Eros i agape według encykliki o miłości Benedykta XVI
Od ponad roku na pytanie „Gdzie mieszkasz?” odpowiadam z nieukrywaną radością: „Na strychu”. Zwykle pytający jest jednocześnie zaszokowany i zmartwiony. Ale to i tak lepsze niż mieszkać w klatce numer 3, czy w chlewie – myślę sobie.
Szanowny czytelniku – czy ty także zdążyłeś się już trochę zdziwić? Mam nadzieję, że tak. Chciałbym na początku zwrócić uwagę na pewne nieporozumienia, które wynikają z braku jasnego sprecyzowania znaczenia słów. Strych, na którym mieszkam to pięknie urządzone mieszkanie, klatka to znane wszystkim „osiedlowiczom” określenie wejścia do bloku a Chlewo, to miejscowość niedaleko Grabowa nad Prosną, w której mój kolega kursowy jest proboszczem. Teraz już wszystko jasne.
Myślę, że podobne nieporozumienia powstają, kiedy używamy słowa „kochać”. „Kocham kino”, „Kocham jeść”, „Kocham konie”, „Kochałem się z dziewczyną” to przecież sprawy, które wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Kiedy dodatkowo w obszarze miłości chcemy zająć się erotyką, to bardziej wrażliwi już kończą czytać ten artykuł. Tymczasem Benedykt XVI w pierwszej encyklice swojego pontyfikatu „Deus Caritas Est” bardzo dużo miejsca poświęca dwóm rodzajom miłości: eros i agape chcąc ukazać ich najgłębsze znaczenie.
Papież zauważa na wstępie, że w „miłości kobiety i mężczyzny przed człowiekiem otwiera się obietnica szczęścia pozornie nie do odparcia” (DCE 2). To jest główny punkt odniesienia, gdy mówimy o miłości dzisiaj. W porównaniu z tą miłością każdy inny rodzaj miłości wydaje się małowartościowy. Tej miłości pragnie każdy człowiek i w nim widzi coś, czego pewnie nie nazywa „zbawieniem” ale gdyby się głębiej zastanowić, to tak właśnie jest. Człowiek ma w sobie to niezaspokojone pragnienie miłości i ciągle żyje nadzieją, że gdy wreszcie spotka kogoś, kogo pokocha z wzajemnością, będzie w pełni szczęśliwy. Jest to z jednej strony siła napędowa człowieka, z drugiej przyczyna frustracji, kiedy marzenia nie spełniają.
Ale idźmy dalej w głąb pojęcia miłości. Papież najpierw chce zdefiniować miłość, która w języku greckim określone jest słowem eros, czyli „miłość między mężczyzną i kobietą, która nie rodzi się z myśli i z woli ale w pewien sposób mu się narzuca” (DCE 3). Znamiennie jest, że ten termin nie pojawia się ani razu w Nowym Testamencie, co może sugerować zdystansowanie się Jezusa Chrystusa a dalej idąc Kościoła do tego rodzaju miłości. A może jest w tym nawet jakiś przejaw pogardy i potępienia? Fryderyk Nietsche – filozof z kręgu egzystencjalistów zapyta: „Czy Kościół swoimi zakazani nie czyni gorzkim tego, co w życiu najpiękniejsze?”
Aby odkryć przyczyny nowego spojrzenia na miłość w Biblii, musimy się cofnąć do starożytności. Odkrywamy tam kultyczny stosunek do miłości w znaczeniu erotycznym. Eros czczono jako boską siłę, a stosunek seksualny uważano za bezpośredni kontakt z bóstwem, stąd w pogańskich świątyniach funkcjonowały tzw. prostytutki sakralne. Na tym tle Izrael odkrywa Boga Jedynego, który jednoznacznie zabrania oddawani czci innym osobom i siłom występującym w przyrodzie. W tym samym kierunku idzie Nowy Testament a w dalszym etapie Kościół Jezusa Chrystusa. Jego dystans wobec miłości w wymiarze eros nie jest odrzuceniem jej samej, ale wskazaniem na zakaz absolutyzacji tej wartości. Kościół nie potępia erosu, ale uznaje konieczność dyscyplinowania go, aby stał się doświadczeniem przedsmaku nieba a nie poniżeniem godności człowieka (por. DCE 4).
Przykładem starotestamentalnego odniesienia do miłości w wymiarze eros jest Pieśń nad Pieśniami. Na początku księgi miłość określa się hebrajskim słowem dodim, co wyraża nieokreśloną miłość poszukującą obiektu uczuć z wyraźnie egoistycznym nastawieniem. W miarę rozwoju miłosnej historii opisanej w Pieśni nad Pieśniami pojawia się słowo ahaba wyrażające troskę i posługę na rzecz drugiego. Taka miłość „nie szuka już samej siebie, ale szczęścia ukochanej osoby i jest gotowa do poświęceń – co więcej szuka ich” (DCE 6). Taka miłość według Benedykta XVI poszukuje definitywności w podwójnym znaczeniu: tylko ta jedna osoba i na zawsze. Ta miłość jest ekstazą nie w sensie chwilowego upojenia, ale w sensie trwałego wychodzenia ze swojego „ja” i w tym znaczeniu przygotowuje grunt pod miłość w wymiarze krzyża, czyli to, co Nowy Testament określa słowem agape.
Powstaje pytanie: Czy rozumienie miłości radykalnie oddziela chrześcijaństwo od świata niechrześcijańskiego (w którym de facto na co dzień funkcjonujemy)? Piotr naszych czasów odpowiada ukazując eros jako początek procesu dojrzewania miłości i zaproszenie do agape. Patrząc z drugiej strony papież podkreśla, że agape też potrzebuje eros, gdyż nie można dawać nie otrzymując. Ojcowie Kościoła widzieli w drabinie Jakubowej (por Rdz 28,12) połączenie eros i agape jako miłości zstępującej i wstępującej. Agape i eros to dwa bieguny tej samej miłości i źle jest kiedy jedna oddala się od drugiej lub całkowicie traci z nią kontakt. Człowiek wierzący w Boga odkrywa, że nie może kochać bliźnich nie doświadczając miłości Bożej i w tym momencie dochodzimy do sedna problemu. Jaką miłością kocha nas Bóg: eros czy agape?
Bóg wybiera Izraela i chce go uzdrowić czyli zbawić. Jednocześnie obdarowuje go miłością w konkretnych faktach historycznych. Prorocy opisują „namiętność” Boga wobec ludzkości a pozostałe księgi Biblii miłość Boga do Narodu Wybranego ukazują w obrazach narzeczeństwa i małżeństwa. Zdrada, czyli bałwochwalstwo jest przyrównywane do cudzołóstwa i prostytucji. Widzimy więc w tej miłości zarówno eros jak i agape. Idąc dalej natrafiamy jednak na jeszcze głębszy wymiar miłości. Miłość Boga jest bowiem tak wielka, że zwraca Boga przeciw samemu sobie w tajemnicy Krzyża Jezusa Chrystusa (por DCE 10). Boża miłość występuje niejako przeciw Bożej sprawiedliwości. Inaczej mówiąc Jezus nie zasługuje na krzyż, na mocy sprawiedliwości (nie powinien w ogóle cierpieć), ale na mocy miłości cierpi aż do całkowitego unicestwienia przez śmierć.
Sprowadzając temat miłości na ziemię warto na koniec podkreślić jej dwa wymiary obecne w miłości małżeńskiej. Filozofie starożytne ukazywały człowieka pierwotnie idealnego i samowystarczalnego (według Platona człowiek na początku miał kształt kuli) a następnie ukaranego przez bóstwa podziałem na dwa rodzaje: męski i żeński. W ten sposób tłumaczono dążenie do spotkania i zjednoczenia się z „drugą połową” (eros). W przekazie biblijnym nie ma mowy o karze, ale pojawia się myśl, że człowiek jest w jakimś sensie niekompletny i poszukuje osoby płci przeciwnej. To nam uświadamia, że eros jest zakorzeniony w naturze człowieka, ale doskonała miłość to oprócz pragnienia pełni także pragnienie obdarowania pełnią a zatem agape. Człowiek opuszcza ojca i matkę i tak ściśle łączy się ze swoją żoną, że stają się jednym ciałem (por. Rdz 2,24). Ta relacja jest nacechowana wyłącznością i definitywnością, co Biblia uzasadnia przez monoteizm. Skoro jest Jeden Bóg, który prawdziwie kocha człowieka i oczekuje tego, że będzie Jedynym w jego życiu, to także w relacjach kobieta-mężczyzna najdoskonalszą forma miłości jest ta oparta na monogamii.
Podsumowując warto podkreślić, że w ujęcie Magisterium Kościoła dwa wymiary miłości eros i agape różnią się, ale wzajemnie się uzupełniają. Oba też są odpowiedzią na Miłość Bożą, która zawsze jest pierwsza. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie będzie to dla nas abstrakcyjna idea, ale konkret, którego doświadczamy mieszkając na strychu, czy w innych równie ciekawych miejscach.