie chodziłem w ogóle na msze dziecięce, bo wiedziałem, że jak zobaczy inne dzieci biegające, to utracę wszelką kontrolę ;)
Teraz ma 7 lat i obyło się bez biegania, a w tej chwili w kościele przesiedzi 45 min. bez zbędnego bólu, co w innym miejscu jest niemożliwe lub kończy się 3 kółkami dookoła podwórka - ot, tak dla rozładowania energii...
strix
Przeczytałam kiedyś w książce Bogny Białeckiej „Mam mądre i dobre dziecko” porady dotyczące mszy św. Chciałam się z Wami podzielić...
„Dziecko zabieraj na msze św. w wieku niemowlęcym, a potem dopiero, gdy będzie w stanie spokojnie zachowywać się przez godzinę (zwykle 5-6 lat)”.
Pani przedstawiała też argumenty za i przeciw mszy dla dzieci. Oto jeden z „przeciw”: „dziecinne piosenki, śpiewane przy akompaniamencie gitary, wykształcają w dzieciach prymitywne upodobania muzyczne”
Dla zainteresowanych - trochę stare, ale jest: Zalecenia duszpasterskie Episkopatu Polski w związku z dyrektorium o mszach świętych z udziałem dzieci -- (1977)
MagdaL