Młodzież

(160 -wrzesień -październik2008)

z cyklu "Wieczernik Domowy"

Miłość, nienawiść, obojętność

Krzysztof Janowski

Jedną z cech mówiących o tym, że ludzie są stworzeni na obraz Boży jest nasza zdolność do miłości. Bóg jest Miłością, my jako ludzie jesteśmy zdolni do miłości. To miłość jest jedną z rzeczy, którą ślubujemy sobie podczas przysięgi małżeńskiej. To ona wzywa nas do doskonałości i uzdalnia do czynienia dobra dla innych ludzi.

Ale często niszczymy w sobie tę naszą zdolność do miłości.

Albo zaczynamy zbierać urazy i pogrążać się w nienawiści. Stąd popularne powiedzenie, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok. W końcu to ukochana osoba jest tą, która wielokrotnie nas zrani i której rany bolą nas bardzo. Zrani, bo dwoje ludzi zawsze jest różnych, a skoro spędza ze sobą dużo czasu, to ma dużo okazji do zadania ran. A rani boleśnie, bo jest nam bliska, a często zdanie bliskiej osoby jest tym, z czym się liczymy, na czym nam najbardziej zależy.

Nie wiem jednak czy nie częściej małżonkowie zaczynają pogrążać się w obojętności. Na jednych z rekolekcji parafialnych ksiądz rekolekcjonista powiedział, że do niedawna myślał, że największym wrogiem współczesnej rodziny jest… telewizor. Bo małżonkowie, zamiast spędzać czas ze sobą, porozmawiać i dowiedzieć się, czym w danej chwili żyją, co ich nurtuje, tylko oglądają telewizję. Ale, powiedział ksiądz, zmieniłem zdanie, teraz uważam, że największym wrogiem małżeństwa są… dwa telewizory. Dla żony w kuchni i dla męża w pokoju. Jak mają jeden telewizor, to przynajmniej usiądą koło siebie, przytulą się do siebie i czują swoją obecność. A tak żona w kuchni ogląda serial, mąż w pokoju mecz albo kryminał i… zero kontaktu, totalna obojętność.

No, ale nie tylko telewizor jest problemem. Wiele codziennych spraw zabiera nam czas, powoduje, że biegamy tam i z powrotem i nie mamy możliwości aby usiąść i porozmawiać z najbliższą osobą. Czasami podejmujemy decyzję niby z troski o naszą rodzinę, chcemy dobra naszych dzieci i np. decydujemy się na budowę domu. Często za taką decyzją idą ciężkie skutki, bo taka inwestycja wymaga mnóstwa czasu i pieniędzy. Często powoduje, że rodzice muszą biegać do pracy, na budowę i mają ten czas „wyrwany z życiorysu”. Tak to podsumował jeden z moich kolegów w pracy – budowa ich domu to rok wyrwany z życiorysu. A dzieci? Często myślimy, że robimy coś dla nich. Ale czy one rzeczywiście tego potrzebują? Czy potrzebują zabieganych rodziców niemających czasu dla siebie i dla nich?

Dzisiaj na podwórku widziałem córkę jednego z kolegów, jak pędziła koło 19:00 ciesząc się, że jej tata już wrócił do domu. Gdy już uściskała go radośnie i wróciła bawić się z koleżankami, to one powiedziały, że ich tatusiowe już od dawna są w domu, więc nie wiedzą, czemu się tak cieszy.

Oczywiście, wiele razy ten dom potem jest rzeczywiście szczęśliwym zakątkiem dla naszej rodziny, ale, jak powiedział mi jeden ksiądz, jest też wiele rodzin, które budowało swój dom, biegało za nim rok lub dłużej, a potem okazało się, że nie ma kto w tym domu mieszkać. Bo po takim okresie rozmijania się stwierdzili, że są już sobie obcy, obojętni.

To samo często dzieje się w przypadku rozłąki rodzin związanej z emigracją zarobkową. Wielka ilość wyjazdów do pracy w Wielkiej Brytanii czy Irlandii w ostatnich latach ma swoje odbicie w większej ilości rozbitych małżeństw, w większej ilość dorastających dzieci i młodzieży pozostawionych bez należytej opieki. W wielu dramatycznych sytuacjach rodzinnych.

Czy można coś z tym zrobić? Czy można coś z tym zrobić na każdym etapie czy też raczej nie? Bardzo trudne pytanie. Jako ludzie potrzebujemy miejsca do mieszkania, potrzebujemy pieniędzy, aby żyć. Co gorsza, czasami nasze rachunki, nasze plany nie wychodzą. Planujemy, że budowa zajmie nam rok, dom wykończymy w trzy miesiące itp., a potem to wszystko ciągnie się i ciągnie. Planujemy, że potrzebne pieniądze zarobimy w pół roku, a może nawet w trzy miesiące, a potem przez pierwszy miesiąc to szukamy pracy i wydajemy nasze oszczędności. Czy taki jest Boży plan? A może to my mieliśmy jakiś własny plan i bardzo chcieliśmy nie usłyszeć planu Boga względem nas?

Z drugiej strony Pan Bóg nigdy nie obiecuje nam, że Jego plan dla nas jest łatwy i przyjemny. To Boży Plan zawiódł Chrystusa do Jerozolimy, do ogrodu Oliwnego i na Golgotę. Ale to ten sam plan pozwolił Mu zbawić całą ludzkość. Jeśli więc będziemy wytrwale szukać Boga, patrzeć na owoce naszych działań i korygować nasze postępowanie zgodnie z odkrywanym Bożym planem, to mamy szansę. Jedno z małżeństw rozmijających się tak przy budowie domu powiedziało mi, że raz na jakiś czas robią sobie dłuższą chwilę tylko dla siebie. Nie dla znajomych, nie dla przyjaciół, ale w końcu czas, aby móc spokojnie porozmawiać i pobyć ze sobą. Tak samo nasz dialog małżeński (jedno ze zobowiązań Domowego Kościoła) jest czasem, w którym jesteśmy wezwani do pozostawienia poza sobą naszego zabiegania, do byciu ze sobą i próbie odkrycia Bożego planu dla nas, naszego małżeństwa, naszej rodziny.

Może nam też pomagać świadomość, że nasze wyzwanie nie trwa wiecznie. Nie będziemy budować naszego domu w nieskończoność, nie będziemy cały czas w rozłące związanej z emigracją zarobkową, nasze dzieci też będą dorastać i stawiać przed nami nowe wyzwania, nowe zmartwienia, ale fizycznie w jakimś sensie pozwolą nam odetchnąć (nie będziemy musieli ich ciągle nosić na rękach czy wstawać do nich w nocy jak to jest z niemowlakiem).

Nie pozwólmy naszym codziennym trudom zniszczyć naszą miłość. Nie zamieńmy jej w nienawiść czy obojętność. Starajmy się czerpać z Miłości i poszukiwać dróg do budowania naszej miłości w każdym czasie, w doli i niedoli, tak abyśmy mogli przejść przez trudne ścieżki naszego życia i dobrnąć razem do celu. Tego Wam, drodzy czytelnicy i sobie samemu życzę.